wtorek, 16 lipca 2013

Opowiadanie 1. Część 74.

Szybko wyszli z bloku i w mgnieniu oka znaleźli się już w samochodzie.
Ten cały pośpiech oczywiście nie był na próżno, tylko z wiadomych przyczyn, ponieważ zarówno Hanie, jak i Piotrowi zależało, żeby jak najszybciej znaleźć się w szpitalu, przy łóżku, na którym leży Tosia.
- Hana zwolnij trochę, bo zaraz nas policja zatrzyma! - prawie wykrzyczał Piotr, patrząc na licznik, który ciągle rósł w górę.
- Chcesz szybko dojechać?! Ja też, więc nie marudź. - mówiła, wcale nie zmieniając prędkości.
- Tak, ale nie chcę się zabić! - krzyknął Piotr i Hana nieco zwolniła.
* * *
- Mamo, tatuś jest lekarzem i mnie wyleczy? - zapytała Tośka, chwytając się za brzuch. 
- Oczywiście kochanie. Jak tatuś przyjedzie będziesz zdrowa. - odpowiedziała, starając się wesprzeć córkę Soszyńska. 
- A kiedy przyjedzie? - zapytała pełna nadziei mała. 
- Już jedzie. - uśmiechnęła się pogodnie jej matka. 
- Mamo! Coraz mocniej boli! - krzyknęła nagle. 
- Zaraz wracam Tosiu, idę po lekarza! - powiedziała i równie szybko wybiegła z sali. 
- Ała! - wykrzyczała jedynie mała i straciła przytomność. 
* * *
Po ekspresowej jeździe w około kwadrans później znaleźli się przed szpitalem. 
Na szczęście nie mieli problemów ze znalezieniem miejsca na parkingu, ponieważ był wieczór.
Szybko wysiedli i weszli do budynku ...
Oczywiście od razu skierowali się w stronę sali Tosi. 
Widok dziewczynki nieco przeraził zakochanych. Była podłączona do aparatury. Wyglądało to strasznie. 
- Biedna mała. - westchnęła cicho Hana, której aż się serce krajało na ten widok. 
- Tosia?! - patrzył na nią, chwytając ją za dłoń. 
Ona nie mogła mu odpowiedzieć ... wciąż była nieprzytomna. 
- Co się stało? Przecież było dobrze. - skierował słowa w stronę matki dziewczynki. 
- Sama nie wiem. Nagle wszystko się pogorszyło, narzekała na coraz silniejsze bóle brzucha ... potem zemdlała i nadal z tego co widzisz jest nieprzytomna. Musieli podłączyć ją do tych wszystkich kabelków, bo mówili, że jej narządy same nie dają rady. Piotr, jesteś lekarzem, co jej jest? - opowiedziała wszystko przez łzy i potem zadała pytanie, patrząc mu prosto w oczy. Tak bardzo martwiła się o swoją małą córeczkę, a mimo to nie miała pojęcia jak jej pomóc. 
- Nie wiem, ale dowiem się. Idę do lekarskiego. - powiedział i pocałował Hanę w polik, przekraczając następnie próg drzwi. 
- Nie idziesz z nim? - zapytała Magda, spoglądając na Goldberg. 
- Nie, na nic się mu nie przydam. Posiedzę tu z tobą przy Tosi, dobrze? Oczywiście jeżeli ci to nie przeszkadza. - patrzyła na nią oczyma pełnymi nadziei. Naprawdę chciała jej pomóc choć w jakiś sposób. 
- Zostań ... dziękuję. 
- Nie ma za co. - odpowiedziała i uśmiechnęła się pocieszająco.
To był przełom w relacjach pomiędzy kobietami. Odnalazły w sobie nieco wsparcia ...
- Stało się coś szczególnego, jakieś objawy? Może w ten sposób pomogę ... - mówiła Hana, patrząc współczującym wzrokiem zarówno na Magdę jak i na jej córkę. 
- Nie, nic takiego. Było dobrze, a nagle ... nagle znacznie się pogorszyło. Strasznie bolał ją brzuch. Krzyknęła tak, jak nagle coś by ją ugryzło ... - mówiła przygnębiona. 
- Hmm ... - Hana układała sobie wszystko w głowie. - To by się zgadzało, chwila ... trzeba ją podnieść, tylko delikatnie. 
- Co?! Ale po co?! Czemu?! - zapytała, nie wiedząc za bardzo o co chodzi Soszyńska. 
- Po prostu ją podnieś. Tylko delikatnie. Muszę coś sprawdzić, a potem ci powiem. - odpowiedziała, zbliżając się do dziewczynki. 
- Mogę ci ufać? - spytała, ostatni raz na nią spoglądając. 
- Oczywiście ...


