tag:blogger.com,1999:blog-51171546954200863682023-11-16T15:14:26.141+01:00Hana i Piotr - miłosne zawirowania.Patrycjahttp://www.blogger.com/profile/07293698369237432030noreply@blogger.comBlogger125125tag:blogger.com,1999:blog-5117154695420086368.post-58455988982250132322018-09-24T16:07:00.001+02:002018-09-24T16:08:00.196+02:00Czasem trzeba odpocząć/ 7Po rozmowie ze swoim szpitalnym kolegą poczuła się nieco lepiej. Właściwie nie do końca można nazwać to rozmową. Piotr dotrzymał swoich słów, nie próbował wydusić z niej żadnych informacji i nalegać na zwierzanie się, więc ostatecznie naprawdę siedzieli w ciszy. Była ona w pewien sposób budująca. Pozwalała ochłonąć i zebrać myśli. Czas się trochę ogarnąć. Siebie i swoje życie.<br />
- Dzięki, bardzo mi pomogłeś - odparła Hana wstając. Wiedziała, że teraz już nie ma więcej czasu wolnego i musi wracać do swoich obowiązków... odłożonych już i tak na zbyt długo.<br />
- Co? Przecież nic nie zrobiłem - zareagował na jej słowa nowy chirurg.<br />
- Zrobiłeś bardzo dużo - powiedziała oddalając się, bardziej sama do siebie niż do niego.<br />
Pacjentki, pacjentki, pacjentki. Godziny jej się dłużyły. Do tego za oknem było zimno i nieprzyjemnie. Nie wprawia to człowieka w dobry nastrój. Hana chciała tylko wrócić do domu i zaszyć się z ciepłą herbatką pod kocem. Tak, właśnie tego jej było teraz trzeba. Nie żadnych rozmów, analizowania i wyjaśniania spraw. Po prostu spokój i relaks, jednak nie mieszka sama, a z Patrykiem. Wiedziała, że to oznacza konieczną konfrontację, choć tak bardzo nie miała na nią w tym momencie ochoty.<br />
- To co? O 20?<br />
- Jasne, będzie super! Słyszałaś? Mirek też będzie - dwie pielęgniarki akurat przeszły obok niej.<br />
- O, Hana! - krzyknęła jedna z nich<br />
- Szykuje się jakieś wyjście? - pamiętała, że jedna z nich wspomniała o Mirku. Był ortopedą w szpitalu.<br />
- Tak, dzisiaj. Ale ciebie nie będzie jak zwykle, prawda?<br />
- Co masz na myśli? - spojrzała się w jej stronę lekarka.<br />
- No... nigdy nie byłaś na naszych wyjściach.<br />
- O, no tak, w sumie tak. Ale dzisiaj mam ochotę. Kiedy i gdzie?<br />
- O ja! Nie wierzę! Pani doktor pierwszy raz z nami! Będzie super! W sumie to takie wyjście zapoznawcze na przełamanie lodów z nowym chirurgiem. Poznała go pani? Fajny?<br />
- Całkiem znośny - puściła oczko w stronę kobiety - Okej, czyli chyba nie mogę tego przegapić!<br />
- No i to rozumiem! - zaczęły tłumaczyć Hanie plan na dzisiejszą noc. Jutro miała wolne, więc wiedziała, że nie musi się niczym przejmować. Poza tym, jest kobietą z klasą. Wie, na co może sobie pozwolić i nie zamierza przesadzać.<br />
- Nie mogę się doczekać. - odparła<br />
- Stało się coś?<br />
- To znaczy?<br />
- No nie wiem, to nietypowe!<br />
- Czasem trzeba odpocząć - ruszyła do następnej pacjentki.Patrycjahttp://www.blogger.com/profile/07293698369237432030noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-5117154695420086368.post-1393290374449237542018-09-17T15:03:00.003+02:002018-09-17T15:03:36.300+02:00Wcale nie jest ok/ 6Chwilę potem byli już w parku. Na początku chcieli usiąść na ławce, ale pogoda była wyjątkowo ładna. Stanęło więc na spacerze.<br />
- Czyli nie jesteś na mnie zła? - rozmowa dotycząca dzisiejszego poranka dobiegała już do końca. Jej finał zapowiadał się obiecująco.<br />
- Nie no, Patryk, jest okej, naprawdę. Kłóciliśmy się o dużo gorsze rzeczy - Hana cieszyła się, że wszystko sobie wyjaśnili.<br />
- No właśnie! - odkrzyknął entuzjastycznie w odpowiedzi - To samo powiedziałem Przemkowi...<br />
- Co?<br />
- Nie mówił ci? Gadałem z nim przez telefon z dziesięć minut, a wiesz, że jak na mnie to serio długo. - pauza - Truł mi trochę dupę, więc w końcu powiedziałem mu, że okej przyjdę. No ale nieważne, cały czas i tak tłumaczyłem mu, że nie będziesz zła. Przecież to nie pierwsza taka akcja.<br />
- Aha - zamurowało ją - Czyli przyszedłeś tutaj tylko dlatego, że kazał ci mój brat? To zajebiście Patryk, normalnie cudownie. Wiesz co? Wcale nie jest okej!<br />
- Ale o co ci teraz chodzi? Przecież i tak byśmy się pogodzili jak wróciłabyś z pracy - zaczął tłumaczyć się jej partner.<br />
- Ale to w ogóle nie o to chodzi! Nie rozumiesz? Powinieneś tu przyjść sam z siebie, a nie dlatego, że ktoś ci każe! To bez sensu, kompletnie mija się z jakimkolwiek celem!<br />
- Nie przesadzaj, ja wcale....<br />
- Właśnie ty wcale nic! - weszła mu w słowo. - Wiesz co? Zresztą nie będę się z tobą tu teraz kłócić. Jest dokładnie tak samo jak zawsze! A to jest problem.<br />
- Ale co ty teraz w ogóle gadasz? - wydawał się być nieco zdezorientowany.<br />
- Muszę wracać do pacjentki. Nie mam teraz na to czasu.<br />
- Co? Przecież nikt cię nie wzywał!<br />
- Ale ja jestem w pracy, Patryk! Nie mogę chodzić sobie pół dnia po parku i się z tobą kłócić!<br />
- Tak, jasne, bo na pewno robimy to pół dnia... - zaczął.<br />
- Boże, ile ty masz lat? Pięć?<br />
Każdy z nich poszedł w swoją stronę. Hana wróciła do szpitala, Patryk prawdopodobnie do domu.<br />
- Wszystko okej? - już w recepcji wpadła na Piotra.<br />
- Co, a dlaczego nie miałoby być okej? Śledzisz mnie czy co? - wybuchła.<br />
- Nie no, po prostu jesteś roztrzęsiona - on pozostawał spokojny, rzeczowy i opanowany. Był dla niej wsparciem, jak prawdziwy mężczyzna.<br />
- Masz rację, przepraszam. Mógłbyś przynieść mi wody? - zrobiło jej się trochę słabo.<br />
- Jasne, usiądź, zaraz przyniosę. A potem pogadamy? - spojrzał się intensywnie w jej kierunku.<br />
- A możemy posiedzieć w ciszy? - nie chciała z nim rozmawiać o sytuacji, która parę chwil wcześniej miała miejsce. Dosyć, że raczej nie był do tego właściwą osobą, to ledwo go znała.<br />
- Mówisz i masz. Nie chcesz rozmawiać, możemy posiedzieć cicho - odpowiedział jej z uśmiechem i ruszył w kierunku baniaka z wodą.Patrycjahttp://www.blogger.com/profile/07293698369237432030noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-5117154695420086368.post-76087053302464878112018-09-10T12:54:00.002+02:002018-09-10T13:04:10.410+02:00Pokój lekarski/ 5Dyżur upływał Hanie spokojnie i szybko, czyli tak jak zazwyczaj. Bardzo lubiła swoją pracę i cieszyła się, że mogła czerpać z niej satysfakcję, ostatecznie przecież nie każdy miał takie szczęście, a spędzanie dużej części swojego dnia w miejscu przez siebie nielubianym musi być strasznie męczące i wykańczające na dłuższą metę.<br />
W żadnym miejscu nie natknęła się na Piotra. Nie było to w sumie dziwne, biorąc pod uwagę, że pracują na zupełnie innych oddziałach i częściach szpitala. Ale i tak myślała, że go spotka, chociaż przelotnie. Byłoby miło, chyba.<br />
Ostatnie godziny pracy nie były już pełne spokoju i możliwości własnych refleksji. Trudny przypadek ciąży mnogiej wymógł na Hanie pełne skupienie i szybkość działania. Była w tym świetna, lubiła taką adrenalinę, potrzebowała jej od czasu do czasu, aby działać jeszcze skuteczniej.<br />
Sprawiło to, że pod koniec dyżuru była niezmiernie zadowolona, ale i wykończona. Właśnie przeprowadziła operację, podczas której nastąpiły pewne komplikacje, jednak ostatecznie był to stuprocentowy sukces.<br />
- Byłaś świetna. Jestem pod wrażeniem - wpatrywał się w nią Piotr.<br />
- Co? - opadła zmęczona na kanapę w pokoju lekarskim.<br />
- No, obserwowałem trochę przez szybę, bo było ryzyko chirurgiczne, sama dobrze wiesz. Ale zrobiłaś wszystko tak podręcznikowo, że od razu wiedziałem, że obędzie się bez mojej dalszej obecności - mówił pełnym uznania głosem.<br />
- Jaa... no cóż, dziękuję. Zawsze staram się tak samo, najbardziej jak się da.<br />
- Dlatego się dogadujemy - dotknął jej ramienia.<br />
- Hana, no tu jesteś! - Patryk wbiegł do pomieszczenia.<br />
- Patryk? Co ty tutaj robisz? - lekarka błyskawicznie podniosła się z kanapy i odsunęła od Piotra, choć wcześniej nie byli nawet tak blisko siebie. - Boże, stało ci się coś? - Jej umysł lekarza od razu przejął górę.<br />
- Co? - nie zrozumiał przez chwilę - Nie, nie! Ja przyszedłem, bo... - spojrzał się na Piotra. - Możemy porozmawiać?<br />
- Patryk Piotr, Piotr Patryk - powiedziała. - Piotr pracuje od dzisiaj na chirurgii.<br />
- Miło poznać - odparł Piotr ściskając rękę mężczyzny.<br />