Chcę wam tylko powiedzieć, że jadę nad morze, więc najbliższe opowiadanie może być dopiero w niedziele i to nie dlatego, że mi się nie chcę czy coś. 
Od razu jak będę miała czas i dostęp do netu to biorę się za kolejną część. ; )
Trzymajcie kciuki za małą Tosię. ; c
Proszę, komentujcie.

sobota, 13 lipca 2013

Opowiadanie 1. Część 73.

Kobietę zdziwiło to, że Piotr tak chętnie i bez żadnego zaciągania od razu poszedł do kuchni i zaczął przygotowanie dla nich posiłku.
-"Przecież nie przepada za gotowaniem. Dlaczego teraz to robi?" - myślała Hana, siadając na kanapie.
- Piotr, coś się stało, że tak chętnie gotujesz? - postanowiła nie zostawiać swoich pytań bez odpowiedzi z jego strony. Skierowała się do kuchni i spojrzała prosto w jego obłędne oczy, bo była bardzo ciekawa odpowiedzi.
- Robię to, żebyś odpoczęła ty i dziecko. - wskazał palcem na jej coraz bardziej zaokrąglający się już ciążowy brzuszek. - Dlatego wracaj na kanapę i się relaksuj póki możesz.
- Póki możesz? Co to niby ma znaczyć? - zapytała, śmiejąc się.
- To, że jak już będziesz po porodzie to wszystko wróci do normy. - odpowiedział, kontynuując przygotowanie posiłku.
- Haha, jasne. - mówiła, kierując się do tej kanapy. - Ale dzisiaj naprawdę było trochę nerwów, nie obrazisz się jak chwilę sobie pośpię?
- O, właśnie o to mi chodziło. Odpocznij, to dobrze zrobi naszemu dziecku. - powiedział, a ona pogodnie uśmiechnęła się w jego stronę, a następnie zamknęła zmęczone dniem oczy.
Hana kochała i zawsze mimowolnie od sytuacji się uśmiechała, kiedy mówił "nasze dziecko". To od razu wprawiało ją w lepszy nastrój i dawało pewność, że Piotr będzie znakomitym ojcem.
Niezmiernie się cieszyła, że to właśnie z nim założyła rodzinę.
Po kilkunastu minutach mężczyzna wyszedł z kuchni i chciał zawołać swoją partnerkę na kolację.
Wszedł jednak do salonu i zobaczył, że Hana dalej smacznie śpi i po prostu nawet nie miał serca jej budzić. Widział przecież, że była wykończona i doskonale wiedział, że najbardziej jest jej teraz potrzebny odpoczynek.
-"Kolację zawsze można zjeść później" - pomyślał, biorąc ją delikatnie na ręce, tak aby nie została obudzona.
Nie chciał, żeby spała na tej ciasnej i mało wygodnej kanapie. Dużo bardziej wyspałaby się na ich łóżku, które znajduje się w sypialni, dlatego właśnie tam została przeniesiona.
Piotr położył ją i przykrył kołdrą. Następnie zasłonił rolety, aby w pokoju było ciemno i uchylił lekko okno, by lepiej się jej oddychało. Na sam koniec zostawił lekko uchylone drzwi na wypadek, gdyby czegoś od niego potrzebowała i go wołała, a potem wyszedł z pokoju.
Nie był tak głodny, aby teraz jeść.
Tymbardziej, że jedznie przygotował w głównej myśli dla Hany, dlatego postanowił je zjeść wspólnie z nią, gdy się obudzi bardziej wypoczęta.
Sam też był trochę zmęczony, więc postanowił odpocząć na kanpaie, na której dokładnie to samo wcześniej robiła jego ukochana.
Włączył telewizor i wziął zimne piwo z lodówki i zaczął oglądać mecz siatkówki, który właśnie leciał.
Minęło sporo czasu, nagle relaks przerwał dzwoniący telefon.
- Słucham? - zapytał, odbierając.
- Piotr, musisz natychmiast przyjechać. Stan Tosi znacznie się pogorszył. - poinformowała go Soszyńska, w której głosie słychać było, że silnie to przeżywa.
Rozmawiali jeszcze chwilę.
- Tak, tak oczywiście już jadę. - mówił, rozłączając się i jednocześnie zakładają buty. - Cholera, przecież piłem, muszę jechać autobusem! - krzyknął zły na siebie.
- Zawiązę cię. - odpowiedziała Hana, która właśnie wyszła z sypialni.
Była cała gotowa do wyjścia, ponieważ słyszała rozmowę Piotra i wiedziała, że nie zostawi go w takiej sytuacji.
- Ale ty musisz odpoczywać. - mówił, zły sam na siebie, że dopuścił do sytuacji, w której nie może prowadzić.
- Już odpoczęłam. - powiedziała pewna siebie i otworzyła drzwi. - To co, wychodzimy?
Jemu nie pozostało nic innego jak tylko się zgodzić.
Tak właściwie to kobieta ratowała mu życie, ponieważ gdyby jechał autobusem znalazłby się na miejscu dużo później niż autem.
- Dziękuję. - szepnął jej na ucho, kiedy zamykała mieszkanie.