- Ta, mnie również. To co porozmawiamy? - spojrzał na swoją dziewczynę.<br />
- To może ja pójdę się przejść czy coś. - chirurgowi zrobiło się głupio, już zaczął wychodzić. Chciał jak najszybciej się stamtąd ulotnić, wyczuwał niezbyt przyjemną atmosferę.<br />
- Tak, to chyba dobry pomysł - zawtórował mu Patryk.<br />
- No nie, chwila, to pokój lekarski. Zaraz i tak wejdzie tu ktoś inny. Jak chcesz porozmawiać to możemy wyjść przed szpital do parku. - zatrzymała Piotra. Nie chciała, żeby przez humorki jej chłopaka błąkał się bez sensu po szpitalu po pierwszym i pewnie pełnym wrażeń dyżurze. Ma prawo tu siedzieć i będzie. Nie wiedziała, dlaczego tak się na to uparła.<br />
- Jesteś pewna? Mogę po prostu wyjść - spojrzał się na nią, nie chciał dodatkowo robić problemu.<br />
- Dobra, to chodźmy na zewnątrz - wciął się Patryk - Miłego dyżuru. - i już był za drzwiami.<br />
- Dziękuję - odpowiedział współpracownik Hany, choć nie miał pewności czy został usłyszany.<br />
- Cześć Piotr.<br />
- Cześć Hana.Patrycjahttp://www.blogger.com/profile/07293698369237432030noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-5117154695420086368.post-5816300267478943052018-09-03T15:05:00.003+02:002018-09-03T15:05:59.971+02:00To co zwykle?/ 4W barze szpitalnym pani Marii było naprawdę miło. Te kilkanaście minut minęło jak jedna sekunda. Hana zastanawiała się jak to możliwe, nie spotkała jeszcze na swojej drodze takiej osoby. Poznali się dzisiaj, a już wiedziała, że zostaną wspaniałymi przyjaciółmi. Czuła się, jakby znali się od lat i była pewna, że on myśli tak samo. Takie myślenie było wynikiem niesamowitego zrozumienia, które już od pierwszych chwil się między nimi zrodziło. Pamiętała jednak o słowach, które wypowiedział do Trettera Piotr - "Na jakim etapie jesteście? Na początku, dopiero się poznajemy". Wiedziała, że musi jasno zaznaczyć granice, nie mogło co do tego być żadnych wątpliwości. Jest w poważnym związku, ciekawe czy Piotr też jest, chwila, to nieważne, nie powinno ją obchodzić. I nie obchodziło. Postanowiła, że jeżeli tylko w rozmowie będzie mogła nawiązać do Patryka to z całą pewnością to zrobi. Chciała, żeby wiedział. Chociaż nad czym ona się właściwie zastanawiała? Piotr jest bardzo przystojnym mężczyzną, prawdopodobnie jedynie nieco starszym od niej. Z pewnością ma partnerkę, jak i pewnie już dzieci. Istotnie sprawiał wrażenie bardzo odpowiedzialnego człowieka.<br />
- Hej Hana, co tak siedzisz sama? - zapytał Przemek, starszy brat, który właśnie kierował się w jej stronę z dużym kubkiem kawy - Wszystkiego najlepszego! <br />
- Dziękuję - odparła, biorąc od niego prezent. Mieli taką tradycję, że otwierali je dopiero wieczorem w łóżku, chwilę przed pójściem spać, więc nawet nie spojrzała co jest w środku. Widziała za to ładne opakowanie i już to jej się bardzo spodobało, chcąc nie chcąc kobiety lubią jak coś jest ładne - Nie siedziałam sama, oprowadzałam po szpitalu nowego chirurga. Chwilę temu wyszedł, bo Tretter ma jeszcze dla niego jakieś papiery do podpisu czy coś...<br />
- No nareszcie, nowy chirurg! Myślałem już, że się nie doczekam, brakuje nam rąk do pracy. Jest okej?<br />
- Jest bardzo w porządku. Ja go polubiłam, więc ty też powinieneś. - uśmiechnęła się na wspomnienie wydarzeń przed szpitalem.<br />
- Ty lubisz wszystkich! - odkrzyknął jej z udawanym wyrzutem.<br />
- No masz rację, bo ty wcale nie jesteś taki sam! - odpowiedziała mu - Przykro mi Przemo, to cecha rodzinna, musisz się z tym pogodzić. Jesteśmy za dobrzy na ten świat i tych ludzi.<br />
- Stało się coś? - wyczuł nutkę smutku w jej końcowych słowach, więc postanowił zapytać. Był blisko z siostrą, nie bał się stawiać jej trudnych pytań. Wiedział, że na pewno nie poczuje się z tego powodu dotknięta.<br />
- Nie, w sumie to nie. Jest tak jak zwykle, wiesz jak to bywa ze mną i Patrykiem...<br />
- Znowu się pokłóciliście? I to w twoje urodziny? - zrobił się zły. Uznał, że chyba musi z nim porozmawiać. Wyjdzie z dawnym kumplem na piwo i pogadają jak za starych czasów, może się trochę wtedy ogarnie, przynajmniej na to liczył.<br />
- Oj, daj spokój, przecież to zwykły dzień. Poza tym nie pokłóciliśmy się, to tylko...<br />
- No co tylko? - wszedł jej w słowo - To co zwykle? No właśnie Hana, w tym problem.<br />
- Przesadzasz, nie jest tak źle. Już o tym zapomniałam - próbowała szczerze się uśmiechnąć, żeby potwierdzić swoje słowa.<br />
- No nie wydaje mi...<br />
- Poza tym - teraz to ona nie dała dokończyć zdania swojemu bratu - Zaraz zaczynam, a muszę się jeszcze przebrać. Przepraszam Przemek, ale muszę już iść. Zgadamy się potem?<br />
- Jasne, trzymaj się siorka! - krzyknął w jej stronę, kiedy już wstała i zaczęła się oddalać. Mówił do niej tak od małego - Eh, nie podoba mi się to - tego już nie powiedział na głos...Patrycjahttp://www.blogger.com/profile/07293698369237432030noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-5117154695420086368.post-31064188597688804092018-08-27T14:05:00.000+02:002018-08-27T14:05:17.168+02:00Co wy dzisiaj wszyscy macie...?/ 3- I to by było na tyle - uśmiechnęła się w jego kierunku, jednocześnie kończąc oprowadzanie na pokoju dla personelu, w którym akurat nikt poza nimi się nie znajdował.<br />
- Wydawało mi się, że ten szpital jest mniejszy - odparł Piotr pełnym głosu przekonaniem.<br />
- Hm, no jeszcze niedawno był, to prawda. Tretter jak tylko może zabiega o dofinansowania i jakoś do tej pory dużo już mu się udało. To wspaniały szef.<br />
- Hana, chyba zasłużyłaś na podwyżkę - powiedział śmiejąc się Tretter. - Szukałem was, chciałem zobaczyć na jakim etapie jesteście.<br />
- Na początku, dopiero się poznajemy - wybąknął Piotr zanim zdążył się powstrzymać. Hana nawet nie wiedzieć czemu zrobiła się czerwona.<br />
- Właśnie skończyliśmy - stwierdziła, że najlepiej będzie, jeżeli zignoruje to, co powiedział jej towarzysz, chociaż dokładnie zrozumiała jego słowa.<br />
- O, no to super. Piotr, wiesz już wszystko co powinieneś? - Tretter chciał, żeby nowy pracownik poczuł się w pełni komfortowo w swoim miejscu pracy, po części też jakby nowym domu.<br />
- Tak, Hana pokazała mi to, co trzeba. Nie powinienem mieć problemu - uśmiechnął się w jej stronę.<br />
- No to najważniejsze za nami. Sekretarka mnie pogoniła, bo zapomniałem dać ci jeszcze jeden papier do podpisu, ale teraz muszę jeszcze gdzieś skoczyć. Wstąpisz do mojego gabinetu za 15 minut, żebyśmy mieli już do końca załatwione te wszystkie formalności?<br />
- Jasne, za kwadrans jestem pod drzwiami.<br />
- Super, to już wam nie przeszkadzam. - powiedział, po czym wyszedł z pomieszczenia.<br />
- To co, mamy jeszcze trochę czasu, może jakaś gorąca czekolada czy coś?<br />
- Co wy dzisiaj wszyscy macie z tą czekoladą?! - wybuchła zbytnio nie zastanawiając się nad swoją wypowiedzią.<br />
- Słucham? - nie miał pojęcia, o co jej chodzi, co w obecnej sytuacji było całkowicie zrozumiałe.<br />
- Znaczy... - zrobiło jej się głupio - po prostu nie lubię czekolady i jakoś nikt nie jest w stanie tego zapamiętać. Przepraszam, że na ciebie naskoczyłam, nie chciałam.<br />
- Zapamiętam to.<br />
- Jasne - odparła pełna wątpliwości w prawdziwość jego słów.<br />
- Mówię serio, zapamiętam.<br />
- No dobrze, w takim razie trzymam cię za słowo. Poza tym... - dodała, aby nieco rozluźnić atmosferę. - Kto proponuje gorącą czekoladę zamiast kawy? Jak tak można. - zażartowała, ale naprawdę nie spotkała się nigdy z taką sytuacją.<br />
- Co wy dzisiaj wszyscy macie z tą kawą?<br />
- S-słucham? - domyślała się, że żartuje.<br />
- A ja nie lubię kawy, mam takie prawo, okej? - przybrał ton obrażonej dwunastolatki.<br />
- Hahaha, nie wierzę.<br />
- I nikt nie jest w stanie tego zapamiętać, jest mi tak przykro - udał smutek.<br />
- Dobra, dobra żartownisiu - efektywnie potrafił poprawić jej humor - to chodźmy na zupę, mamy jeszcze dziesięć minut.<br />
- Na zupę? - zdziwił się.<br />
- A co, zupy też nie lubisz? - razem wybuchnęli śmiechem. Patrycjahttp://www.blogger.com/profile/07293698369237432030noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-5117154695420086368.post-36019734927849218992018-08-08T12:39:00.000+02:002018-08-08T12:39:32.861+02:00Szczęśliwa moneta/ 2Nie było korków, ruch był mały, dzięki czemu mogła dotrzeć do miejsca pracy dużo szybciej. To sprawiło, że jej złość trochę zelżała. Właściwie to nie była zła, bardziej rozdrażniona, przygaszona.<br />
Piętnaście minut po wyjściu z domu wychodziła już z samochodu, który zaparkowała na miejscu dla pracowników szpitala.<br />
Już chciała wchodzić przez te duże szklane drzwi wręcz zapraszające swoim wyglądem do budynku, kiedy zauważyła coś na ziemi. Przez kilka sekund zastanawiała się czy w ogóle to podnieść, gdyż wydawało jej się to takie głupie i dziecinne. - A co mi tam, akurat na urodziny - powiedziała bardziej sama do siebie niż do kogoś i schyliła się, aby podnieść leżący przed nią grosik. - Na szczęście - pomyślała sobie, podrzucając drobną monetę. Taka mała rzecz, a wprawiła ją w całkiem niezły nastrój. Nie była przesądna, ale przeszło jej przez głowę, że dopiero teraz ten dzień ma szansę jeszcze być warty zapamiętania.<br />
- Przepraszam! - teraz już naprawdę chciała przechodzić przez drzwi, kiedy zatrzymał ją głos nieznajomego mężczyzny.<br />
- Yyy, tak? - zawahała się, jednak nie ze strachu, a zaskoczenia.<br />
- Może to głupie, ale to moja moneta - odparł pewnym siebie głosem.<br />
- Słucham? - nie wiedziała, czy mówi poważnie czy żartuje.<br />
- No, może to głupie, ale to mój pierwszy dzień pracy tutaj. Chciałem już wchodzić, ale zauważyłem, że nie wziąłem teczki z samochodu. W kieszeni zawsze mam grosik, wypadł mi jak wyjmowałem klucze. Słyszałem to. Potem usiadłem na ławce i w sumie stwierdziłem, że mam jeszcze trochę czasu, więc równie dobrze mogę posiedzieć i zobaczyć czy ktoś się w ogóle pofatyguje, żeby go podnieść.<br />
- Mówi pan poważnie? - uśmiechnęła się szczerze, pierwszy raz tego dnia.<br />
- Jasne - odparł i odwzajemnił uśmiech - dopiero pani go podniosła, a siedzę tutaj już piętnaście minut i zaczynałem tracić nadzieję. To szpital. Przechodziło tędy już naprawdę dużo osób.<br />
- Może po prostu nie zauważyli, to tylko mały grosik na ziemi, wie pan jakie ma rozmiary - nawet nie wiedziała dlaczego, ale chciała wytłumaczyć tych pozostałych ludzi. Czuła taką wewnętrzną potrzebę. <br />
- Niektórzy na pewno, ale daje pani słowo, że wiele osób widziało.<br />
- Proszę - spojrzała na niego i wyciągnęła rękę, w której trzymała monetę.<br />
- O nie, niech pani to zatrzyma. Widocznie to pani jest bardziej potrzebny.<br />
- Ale to pana moneta, mówił pan, że zawsze ma ją w kieszeni.<br />
- Chwila, zaraz to naprawię. - sięgnął po swój portfel i otworzył miejsce na monety. Niestety nie znalazł kolejnego grosza. - No cóż, naprawię to nieco później.<br />
- Tak nie może być. - odparła odpinając swój portfel. Wyjęła z przegródki grosik i podała mężczyźnie. - Proszę i dziękuję za poprawienie mi humoru.<br />
- To ja dziękuję. - od razu schował monetę do kieszeni, z której wcześniej zdołała uciec jej poprzedniczka - Jestem Piotr.<br />
- Hana.<br />
- Hana Goldberg?<br />
- Tak, skąd pan wie?<br />
- Dyrektor wspominał, że często jest pani przed dyżurem i że to prawdopodobne, że właśnie pani pokaże mi dzisiaj szpital.<br />
- Haha, Tretter akurat w tym ma rację. Mam jeszcze całkiem dużo czasu, to co, zaczynamy?<br />
- Jasne.<br />
- Tylko jedna mała prośba, teraz już bez tego całego pan/pani, okej?<br />
- Jak najbardziej mi to pasuje. Kobiety przodem - odparł i otworzył drzwi, przez które weszli do murów szpitala. Patrycjahttp://www.blogger.com/profile/07293698369237432030noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-5117154695420086368.post-53843743604397945382018-07-31T21:05:00.000+02:002018-07-31T21:05:02.751+02:00Kwestia przyzwyczajenia/ 1Nie jestem już taka młoda... - pomyślała Hana jedząc urodzinowy tort. Świętowała swoje 27 urodziny bardzo skromnie,jedynie z chłopakiem, bez hucznej imprezy i prezentów. Tylko ona i on. Tak właśnie chciała. Do rodziców wybiorą się na weekend, jeżeli tylko praca im na to pozwoli. I to by było na tyle ze świętowania. Dzień jak co dzień.<br />
Z Patrykiem była już od tylu lat, że przestała liczyć. Poznali się na imprezie pomaturalnej i coś zaiskrzyło. I tak już zostało. Ponad 8 lat są razem, zanosi się na to, że to ten jedyny. Związek na całe życie i te sprawy... choć dawny żar zdążył już właściwie zniknąć, po tylu latach to raczej normalne, prawda? W sumie nawet nie wiedziała czy jeszcze go kocha. Nie wiedziała też czy on kocha ją. Kiedyś sobie to mówili, ale już nie pamiętała, kiedy ostatnio usłyszała lub sama wypowiedziała owe słowa. To wszystko po prostu w pewnym etapie zaczęło być zwykłym przyzwyczajeniem, co nie napawa optymizmem w przyszłość, przecież oni nawet jeszcze nie mają dzieci. Powinni teraz korzystać z życia, razem, czerpać z niego garściami. Są szczęśliwi? Teoretycznie. Tylko dlaczego on nadal się nie oświadczył... po tylu latach. Może myśli, że po takim czasie ślub to tylko zbędny papierek. W pewnym, stopniu Hana również się z tym zgadzała, ale gdyby uklęknął i poprosił, mogłaby poczuć się jak wszystkie jej przyjaciółki, które później ekscytowały się ślubem i przyszłymi wydarzeniami. Może wtedy pokochałaby go bardziej, może wtedy dawne uczucia i emocje znowu dałyby o sobie znać. Naprawdę bardzo by tego chciała, ale w życiu nie można mieć wszystkiego. Dlatego pogodziła się z tym, że wszystko jest takie puste. Tęskniła za jakimś zwrotem akcji, tak bardzo chciałaby coś poczuć.<br />
- Smakuje ci?<br />
Brak odpowiedzi.<br />
- Hana - teraz na nią spojrzał i zobaczył, że w ogóle nie zwraca na niego uwagi - Hana!<br />
- Hm?<br />
- Pytałem czy ci smakuje.<br />
- Co?<br />
- A co to za głupie pytanie? Tort. A niby co?<br />
- Nie musisz być od razu taki sarkastyczny, po prostu się zamyśliłam. - po chwili przerwy dodała - jest okej.<br />
- Tylko okej?<br />
- Dla mnie trochę za słodki, przecież wiesz, że nie przepadam za czekoladą. Dlaczego nie zamówiłeś czegoś owocowego? Przecież jeszcze do ciebie dzwoniłam.<br />
- Mogłaś sama sobie kupić. Zapomniałem i wziąłem ten, bo babka mówiła, że wszystkim smakuje. Nie musisz wybrzydzać - odpowiedział jej z jawnym wyrzutem.<br />
Chciała coś dodać, ale stwierdziła, że to nie ma sensu. To po prostu kolejna wymiana zdań i tyle.<br />
Jedli w ciszy.<br />
- Dolać ci soku? - spytała, aby załagodzić nieco sytuacje. Może miał rację. Dlaczego nie powiedziała, że jest pyszny? Jak zwykle musiało ją cisnąć na szczerość i nie zdążyła ugryźć się w język.<br />
- Nie.<br />
- Na pewno?<br />
- Głucha jesteś?<br />
- Idę do pracy - odparła wstając.<br />
- Przecież zaczynasz za dwie godziny. Po co tak szybko?<br />
- Bo tam ludzie chcą ze mną rozmawiać.<br />
- Aha, to jeszcze mam teraz pozmywać naczynia? Cudownie.<br />
- Nie musisz, zrobię to jak wrócę - powiedziała zanim drzwi zdążyły się za nią zamknąć.<br />
Oby ten dzień na ginekologii był lepszy niż poranek w domu.Patrycjahttp://www.blogger.com/profile/07293698369237432030noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5117154695420086368.post-2663639680296531422017-10-08T22:10:00.000+02:002017-10-08T22:10:21.549+02:00OgłoszenieCześć wszystkim!<br />
Daję sobie ostatnią szansę z opowiadaniami, najważniejsza jest regularność więc wyznaczę konkretny dzień tygodnia. Tylko nie wiem czy mam jeszcze do kogo wrócić, ktoś tu jeszcze jest?<br />
<br />
<div style="text-align: right;">
Czekam na wasz odzew,</div>
<div style="text-align: right;">
Patrycja</div>
Patrycjahttp://www.blogger.com/profile/07293698369237432030noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-5117154695420086368.post-28681644879698318382015-08-31T18:33:00.002+02:002015-09-01T07:20:25.258+02:00Opowiadanie 2. Część 21.<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
Precyzyjne omówienie i przyjrzenie się całej sprawie zajęło nam
trochę ponad godzinę. Opracowaliśmy wspólną taktykę i teraz mogliśmy jedynie
czekać na termin rozprawy. Mam nadzieję, że to wystarczy, bo zupełnie szczerze
to nawet nie dopuszczam do siebie innej myśli, nie jestem w stanie. Jeżeli
Piotr naprawdę straciłby prawo do wykonywania zawodu, a ja przez cały czas
byłabym uziemiona na tym cholernym wózku to... naprawdę bylibyśmy skończeni.