czwartek, 11 lipca 2013

Opowiadanie 1. Część 72.

Para spojrzała się na siebie i od razu udała się szybkim krokiem w pogoni za Wiktorią.
Nim się obejrzeli, znaleźli się już pod salę, w której przebywała mała Soszyńska.
Magda już siedziała przy jej łóżku, trzymając ją za rękę. Widać było zarówno to, że się martwi o dziewczynkę, jak i to, że wykłóca się o coś z jej lekarką prowadzącą - Consalidą.
Hana wraz z Piotrem postanowili dać matce i córce choć trochę czasu na osobności, dlatego nie weszli od razu tylko usiedli przed salą i zaczęli rozmowę.
- Ona serio jest taka problemowa? O co ona się tam kłóci z Wiki? - pytała Hana bacznie obserwując szklaną szybę, jaka ich dzieliła.
- No jest, jest. - odparł smutno Piotr.
Romawiali jeszcze chwilę, po czym szybkim krokiem wyszła z sali Wiktoria i usiadła na krześlę obok nich.
- Boże, Piotr. Ona jest straszna, dostarczyła mi rozrywki na cały dzień. - mówiła, przecierając zmęczone już pracą oczy.
- A co jest? - pytał zdziwiony, ponieważ Magda co sytauację go czymś zaskakiwała ... i to niekoniecznie w dobrą stronę.
- Wszystko jej nie pasuje. Mówi, że Tosia jest źle leczona i chce mnie pozwać za niedopilnowanie jakiś obowiązków, choć nie wiem dokładnie o co chodzi, bo nie miałam siły jej słuchać i po prostu wyszłam.
- Pogadam z nią. - powiedział Gawryło i już zaczął wstawać miejsca, ale powstrzymała go ręka ukochanej.
- Daj spokój i tak zrobi to co będzie chciała. - odpowiedziała pewna siebie Goldberg.
- No właśnie i tak jak mnie pozwie to wygram, bo nie było żadnych niedopatrzeń. - poparła ją koleżanka z pracy.
Para postanowiła, że w międzyczacie zobaczy co u Leny, przecież to jej w głównej mierze zawdzięczali to, że Tosia doznała tylko lekkich obrażeń.
Weszli na jej salę i okazało się, że ze Starską też nie jest źle.
Przy jej łóżku czuwał już oczywiście Witek z Felkiem na rękach.
Dowiedzieli się, że bóle jej ustąpiły,a ręka jest złamana i wsadzona na dwa tygodnie w gips. Zostaje na jeden dzień obowiązkowej obserwacji i tyle.
Hanie i Piotrowi wyraźnie ulżyło, gdy dowiedzieli się, że z lekarką wszystko w porządku, bo wyraźnie czuli ciągle poczucie winy.
- Dobrze, że Lenie nic nie jest. - powiedziała Hana, kiedy tylko wyszli z jej sali.
Poczucie winy, które nie dawało jej spokoju nieco się zmniejszyło, jednak wciąż ją dręczyło ...
- Mi też ulżyło. - odpowiedział jej ukochany i odetchnął głęboko.
- To co, teraz idziemy do Tosi, a potem dom?
- Dokładnie tak. - mówił Gawryło, łapiąc ją za rękę i ruszając przez szpitalny korytarz.
Tak jak powiedzieli, tak zrobili.
Kilka minut później weszli na salę dziewczynki.
Magda cały czas była na nich wściekła i posądzała ich o ten cały wypadek, dlatego nie chciała zostać z nimi w jednej sali i od razu postanowiła pójść się przewietrzyć i zostawić ich.
Nie chciała spędzać chociaż drobnej chwili w ich obecności ...
U małej też długo nie zawitali, ponieważ spała i nie chcieli jej budzić.
Postanowili więc udać się jak najprędzej do domu i odpocząć, po tym jak zwykle pełnym przeżyć dniu.
- Zajrzymy do niej jutro przed pracą, ok? - zapytał Piotr, odpalając silnik auta.
- No oczywiście, że tak. - Hana uśmiechnęła się do niego.
Na drodze było cicho i spokojnie.
Korków nie było, więc dotarli do domu w dość krótkim czasie.
- Muszę coś zjeść. - powiedziała już na wstępie Hana, gdy tylko zdążyli wejść do mieszkania.
- Ja się tym zajmę. - odpowiedział Piotr i ruszył w stronę kuchni.

piątek, 5 lipca 2013

Opowiadanie 1. Część 71.

Hana siedziała na krześle w poczekalni i myślała o tym całym bardzo przykrym i smutnym incydencie.
"Jak to się stało? Jak do tego doszło?" - w głowie cały czas kłębił się jej mętlik pytań.
Z tego amoku wyrwał ją dopiero głos Piotr, który do niej podszedł, chowając już telefon do kieszeni.
- Już coś wiadomo? - pytał, choć tak naprawdę był pewien odpowiedzi.
- Nie, jeszcze nie. - odparła, spoglądając na niego. - A jak z Magdą?
- Strasznie. Jest na mnie okropnie zła i chyba już nigdy nie pozwoli mi pilnować Tosi.
- Nie może ci tego zabronić, ty też jesteś jej ojcem i masz do niej prawa.
- Tak, wiem ... ale się jej nie dziwię. Jak mogłem zapomnieć jej powiadomić?
- Mieliśmy ważniejsze rzeczy do zrobienia, dużo ważniejsze. - powiedziała spokojnie.
- Tak, wiem, ale wytłumacz to jej. - odparł bez jakiegokolwiek entuzjazmu w głosie.
Na tym skończyła się ich rozmowa.
Siedzieli na małych  i wąskich krzesełkach podparci o siebie nawzajem i milczeli.
Obserwowali otoczenie wokół ...
Widzieli jak ludzie wchodzą i wychodzą. Jak zmieniają się pielęgniarki i wolnym krokiem chodzą pacjenci po szpitalnych korytarzach.
Wszystko naokoło nich się nieustannie zmieniało i nie dało się tego uniknąć.
Tylko oni pozostawali wciąż na tych samych, niewygodnych miejscach i w tych samych, już dość zdrętwiałych pozycjach.
Ich ciszę przerwał stukot szpilek i oboje od razu spojrzeli się w kierunku wydobywanego dźwięku.
Brunetka zmierzała prosto w ich stronę i po jej minie wnioskować można było, że nie jest szczęśliwa, a wręcz przeciwnie, agresja rodziła się jej na twarzy.
- Gdzie ona jest? - zapytała od razu bez zbędnych szczegółów Magda.
- Spokojnie. Cały czas czekamy, zabrali ją na badania. - mówił, starając się ją pocieszyć.
- Jakie spokojnie?! - wybuchła.  - Przez ciebie moja córka omal nie zginęła, a ty mi każesz być spokojną?
- Przeze mnie?! Przecież to do cholery nie była moja wina! - Piotr zareagował w dość emocjonalny sposób. Nie ukrywał, że zabolało go to, co usłyszał przed chwilą z ust Soszyńskiej.
Widać było, że za chwilę będzie duża afera, ponieważ już wkoło nich pojedyncze osoby zaczęły się odwracać i nasłuchiwać, słysząc wysoko podniesione głosy.
Hana postanowiła wkroczyć.
Do tego czasu nie chciała za bardzo ingerować, ponieważ uznała, że to sprawa pomiędzy rodzicami dziewczynki.
Jednak teraz zmieniła zdanie, ponieważ nie chciała, aby zaczęli na siebie wrzeszczeć i popadać sobie do gardeł na środku szpitalnego korytarza.
Musiała więc temu zaradzić.
- Magda, wszystko będzie dobrze. - jej słowa były szczere i całkowicie od serca. Żal jej było kobiety, bo zdawała sobie sprawę z tego co czuje.
- Nie wtrącaj się! - odpowiedziała podle.
Goldberg chciała już jej coś odpowiedzieć i dopiec, ale stwierdziła, że nie będzie taka wredna i złośliwa jak ona.
"Taka nie jestem" - powiedziała sobie cicho i zrezygnowana odwróciła się do niej plecami.
- I co, nic mi nie odpowiesz? - zapytała zdziwiona Soszyńska.
- Nie jestem taka jak ty.
- Zostaw ją. - odpowiedział Piotr i czule objął Goldberg ramieniem.
Magda nie zdążyła już nic więcej odpowiedzieć, ponieważ podeszła do niej Wiktoria.
- Niech pani tak nie krzyczy, bo pacjenci się skarzą. - powiedziała ozięble w stronę Magdy.
Ta tylko parsknęła.
- Córka jest po badaniach, jeżeli chce ją pani zobaczyć zapraszam za mną. - powiedziała i ruszyła.
Magda niepewnym ruchem udała się za nią.
- Hana, Piotr! Wy też chodźcie! - zdążyła jeszcze wykrzyczeć Consalida.

wtorek, 2 lipca 2013

Opowiadanie 1. Część 70.