Stop. Pod żadnym pozorem nie możemy do tego dopuścić. Teraz nie jesteśmy sami.
Mamy jeszcze dwa małe szkraby do opieki. Musimy się nimi zająć. Ostatecznie mają
tylko nas. <o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
- Myślisz, że się uda? - spytał mnie spojrzeniem pełnym
niepewności mąż, kiedy tylko drzwi od gabinetu się za nami zamknęły. <o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
- Musi. Nie mamy wyjścia. - przytuliłam go. - Chodź, rozprawa
dopiero za miesiąc. Nie myśl teraz o tym, nie warto. Są przyjemniejsze rzeczy.
- starałam się go pocieszać, kiedy przemierzaliśmy korytarz, aby dotrzeć z
powrotem do naszego synka. <o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
Miałam rację. Są przyjemniejsze rzeczy i to znacznie.
Przekonaliśmy się o tym, kiedy niespełna piętnaście minut później oznajmiono
nam, że Eryk może już opuścić szpital i przenieść się do domu. Byłam naprawdę
szczęśliwa, ale wiedziałam również, że nie będę mogła odwiedzać go, kiedy
tylko zechcę. Niestety to, że on może już wyjść nie jest równoznaczne z
tym, że i ja. Było jednak coś, co wybijało się przed te wszystkie
informacje i już wcześniej nie dawało mi spokoju - jak poradzi sobie
Piotr z dwójką malutkich dzieci sam? Na szczęście miałam takie obawy już
wcześniej, a raczej naprowadziła je na mnie Monika (pielęgniarka) i dzięki temu
miałam czas do namysłu. <o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
- Hana, będę musiał wziąć urlop. Inaczej nie ma sensu. Nie dam
rady sam z Tośką i Erykiem wszystkiego ogarnąć. On jest taki malutki. - martwił
się. <o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
- Spokojnie kochanie. - pocałowałam go w policzek. - Mam układy i jestem
już świadoma od dwóch dni. - znacząco do niego mrugnęłam. <o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
- Czekaj, co? - nagle ożył. <o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
- Haha, słuchaj. - kontynuowałam. - Zadzwoniłam po twoją mamę, ale
powiedziała, że nie da rady przyjechać przez pracę czy coś w tym stylu, więc
zadzwoniłam do swojej. Miała pełno zaległych dni wolnych i i tak planowała
przyjechać zobaczyć wnuka no i dowiedzieć się dokładnie wszystkiego o wypadku,
więc złożyła pojedyncze wolne w całość i wyszło jej kilka porządnych tygodni.
Dogadałyśmy się ze wszystkim i byłam zadowolona, ale wczoraj zadzwoniła twoja
mama. Powiedziała, że rodzina jest dla niej najważniejsza i odwołała wszystkie
projekty i też jest wolna.- zaśmiałam się, bo byłam już pewna po kim Piotr ma
tak dobre serce. - Mówiłam, że już nie trzeba i w ogóle wszystko jej
wyjaśniłam, ale uparła się i powiedziała, że też wpada i koniec. Na koniec
stwierdziła, że to jeszcze lepiej, że będą we dwie, bo przynajmniej trochę
poplotkują. Więc... - musiałam złapać porządną ilość powietrza, aby ponownie
przejść dalej. - Masz do pomocy dwie doświadczone mamuśki, Piotrek. - wreszcie
skończyłam cała rozpromieniona. - W trójkę na pewno dacie sobie radę lepiej niż ja. <o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
- Nikt nie da sobie z nim rady lepiej niż ty. Jesteś jego mamą. - opiekuńczo pocałował mnie w czoło. </div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
- A ty tatą. - przysunęłam się do niego. </div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
Przez tą krótką chwilę nie myślałam o niczym innym tylko naszej szczęśliwej rodzince. Było nam tak dobrze. Eryk wkrótce zobaczy babcie. Będzie szczęśliwy, a kiedy on jest szczęśliwi wszyscy wokół są szczęśliwi. </div>
<br>
<div class="MsoNormal">
<br></div>
<div class="MsoNormal">
Zachęcam do komentarzy! Im więcej tym szybciej następna część. Nie ukrywam, że bardzo na was liczę. Mam nadzieję, że dacie radę to i ja się postaram. </div>
<div class="MsoNormal">
<br></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: right;">
Pozdrawiam, Patrycja</div>
Patrycjahttp://www.blogger.com/profile/07293698369237432030noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-5117154695420086368.post-90327923210747892952015-08-19T02:45:00.000+02:002015-08-19T13:57:13.458+02:00Opowiadanie 2. Część 20.- Chciałabym być przy tej rozmowie. - odparłam pewnie, kiedy już prawie zakończyliśmy temat.<br>
- Dobra, dam ci znać jak już będę wiedział kiedy i gdzie. - powiedział mój mąż, jednocześnie kiwając głową. Pocałował mnie w polik i przy drzwiach zdążył jeszcze pomachać, po czym szybko wyszedł z sali. W sumie nie dziwne, że się spieszył. Pewnie myślał, że wdrożenie mnie w sytuację potrwa nieco krócej, dzięki czemu zostanie mu trochę czasu. Był jednak w sporym błędzie i właśnie dlatego musiał prawie pędzić na swoją zmianę. To lekarz powinien czekać za pacjentem, a nie na odwrót..<br>
Kiedy zostałam sama zaczęłam pracować nad moimi nogami. Spędzałam nad tym naprawdę dużo czasu oprócz samych rehabilitacji. W każdej wolnej chwili ćwiczyłam je. Uparłam się, obiecałam to Lenie i przede wszystkim samej sobie, dlatego chciałam dotrwać w obietnicy. Mój początkowy optymizm nieco już jednak słabł, kiedy z dnia na dzień nie było wciąż żadnych zmian, a ja coraz bardziej zaczynałam przyzwyczajać się do roli kaleki.<br>
Około godzinę później przyjechała moja ulubiona pielęgniarka, aby zabrać mnie już na taką prawdziwą i powiedzmy profesjonalną rehabilitację. <br>
- Widzę jak bardzo się starasz dla swojego cudownego synka. Dasz radę. - odparła w trakcie naszej krótkiej podróży. Całkiem nieźle się dogadywałyśmy o czym świadczył już sam fakt, że praktycznie od pierwszego dnia byłyśmy "na ty".<br>
- Widziałaś go? - próbowałam skupić się na dziecku. Rozmowy o moim malutkim skarbie od razu poprawiały mi humor. <br>
- Oczywiście, że tak. Codziennie chociaż na pięć minut do niego zaglądam. - ciepło się do mnie uśmiechnęła. - Gdybyś tylko widziała ile osób stąd go odwiedza. <br>
- Bo zaraz zrobię się o niego zazdrosna. - zażartowałam, po czym obie wybuchłyśmy śmiechem. - Sama pędzę do niego od razu po ćwiczeniach i już nie mogę się doczekać. - całkowita prawda. Kochałam wszystkich, którzy mnie odwiedzali i całą atmosferę tu panującą, jednak najlepsze momenty moich dni tu to bezkonkurencyjnie liczne odwiedziny synka. Nie mogłabym wybrać nic lepszego. Nie wyobrażam sobie mojego pobytu tutaj bez niego. <br>
- Ma twoje oczy. - serdecznie powiedziała, ścisnęła nieco mocniej moją dłoń i oddaliła się. <br>
"Witajcie ćwiczenia, tak bardzo tęskniłam" - pomyślałam sobie w duchu i zaśmiałam się. <br>
Trzy godziny później siedziałam (w sumie jak cały czas) zadowolona przy Eryku i podziwiałam jak śpi. Zrobiłam mu kilka zdjęć i wysłałam do jego dziadków. Próbowałam jak najbardziej wykorzystać tę chwilę i cieszyć się nią, jednak w głębi i tak prześladowała mnie sprawa z sądem. Już na rehabilitacji dotarło do mnie, że to tak naprawdę moja wina. Jakby nie patrzeć to ja spowodowałam wypadek i to przeze mnie mój mąż ma problemy. Gdybym tylko bardziej uważała nic takiego nie miałoby miejsca. Moja głupota doprowadziła nas wszystkich do tego punktu. <br>
- O czym myślisz kochanie? - zapytał cicho Piotr, zachodząc mnie od tyłu. <br>
- O wszystkim i o niczym... - powiedziałam ogólnie. <br>
- Przepraszam, że przerwałem, ale jeśli nadal chcesz być przy tej rozmowie to musimy już iść do gabinetu Trettera. Zaraz powinien być Falkowicz i zaczynamy. <br>
- Jasne, już idę. - szybko pożegnałam się z synkiem i pozwoliłam mężu pchać mój wózek. <br>
Gdy znaleźliśmy się na miejscu Andrzeja jeszcze nie było. Poświęciłam ten czas na przywitanie się z naszym dyrektorem i krótkiej rozmowie oczywiście o nikim innym, jak o Eryku. Tretter od razu powiedział, że także codziennie do niego zagląda. To było jak miód na moje serce. <br>
- Mały ma normalnie więcej gości niż ja. - zaśmiałam się. - Z tego co mi wiadomo to odwiedza go z pół personelu. <br>
- Prawda, jest naszym oczkiem w głowie. - zawtórował mi dyrektor. - Wczoraj nawet musiałem przegonić kilka pielęgniarek, bo niestety praca wzywała, a one tylko stały i wpatrywały się w tego małego bobasa. <br>
Wszyscy troje zaczęliśmy się śmiać i dalej rozmawiać, kiedy drzwi gwałtownie się otworzyły. <br>
- O, proszę, co tu tak wesoło? Coś mnie ominęło? - powiedział Falkowicz, który raczył zaszczycić nas swoją obecnością. <br>
- Już wszyscy w komplecie, więc możemy od razu zaczynać. - dyrektor natychmiast spoważniał, a przyjemna aura całkowicie uleciała.<br>
<br>
<br>
Zachęcam do komentowania! Jak myślicie co z tego wyniknie? Macie jakiś ciekawy pomysł? Może wykorzystam, śmiało piszcie! <br>
PS: Nie przeraził was mój nowy avatar (czyt. ja)? haha<br>
<div style="text-align: right;">
<br></div>
<div style="text-align: right;">
Gorąco pozdrawiam, Patrycja</div>
Patrycjahttp://www.blogger.com/profile/07293698369237432030noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-5117154695420086368.post-9428671660479378042015-08-13T01:58:00.003+02:002015-08-13T10:39:07.037+02:00Opowiadanie 2. Część 19.To nie był krzyk spowodowany nagłym bólem lub czymś podobnym. To było po prostu zaskoczenie, które już po chwili przemieniło się w bardzo pozytywne odczucia. Może los mimo wszystko wciąż stara się do mnie uśmiechnąć... przecież otaczam się tak wspaniałymi ludźmi.<br>
Nie wiem, jakim cudem w tej stosunkowo małej sali zmieściło się tyle bliskich mi osób. Szpital przestał funkcjonować czy co? Naprawdę wszyscy mogli tu przyjść tylko ze względu na mnie?<br>
Był Przemek z Tosią, którzy chyba jednak "pomylili" kierunki i nie znaleźli się w bufecie. Była Agata ze Szczepanem, Lena z Witkiem, Tretter, Wiktoria z Adamem i inne znajome twarze. Każdemu z osobna byłam ogromnie wdzięczna za wsparcie, jakiego mi udzielili przychodząc tutaj.<br>
Wymieniliśmy słowa i czułości, ale nawet nie zdążyło minąć pięć minut, gdy ludzie się rozproszyli. Oczywiste, szpital wrócił do normalności. Ktoś przecież musiał pracować, kiedy Hanka sobie odpoczywa (tak, wiem, śmieszne xd).<br>
Została z nami jedynie Lenka, która jako jedyna nie była w pracy i po prostu mogła sobie na to pozwolić oraz mój brat z Tosią. Chciałam wygadać się swojej przyjaciółce, bo naprawdę było mi to bardzo potrzebne. Piotr chyba i tym razem zrozumiał. Postanowił spędzić trochę czasu z córką, odciążając tym samym Przemka, który mógł już na spokojnie wrócić do domu, do swojej własnej córeczki i pięknej dziewczyny.<br>
Rozmowa trwała w nieskończoność i na szczęście nikt nie zdołał nam przeszkodzić. Lenka została wtajemniczona w każdy szczegół, który sama pamiętałam i udzieliła mi przy tym wręcz niesamowitego wsparcia. Zapewniała, że dam radę i nogi ostatecznie wrócą do pierwotnego stanu. Jeszcze raz przybliżyła mi dawną sytuację Witka, aby uargumentować swoje przeczucia. Była taka pewna, że wyjdę z tego i nawet nie dopuszczała do siebie innej myśli. Szczerze mówiąc, zaczynała mnie zarażać tym optymizmem i chyba uwierzyłam w jej słowa. Sama przecież tyle przeszła, a po każdym trudzie stawała się jedynie coraz silniejsza. Dobrze jej to robiło, Chciałam też taka być i pierwszy raz byłam naprawdę pewna, że wygram tę walkę. Zaprę się w sobie i dam radę.<br>
Nasze pogaduszki były całkowicie szczere i jakimś cudem zdołały porządnie wesprzeć mnie na duchu. Postanowiłam sobie już wcześniej, że tym razem się nie popłaczę, przecież nie mogłam tego ciągle robić i choć wytrwałam w moim postanowieniu, to na końcu byłam bardzo blisko przekroczenia wyznaczonej sobie granicy. Uściskałyśmy się przyjacielsko, a potem Lena musiała już uciekać do dziecka, które zostawiła u sąsiadów. Ja też teraz miałam moje dziecko, stuprocentową rodzinkę, wreszcie.<br>
<br>
<div style="text-align: center;">
* * *</div>
<div style="text-align: left;">
<br></div>
<div style="text-align: left;">
Minęło kilka dni, a wszystko jak dotąd pozostało niestety bez zmian. Nogi ani drgnęły, choć zaczęłam już spędzać kilka godzin dziennie na rehabilitacji ich. Muszę wyzdrowieć dla Piotra, Tosi i Eryka. </div>
<div style="text-align: left;">
- Hej kochanie! - Piotr przywitał mnie całusem w polik, kiedy wypowiadał te słowa. Zawsze najpierw wstępował do Eryka, a od razu potem do mnie.</div>
<div style="text-align: left;">
- Stało się coś? - spojrzałam na niego poważnie. Niby wszystko było tak samo, ale jednak nie. Znałam go aż za dobrze i domyśliłam się po ruchach i gestykulacji, że jednak coś jest na rzeczy. Mimo, że tak nieudolnie próbował to przede mną zataić. </div>
<div style="text-align: left;">
- Co, skąd wiesz? - upewnił się, że nie zgniecie moich nóg i usiadł naprzeciwko mnie. </div>
<div style="text-align: left;">
- Po prostu wiem.. co jest? </div>
<div style="text-align: left;">
- Nie musimy o tym teraz rozmawiać, jest jeszcze czas. Muszę dokładniej omówić wszystko z Tretterem i Falkowiczem... - zaczął nieśmiało.</div>
<div style="text-align: left;">
- Dlaczego niby z nimi? O co tu chodzi? - teraz już naprawdę zaczynałam się porządnie martwić. </div>
<div style="text-align: left;">
- Bo widzisz, Hana... ten facet, z którym miałaś wypadek..</div>
<div style="text-align: left;">
- Proszę cię, nie przerywaj i przejdź do sedna. Chyba wiesz, jak się teraz denerwuje. </div>
<div style="text-align: left;">
- No dobrze, dobrze. - zrobił chwilową pauzę i zaczął mówić dalej. - na początku było okej i był jedynie na obserwacji. Już miał wychodzić, ale nagle jego stan mocno się pogorszył. Jego żona pozywa szpital... a właściwie nie szpital, mnie... za to, że nie udzieliłem mu pomocy.</div>
<div style="text-align: left;">
- Ale przecież udzielałeś pomocy mi! Ja też byłam ranna i w dodatku w trzecim trymestrze ciąży! - krzyknęłam nerwowo i odruchowo zaczęłam go bronić. </div>
<div style="text-align: left;">
- No tak, masz pierwszeństwo, oczywiste. Tylko chodzi o to, że ja w ogóle się nim nie zainteresowałem, a jedynie skupiłem na tobie, a nie jestem jedynie twoim mężem, ale jestem też lekarzem, Hana. Powinienem był sprawdzić jego stan...</div>
<div style="text-align: left;">
- Sam mówiłeś, że wydawał się tylko lekko poobijany. Poza tym jestem twoją żoną, wiadomo, że chciałeś ratować mnie. - wciąż ciągnęłam. </div>
<div style="text-align: left;">
- No właśnie.. zachowałem się nieprofesjonalnie... są na to świadkowie. Dostałem już pismo do sądu. Tretter na pewno też. Muszę z nim pogadać i pójdziemy do Falkowicza, może on coś załatwi.</div>
<div style="text-align: left;">
- Nie mieści mi się w głowie.. jak ona mogła tak po prostu cię pozwać? - to wszystko chyba nie było na moje nerwy.</div>
<div style="text-align: left;">
- Martwi się też o swojego męża, tak, jak ja o ciebie. A wiesz co jest najgorsze?</div>
<div style="text-align: left;">
- Co? - zapytałam, chociaż bałam się odpowiedzi. </div>
<div style="text-align: left;">
- Że ona naprawdę może wygrać, a ja stracę kwalifikacje. Zwolnią mnie, Hana. Rozumiesz? - powiedział szybko, a ja zdusiłam w sobie jęk. Nie chciałam go jeszcze bardziej dołować, nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Mogłam go w nieskończoność pocieszać i bronić, ale oboje byliśmy całkowicie świadomi, że realnie słabo to wygląda. Nawet nie wiecie jak...</div>
<div style="text-align: left;">
<br></div>
<div style="text-align: left;">
<br></div>
<div style="text-align: left;">
Uh, czy oni kiedyś nie będą mieli problemów? Nie, byłoby za nudno, a wy nie mielibyście co czytać ;))</div>
<div style="text-align: left;">
Jak wam się podoba? Zachęcam do zostawienia opinii w komentarzach. </div>
<div style="text-align: left;">
PS: Odpowiada wam długość? <3</div>
<div style="text-align: right;">
<br></div>
<div style="text-align: right;">
Pozdrawiam, Patrycja</div>
Patrycjahttp://www.blogger.com/profile/07293698369237432030noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-5117154695420086368.post-9868999512528945632015-08-04T13:51:00.003+02:002015-08-04T13:56:42.322+02:00Opowiadanie 2. Część 18.Chciałam jeszcze parę dobrych minut po prostu patrzeć i wszystko przetrawić. Jestem już prawdziwą mamą, muszę się zmierzyć z macierzyństwem, a do tego jeszcze miejmy nadzieję, że tylko tymczasowym kalectwem.<br />
- Hana! - krzyknęła mała, choć na szczęście nie dała rady zbudzić żadnego z dzieciątek. Od razu zaczęła biec w naszym kierunku. Przemek nie pozostał jej dłużny i także kierował się ku nam, choć bez pośpiechu, zupełnie normalnym krokiem.<br />