W ambulansie było dość ciasno i starano się maksymalnie powiększyć jego powierzchnie. Wynikało to przede wszystkim z faktu, że jechało nim więcej osób niż powinno.
Była to ważna reguła, która została złamana, ale nie można odmówić kolegą po fachu. Trzeba się trzymać razem i w miarę możliwości pomagać sobie, jeżeli zdarzą się właśnie takie skrajne sytuacje.
Para siedziała pomiędzy Leną i Tosią, obejmując się wzajemnie.
Chcieli siebie nawzajem wesprzeć i odciążyć, ponieważ kochali się.
Już tyle rzeczy razem przeszli i teraz ten wypadek ... kolejna sytuacja do ich smutnej listy.
Tosia zaczęła się pomału wybudzać. Nie miała siły się podnieś, więc jedyne co zrobiła to tylko delikatne uchylenie powiek.
- Tato. - cichutko wymruczała.
- Ciii, jestem przy tobie, a teraz nic nie mów tylko śpi. - mówił, trzymając ją za rączkę.
Ona posłuchała jego prośby i wykonała ją natychmiast. Była wyczerpana, więc nic w tym dziwnego.
Z Leną też nie było tak źle, na szczęście ... ale wspaniale też nie było. To złamanie i ból brzuch z pewnością będzie wymagało chociaż kilkudniowej obserwacji w ich kochanym szpitalu.
Obie spały, więc Hana z Piotrem mogli wymienić kilka słów cicho i dyskretnie sami.
- Piotr, co to było z tym samochodem? - zapytała cicho.
- Sam nie wiem, ale to było jakieś takie dziwne. On tak po prostu wybuchł. - powiedział smutny.
- Wiem, dlatego sądzę, że to nie był zwykły przypadek. - odpowiedziała, głębiej się zamyślając.
- No, ale to chore Hana, co ty w ogóle sugerujesz? - pytał, patrząc w te jej piękne, szklane oczy.
- To, że ktoś chyba chciał wprowadzić w nasze życie jeszcze większe zamieszanie. - mówiła ponuro.
- Ale niby kto ... - Piotr nie był za bardzo przekonany do jej wniosku, chociaż sam wiedział, że samochód w magiczny sposób tak sobie sam nie eksploduje kiedy chce.
Nie zdążyli dokończyć rozmowy, ponieważ karetka zaparkowała już pod Leśno Górskim szpitalem.
Ich podróż dobiegła końca i mieli wysiąść.
Cały czas utrzymywali kontakt z rannymi Tosią i Leną.
Nie chcieli ich chociaż na moment zostawić samych, ponieważ po jakiejś małej części czuli się winni.
Zarówno Hana jak i Piotr twierdzili, że w dużym stopniu wina leży po ich stronie.
Bo czemu one biedne ucierpiały?
Ktoś chciał zrujnować życie im, a nie niewinnym ludziom.
To jedynie straszny i okropny pech, że one akurat wtedy znalazły się w tym miejscu.
Chyba ...
Od razu po wejściu do budynku zabrano je na odpowiednie badania i zostawiono parę samą sobie.
Jedyne co oni mogli robić to tylko iść do poczekalni i czekać jakie będą ich wyniki.
Oczywiście nie obyło się bez rozmów, które były prowadzone na oczywiste tematy.
- I co teraz? - padło jasne pytanie z ust Goldberg.
- Ja nie wiem Hana, naprawdę nie wiem. - mówił załamany Piotr.
Słychać było, że głos mu się łamał, bo tak naprawdę ciężko sobie wyobrazić, żeby znaleźć się w tak trudnej i  ciężkiej do przebrnięcie sytuacji.
- Trzeba to zgłosić na policję. - odpowiedziała mu po chwili namysłu.
- I niby co zrobi polska policja? Poza tym dowody znikły razem z autem. - podparł się bezradnie.
Hana mimowolnie posmutniała, ponieważ wiedziała, że Piotr miał rację.
Nagle rozmowę przerwał im telefon.
Gawryło spojrzał na telefon, a potem błagalny spojrzeniem na Hanę, ponieważ zupełnie o kimś zapomniał ... Magda.
Przecież musi ją natychmiast o tym poinformować.
Ona ... powinna tu być jako jej matka.
Rozmawiali przez ponad dziesięć minut, a Hana jedynie się przysłuchiwała i kilkakrotnie słyszała krzyki Magdy do słuchawki i podniesiony głos Piotra.
"Jeszcze więcej problemów, super ..." - pomyślała od razu.