Po chwili, kiedy już cała nasza czwórka była przed salą zaczęliśmy rozmawiać. Wyjaśniliśmy dziewczynce pokrótce mój stan i staraliśmy się z cierpliwością odpowiadać na ogrom pytań, które skierowała w naszą stronę. Gdy Tośka już stwierdziła, że wszystko wie, Piotr z Przemkiem wymienili między sobą znaczące spojrzenie. Już minutę później mój brat zaproponował Antosi pyszny deser w bufecie i zaczęli się oddalać, pozostawiając tym samym mnie i mojego męża. Znowu byłam mu wdzięczna. Właściwie to non stop jestem mu wdzięczna.<br />
Teraz wreszcie z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że nadeszła ta chwila. Nie wahałam się już ani chwili dłużej, nie chciałam ryzykować, że ktoś nas zaczepi, przeszkodzi nam w tak ważnym dla mnie momencie. Być może ruszyliśmy z piskiem opon w stronę synka to trochę dziwne określenie zważywszy na wszystko, ale właśnie tak to czułam.<br />
Znalazłam się obok niego i od razu napłynęły mi łzy do oczu. To było morze łez, naprawdę ogromne. Nie kryłam żadnych emocji, dłużej nie mogłam. Chyba nigdy w życiu nie płakałam, tak, jak w tym momencie. Chciałam przestać i przyjrzeć mu się z bliska, ale przez ciągły płacz mój wzrok był zamazany. Próbowałam się pozbierać i już byłam całkiem blisko, ale wtedy zwróciłam się w kierunku partnera. Piotr płakał. Pierwszy raz widziałam, żeby płakał. On po prostu tego nie robi... Łzy z zupełnie nową mocą cisnęły się z moich oczu. Siedziałam na wózku przy moim synku i beczałam, jakbym sama była dzieckiem, któremu odbiera się ulubioną zabawkę, choć to i tak zupełnie nie wyraża tego, co czuję. Po prostu nie sposób wyrazić tego słowami. Byłam tak szczęśliwa, że jest zdrowy, żyje, że mam swojego pierworodnego.<br />
Minuty mijały, a ja wciąż wyłam i nie mogłam uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Uczucia były bardziej intensywne i docierały do mnie szybciej niż się spodziewałam.<br />
Nie ma co się łudzić, że ta chwila będzie mogła trwać wiecznie. Przez dużo ponad godzinę przebywaliśmy tam i wreszcie po wielu prośbach i zapewnieniach, że na pewno wszystko będzie dobrze, opuściliśmy salę. Tylko właśnie w tym był problem. Nie mogłam w nic takiego uwierzyć, bo żadne "na pewno" dla mnie nie istniało. Nic nie miało stuprocentowej pewności w moim życiu.<br />
Piotr nalegał, abyśmy skoczyli do bufetu coś zjeść, ale ja w ogóle nie czułam głodu. Nie potrafiłabym się teraz zmusić do jedzenia czegokolwiek. Ostatecznie stanęło na moim i po prostu skierowaliśmy się na salę. Już bez pośpiechu, bo po co, gdzie i do kogo, a i tak z każdym krokiem oddalaliśmy się od naszego wielkiego szczęścia. Już za nim tęskniłam, a minęło tylko kilka minut.<br />
Podczas jazdy nie zamieniliśmy żadnych słów. Zaczynałam się martwić, że przez to wszystko jedynie oddalimy się od siebie, a nie odwrotnie. Nie wiem... co zrobię, jeśli moje przeczucie się potwierdzi.<br />
Wreszcie dotarliśmy na miejsce i wjechaliśmy na salę.<br />
- Aaaaa! - od razu krzyknęłam.<br />
<br />
<div style="text-align: right;">
Pozdrawiam, Patrycja</div>
Patrycjahttp://www.blogger.com/profile/07293698369237432030noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-5117154695420086368.post-2982448072372358152015-07-25T09:30:00.000+02:002015-07-25T14:13:44.842+02:00Opowiadanie 2. Część 17.Właśnie wtedy zdałam sobie sprawę z bardzo istotnej rzeczy, którą do tej pory jakoś skutecznie, pochłonięta "ważniejszymi" sprawami, zdołałam wyprzeć... chociaż w sumie... walić to. Jakim cudem? Czemu? Dlaczego przeszłam koło tego mimochodem i nawet nie zapytałam? Serio, chyba jestem aż tak głupia, że sama do tej pory nie zwróciłabym na to najmniejszej uwagi, gdyby nie pytanie mojego męża. Zdaję sobie sprawę, że wcale nie musiał pytać, a jedynie chciał w jakiś sposób zacząć ten temat. To logiczne, że doskonale wiedział, iż paraliż zawładnął moimi nogami, przecież w innym razie nie skierowałby takiego zapytania w moją stronę. <br />
Potrzebowałam sporej chwili, aby sobie to wszystko uświadomić i jakkolwiek poukładać w mojej głowie, chociaż nawet wtedy nie dałam mu jasnej odpowiedzi. Zakładam, że nawet na nią nie czekał, przecież wiedział. <br />
- Jak? - po prostu rzuciłam jedno krótkie słowo, gdy on nie spuszczał ze mnie wzroku. <br />
- Masz uszkodzony nerw w nodze odpowiedzialny za ich pracę. - wciąż intensywnie spoglądał w moim kierunku. - Nogach... - poprawił się po chwili jeszcze bardziej zmieszany. <br />
- Ale w obu? Jak? - byłam bliska załamaniu. Poprawka. Załamana byłam od początku, ale jakoś starałam się dusić to w sobie. Byłam bliska całkowitemu rozsypaniu się. <br />
- Niefortunnie wyszło. Miałaś je blisko siebie i podczas wypadku zostały przygniecione przez jakąś część samochodu, dodatkowo jeszcze napierały na siebie. <br />
- Wyjdę z tego? - przestałam się cackać. Zapytałam wreszcie o coś, co w tej sytuacji było dla mnie najważniejsze i choć niezmiernie bałam się odpowiedzi to czekałam na nią, nie było innego wyjścia. <br />
- Hana... - zaczął, a ja od razu zorientowałam się do czego zmierza. <br />
- Piotr, tylko szczerze. Jestem twoją żoną, jestem lekarzem. - ha, jakby nie wiedział. - Bądź ze mną szczery. <br />
- Więc w tym momencie jeszcze nic nie wiemy. Potrzeba trochę czasu, żeby zobaczyć czy te uszkodzenia są nieodwracalne, czy może wszystko wróci do normy. Musimy czekać. - ledwo zauważalnie przy tym drasnął mnie o nogi. Nie wiedział, że ja widziałam, ale niestety widziałam. Zapewne chciał zobaczyć czy może chociaż drgną, może cokolwiek. Nic, nie było żadnej reakcji...<br />
- W takim razie czekajmy. - dodałam stanowczo, choć głos mi się łamał. - Zawieziesz mnie do mojego synka? - otarłam dwie łzy, które płynęły mi po policzku. Uświadomiłam sobie, że miałam cesarskie cięcie, byłam nieprzytomna, co znaczy, że jeszcze ani razu go nie widziałam. Trzeba to szybko zmienić. Już nie mogę się doczekać, aby ujrzeć nasze małe, wielkie szczęście.<br />
Pielęgniarka, która przywędrowała minutę później do sali chciała pomóc mi wejść na wózek i prowadzić go, jednak Piotr uznał to za zupełnie zbędne i w miły sposób odprawił ją. Stwierdził, że sam sobie w zupełności poradzi i nie są mu potrzebne jeszcze dodatkowo osoby trzecie. <br />
Starałam się z całej siły i prawie samodzielnie zdołałam usadowić się na wózku, prawie... Następnie Piotr stanął za mną i sprzętem i zaczęliśmy jechać. Wiedziałam, że już lada chwila nastąpi to spotkanie i chociaż w tym momencie złe uczucia odstąpiły miejsca rym dobrym. Dziękowałam za to i w myślach prosiłam, aby ta chwila trwała jak najdłużej. Nie chciałam znowu wracać do szarej rzeczywistości i walczyć o to, czy będę mogła jeszcze chodzić. <br />
Znaleźliśmy się przed salą, gdzie leżały dzieciaki, jednak nie wjechaliśmy od razu. Właściwie poprosiłam Piotra, abyśmy chwilę zostali i popatrzyli na ten widok. <br />
W środku przy naszym małym chłopczyku był Przemek, który pod swoim ramieniem trzymał Tosię. Oboje szeroko się uśmiechali i wpatrywali w szybę, za którą grzecznie spał Eryk.<br />
- Specjalnie poprosił Olę, żeby ktoś ją zastąpił i poszła do domu zająć się Franią, żeby mógł przyjechać tu z Tosią. - powiedział do mnie Piotr, kiedy również się w nich wpatrywał. <br />
- Co? <br />
- No tak, bo wiesz, ona też widziała ten wypadek. Bardzo się bała i robiła ciągle histerię, że chce tu przyjść. Jeszcze, kiedy dowiedziała się, że ma już brata to już w ogóle wpadła w szał. Przemo wreszcie uległ i poprosił Olę, która oczywiście się zgodziła. Jeszcze wcześniej dla pewności zadzwonił do mnie. No powiem ci, że ten chłopak robi na mnie coraz lepsze wrażenie. - dodał i pochylił się, żeby pocałować mnie w czoło. <br />
- Bo to mój brat. - cicho odparłam, chociaż wiedziałam, że Piotrek słyszał. <br />
Byłam dumna z Przemka, że mam takiego wspaniałomyślnego i pomocnego brata. Byłam dumna z Piotra, że mam takiego idealnego i kochającego męża. Byłam dumna z Tosi, że mam taką dorosłą i pewną siebie małą dziewczynkę. Najbardziej jednak byłam dumna z Eryka, że mimo wszystko dał radę, przetrwał i dzięki jego walce, mogę mieć takiego synka.<br />
<br />
<br />
Ciąg dalszy problemów z internetem, ale na szczęście na tym już koniec i wszystko wraca do normy, chociaż oczywiście jeszcze raz przepraszam, że tyle musieliście czekać. <br />
Jak wam się podoba? Dobrze mi idzie? Zachęcam do dzielenia się waszą opinią ze mną w komentarzu. Dla was kilka kliknięć, a dla mnie mega kop do dalszej pracy. <br />
<br />
<div align="right">
Pozdrawiam, Patrycja</div>
Patrycjahttp://www.blogger.com/profile/07293698369237432030noreply@blogger.com12tag:blogger.com,1999:blog-5117154695420086368.post-47674199313415656392015-07-12T16:33:00.003+02:002015-07-12T16:33:45.636+02:00Opowiadanie 2. Część 16. Nie miałam szans w starciu z tym gigantem. Nadawałby się prędzej na ring bokserski niż pracę na oddziale w szpitalu. Kim jest ten człowiek?<br />
Po dosłownie już kilku sekundach w pełni zorientowałam się, że moja walka z nim jest całkowicie bezsensowna i z góry skazana na porażkę. Odpuściłam wreszcie i przestałam się wyrywać. Wsunęłam się potulnie w głąb wózka i skończyłam wiercić. Wiedziałam, że teraz jego ruch i oczekiwałam go. Moje wszystkie zmysły były wyostrzone i gotowe, niezależnie od tego, co mnie czeka.<br />
Mężczyzna na migi pokazał mi, że mam zostać w miejscu i się nie ruszać, albo stanie się coś złego. Od razu zrozumiałam i wiedziałam już, że na pewno nie będę próbować żadnych sztuczek. On również był tego świadomy. Zdawałam sobie sprawę, że nie zaryzykuje. Byłam zbyt przerażona. Paraliż ogarnął moje ciało, nie ruszałam się nawet o milimetr, a oddychałam tak płytko, na ile to tylko możliwe. Dlaczego nie powiedział jeszcze ani słowa? Nie chce zdradzać głosu czy może ma inne powody?<br />
Bezszelestnie oddalił się ode mnie i wszedł do sali, gdzie leżały wcześniaki w inkubatorach, a ja w<br />
myślach jedynie modliłam się, żeby wszystko z synkiem było w porządku. Przeleciałam wzrokiem po rządkach sprzętu i naklejkach na nich umieszczonych. Nigdzie nie było napisu: Eryk Gawryło...<br />
Wtem mój wzrok powędrował znów do rosłego mężczyzny, który skierował się na sam tył sali. Było tam coś zasłoniętego ogromnym kocem. Upewnił się, że patrzę i jednym ruchem zrzucił ową zasłonę. Krzyczałam w niebo głosy. <br />
- Coś ty mu zrobił?! - wrzeszczałam ciągle, a choć on znów zasłonił przykryciem ciało, to w mojej głowie wciąż odtwarzał się jeden obraz. <br />
Przed dzieckiem była ogromna plakietka, a na nim jego dane, dane naszego synka. Wszystko super tylko chłopiec był położony na wznak, bez rączek, bez nóżek, które leżały bezwładnie zupełnie obok. Sam tułów mojego pierworodnego. Te niewinne, umarłe spojrzenie...<br />
Do końca życia nie wyprę tego obrazu z mojej pamięci. Do końca mojego życia będzie mnie prześladować...<br />
<div align="center">
</div>
<div align="center">
* * *</div>
<div align="center">
</div>
<div style="text-align: left;">
</div>
Otworzyłam oczy i natychmiast poczułam własny pot, który obiegł całe moje ciało. Pochłaniałam oddechy bardzo łapczywie i szybko, jakby w każdej chwili mogłoby mi ich zabraknąć. Gdy tylko zamknęłam kilka razy oczy, aby mrugnąć, wciąż widziałam ten okropny widok. Najgorsze było jednak to, że nie wiem czy to tylko sen... To zdarzyło się naprawdę czy nie? <br />
Byłam coraz bardziej przekonana, że sobie tego nie wyśniłam. Nie byłam w ciąży, paraliż ogarnął moje nogi, wszystko się zgadzało... <br />
Moje koszmary przerwał dopiero po chwili wchodzący do sali Piotr. Natychmiast się rozpłakałam, a kiedy tylko podszedł bliżej rzuciłam mu na szyję. Teraz już wiedziałam - to tylko cholerny koszmar, w którym nikt nie wydusił do mnie nawet słowa. <br />
Tkwiliśmy tak w uścisku dłuższą chwilę. Musiałam się pozbierać i wciąż utwierdzać na nowo w przekonaniu, że to był tylko sen, chociaż wiedziałam, że niestety na długo nie wyprę go z pamięci. <br />
- Co z dzieckiem? - oprzytomniałam po chwili i kiedy wróciłam do rzeczywistości od razu zadałam pytanie. <br />
- Było źle, Hana. - wybąkał. - W sumie nadal nie jest za dobrze. Leży w inkubatorze. Całe szczęście chyba nie ma żadnych obrażeń związanych z wypadkiem, chociaż wciąż sprawdzają. <br />
- Nic mu nie jest? Naprawdę?<br />
- Oby, pielęgniarki mówią za to, że jest bardzo głośny, więc nie będziemy mieli lekko. - próbował poprawić mi humor i delikatnie zmienić temat. Chyba jednak nie jest do końca w porządku. <br />
- Kiedy wracamy do domu? - chciałam jak najszybciej znaleźć się w naszych czterech ścianach i cieszyć powiększoną rodziną oraz przede wszystkim, jak najszybciej wyprzeć z pamięci te przykre w skutkach zdarzenia. <br />
- Mały będzie musiał jeszcze trochę tu zostać, ale o niego się nie martw. Gorzej z tobą... - wybąknął ledwo słyszalnie. <br />
- Co? - całą uwagę do tej pory skupiłam na dziecku. <br />
- Hana, czujesz nogi? - zapytał, a mnie znowu ogarnęło to wstrętne uczucie, które wróciło z podwojoną mocą - przerażenie...<br />
<br />
<br />
I jak? Zachęcam do komentowania i śledzenia dalszych losów mojego opowiadania. Mam nadzieję, że wam się podoba i wywiera na was chociaż jakiś dreszczyk emocji.<br />
<br />
<div align="right">
Pozdrawiam, Patrycja</div>
Patrycjahttp://www.blogger.com/profile/07293698369237432030noreply@blogger.com16tag:blogger.com,1999:blog-5117154695420086368.post-45118624102184491352015-06-30T12:37:00.001+02:002015-06-30T12:37:06.770+02:00Opowiadanie 2. Część 15.Byłam podłączona do różnego rodzaju sprzętów, a do moich żył dostawała się kroplówka, chociaż szczerze - kompletnie mnie to nie obchodziło. Jedyną myślą w mojej głowie był teraz Eryk. Swoim stanem nie przejmowałam się kompletnie. Uważam, że w tej sytuacji odgrywał on całkowicie drugorzędną rolę, co było uzasadnione. Najgorsze było jednak to, że wciąż go nie czułam, a jako ginekolog doskonale wiedziałam, co to oznacza. Przypuszczam, iż nawet bez mojej kwalifikacji mogłabym się tego domyśleć. Nie jestem nawet w stanie opisać uczuć, które towarzyszyły mi, kiedy dotknęłam mojego brzucha. Nie byłam już w ciąży. Ogarnęło mnie przerażenie, którego nie zdoła pochwycić jakakolwiek skala na świecie. Powinnam być jeszcze w ciąży, przecież powinnam...<br />Wszystko mnie boli, nie mogę wytrzymać i nie mogę już nawet myśleć o moim synku, moim małym Eryczku. Ała, stop, proszę. Chcę o nim myśleć. To jedyne, co mnie tu trzyma.<br />- Piotr... - mamrocze, chociaż jestem w pełni świadoma, że w tym momencie znajduję się sama w sali. Wiem, że on mnie nie słyszy, że nikt mnie nie usłyszy. Ktoś tu musi jednak przyjść. Potrzebuję czegoś na ból, nie mam już siły, natychmiast! Byle coś mocnego! Czemu akurat ja? Niech to się już skończy. Długo tak nie pociągnę. Prędko!<br />Zdążyłam szybko wcisnąć przycisk przyłączony do łóżka każdego pacjenta w razie potrzeby i odpłynęłam. Nie chciałam tego. Chciałam wstać i biec do przodu, do Piotra i Eryka, gdziekolwiek oni są. Pragnienie było jednak silniejsze. W jednej chwili pochłonęła mnie czarna dziura. Za żadne skarby świata nie chciała puścić, a naprawdę bardzo mocno starałam się od niej oderwać. <br />Straciłam przytomność. Urwał mi się film. <br />Ktoś lekko ciągnął moją koszulkę, kiedy wyrwałam się z trwającego transu. Zostałam brutalnie przeniesiona na fotel i bez słowa ruszyłam z lekarzem na przód. Nie znałam go, a to było raczej niemożliwe. Nie wiem, kim był, nie przedstawił się, a jedynie pchał wózek coraz szybciej. Chciałam nawiązać rozmowę, dowiedzieć się chociaż dokąd zmierzamy, jednak w żadnym stopniu nie reagował na moje prośby. Po prostu uśmiechał się trochę głupawo i dziwnie, bardzo dziwnie...<br />Jakiś czas później wreszcie się zatrzymaliśmy. Odetchnęłam trochę, ponieważ myślałam już, że zostanę wywieziona poza teren szpitala. Najgorsze było to, że ludzie w szpitalu pracowali jak dotychczas i nikt nawet nie próbował nas zatrzymać, nikt nie zwracał na nic uwagi. W tłumie wciąż starałam się wypatrzeć Piotra, jednak jak dotychczas - nigdzie go nie było.<br />
Moją uwagę przykuło miejsce, przy którym mężczyzna gwałtownie zahamował wózek. Przejechaliśmy cały szpital, żeby znowu znaleźć się na oddziale ginekologicznym, z którego zaczynaliśmy naszą wędrówkę. Nie była to jednak moja wcześniejsza sala. Z trwogą zwróciłam się w kierunku szyby.<br />
- Gdzie on jest?! - wykrzyczałam najgłośniej jak potrafiłam i natychmiast wpadłam w histerię. Chciałam wstać, ale ten przeklęty kolos mnie przytrzymał. Próbowałam się wyrywać...<br />
<br />
<br />
Co o tym myślicie? Oczywiście standardowo zachęcam do komentowania i nabijania wyświetleń. Każde wasze zdanie ma dla mnie ogromne znaczenie.<br />
Odnośnie długości to zdaje sobie sprawę, że jest trochę krótko, ale chcę podzielić to na kilka części. Poza tym jestem chwilowo na tygodniowym wypadzie nad morze także próbuję odpocząć.<br />
<div style="text-align: right;">
Pozdrawiam serdecznie,</div>
<div style="text-align: right;">
Patrycja</div>
Patrycjahttp://www.blogger.com/profile/07293698369237432030noreply@blogger.com12tag:blogger.com,1999:blog-5117154695420086368.post-13507697185444789442015-06-23T11:17:00.000+02:002015-06-23T11:17:02.469+02:00Opowiadanie 2. Część 14.Byliśmy za bardzo szczęśliwi. Wszystko, co nas otaczało też. Wiedziałam, że po prostu jest aż za dobrze, że jest trochę jak w bajce, a ona kiedyś się kończy. Liczyłam jednak, że pobędziemy w takiej bańce mydlanej, odizolowani od problemów, trochę dłużej. Niestety, ktoś musiał ją niespodziewanie przebić, a my z całą siłą runęliśmy na ziemię, To był bolesny upadek i zdecydowanie zbyt wczesny. - właśnie to były pierwsze myśli, które wypłynęły z mojej głowy, gdy wreszcie odzyskałam przytomność w szpitalu. Tylko myśli, bo na ten moment nie byłam w stanie wykrztusić z siebie ani słowa. Ile czasu byłam nieprzytomna? Czemu wierzyłam, że wszystko pójdzie dobrze, skoro wiedziałam, że w moim życiu zawsze coś się wali? Przestańcie krzyczeć! Wszystko huczy mi w głowie! Uciszcie się! Nie wytrzymam tego! Dlaczego nic nie czuję?!<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
*dzień wcześniej*</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Po kilku godzinach siedzenia i układania tych ubranek naprawdę bolał mnie mocno kręgosłup. Piotr robił wszystko, co w mojej mocy, żeby mnie odciążyć. Zajmował się małą i dopilnował tego, żeby mi nie przeszkadzała nawet na chwilę, bo chciał, żebym wreszcie odpoczęła. Potem, kiedy zasnęła, przyszedł do mnie i zrobił mi długi masaż. Właśnie tego w tamtym momencie najbardziej potrzebowałam i wydaje mi się, że nie tylko ja, ale większość kobiet w zaawansowanej ciąży. Mam tylko nadzieję, że na świecie jest więcej takich mężczyzn, jak mój Piotr, żeby inne ciężarne panie też nie były pokrzywdzone. </div>
<div style="text-align: left;">
Odpłynęłam w jego dotyku. Było mi tak wygodnie i błogo. Proszę, niech ta chwila się nie kończy! Skończyła się...</div>
<div style="text-align: left;">
- No już, co za dużo to niezdrowo. - skierował słowa w moją stronę, kiedy tak brutalnie po prostu przerwał najlepszy moment tego dnia. </div>
<div style="text-align: left;">
- Nie, nie, proszę, jeszcze chwilę! - domagałam się. Nie chciałam tego kończyć, mogłabym tak trwać wiecznie. </div>
<div style="text-align: left;">
- Idę zajrzeć do Tosi, a ty wróć już na ziemię, kochanie. - pocałował mnie w czoło i wyszedł z sypialni. Był nieugięty, a szkoda. Liczyłam na jeszcze chociaż kilka minut przyjemności. Przeliczyłam się. Ma racje, czas wrócić na ziemię... chociaż jeszcze nie teraz. Może za dwie godzinki...</div>
<div style="text-align: left;">
- Mmm... - wydałam cichy pomruk, kiedy trzy godziny później otworzyłam oczy. Od razu było mi lepiej. Ta drzemka zregenerowała moje siły. Ogólnie coraz ciężej znosiłam ciążę, byłam już wyczerpana. Z dnia na dzień musiałam coraz więcej odpoczywać. Bardzo, ale to bardzo uciążliwe, jednak pocieszałam się faktem, że jestem już na półmetku.<br />
Zastałam przyjemny widok, kiedy wyszłam z pokoju i udałam się do salonu. Piotr i Tosia zrobili sobie bazę z fotelów, kanapy, koców i poduszek. Wyglądało to naprawdę dobrze i byłam pod wrażeniem.<br />
- Jadę na szybkie zakupy, zaraz wracam. - powiedziałam, kiedy tylko otworzyłam lodówkę. Zazwyczaj to była specjalność mojego męża, ale nie chciałam przerywać tej jego chwili z córką.<br />
- Nie, nie. Zostajesz w domu, ja pojadę. - odwrócił się w moją stronę i powiedział.<br />
- Przestań, ty zazwyczaj jeździsz. Jak raz będzie moja kolej to nic się nie stanie. Poza tym chyba nie chcesz przerywać tak super zabawy z Antosią, prawda? - uśmiechnęłam się. Wiedziałam, że dziewczynka będzie po mojej stronie.<br />
- No właśnie! - odparła natychmiast według moich przypuszczeń. - Tato zostań!<br />
Upierałam się z nim jeszcze chwilę, ale nie miał wyjścia i musiał się zgodzi, bo był przegłosowany, znowu. Ustaliliśmy, że pojadę do najbliższego sklepu, a oni będą mi machać przez okno cały czas, dopóki nie stracą mnie z oczu.<br />
Wyjechałam z parkingu pod domem i wjechałam na drogę. Nie było prawie w ogóle ruchu, więc trochę przyspieszyłam. Odnalazłam ich wzrokiem w oknie i zaczęłam machać w ich kierunku, a oni w moim. Trwało to zbyt długo, trochę odpłynęłam, zapomniałam, że prowadzę. Patrzyłam się tylko szczęśliwa w to cholerne okno zamiast na drogę. Zbyt długo.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
* * *</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
Huk. Zderzenie, znowu huk. Zderzenie. Ból. Już nie prowadzę. Leżę. Boże dziecko, chcę wstać, ale nie mogę się ruszyć. Co z dzieckiem?<br />
Piotr już chwilę później był przy mnie. Zebrali się gapie. Mój mężczyzna poprowadził całą akcję. Kazał komuś dzwonić po pomoc, a sam od razu znalazł się przy mnie.<br />
- Hana, Hana! Nie zasypiaj! Słyszysz? - krzyczał do mnie, ale nie potrząsał moją głową. Wiedział, że mógłby w taki sposób jedynie pogorszyć mój stan.<br />
- Piotr! Dziecko... - zaczęłam, nie miałam już siły, usypiałam.<br />
- Co?! - krzyczał bardzo głośno.<br />
- Ja.. nie czuję go, ruchy, nie czuję jego ruchów... - wydusiłam z siebie ostatkiem sił.<br />
- Hana nie śpij! Słyszysz?! Nie śpij! - krzyczał chwilę, a potem już nie wiem. Ostatecznie nie posłuchałam się go, nie mogłam.<br />
- Przepraszam, Piotr... - zasnęłam.<br />
<br />
<br />
<br />
Mam nadzieję, że taka długość wam odpowiada. Mega dziękuję Sylwii, która mnie zainspirowała do takiego zwrotu akcji. W sumie wiedziałam, że robi się trochę nudnawo, ale nie byłam pewna jak to zmienić. Naprowadziłaś mnie i ta część prawie sama się napisała. Jeszcze raz dziękuję, a inni mogą także pomóc mi w ten sposób! Jakiekolwiek macie sugestie to piszcie. Sami widzicie, że z nich korzystam.<br />
Komentujcie, komentujcie!<br />
<div style="text-align: right;">
Patrycja</div>
</div>
Patrycjahttp://www.blogger.com/profile/07293698369237432030noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-5117154695420086368.post-67469212814565872572015-06-19T19:00:00.004+02:002015-06-19T19:00:54.401+02:00Opowiadanie 2. Część 13.Mój Piotr chciał chyba naprawdę udowodnić mi, że jest romantyczny, męski i silny. Na chęciach jednak stanęło, bo kiedy próbował mnie wynieść z samochodu i zanieść na rękach do domu, był tak niezdarny, że od razu się obudziłam. Właściwie to trochę przesadziłam, bo stanęło już na "próbował mnie wynieść z samochodu", a nie "na rękach do domu", nie czepiajmy się jednak szczegółów. Chociaż byłam pogrążona w krainie snów i nie bardzo podobało mi się nagłe wyrwanie z niej i tak natychmiast posłałam mu ciepły uśmiech i ucałowałam w polik. Za to go kochałam - czasem bardzo honorowy i samodzielny, jak idealny przykład wyjęty ze średniowiecznego kodeksu rycerza, a czasem nieporadny, mały chłopiec. Mój ideał, naprawdę i całkowicie mój. Jestem dumna, że związałam swoje życie z mężczyzną takim, jak on. Muszę tylko mówić mu to częściej.<br />
Wcześnie rano zerwałam się z łóżka i postanowiłam przygotować pyszne śniadanie. Oczywiście nie miałam kaca, bo po czym? Jednak z przykrością nie mogę powiedzieć tego samego o moim ukochanym (dla jasności udajmy, że po imprezie zadzwonili po jakiegoś kolegę, żeby kierował, bo Piotr przecież nie mógł sam po alkoholu :)). Tym razem to ja musiałam zadzwonić do naszego szefa i poinformować o stanie męża. Trafiłam na zły humor dyrektora, który miał już jak to ujął "po dziurki w nosie całego tego dnia". Zapewniłam go oczywiście, że to ostatni taki wybryk i będziemy się pilnować.<br />
Kilka godzin później wylegiwaliśmy się już wszyscy wspólnie na kanapie i oglądaliśmy stare powtórki "M jak miłość". Przemiła mama koleżanki Tosi odwiozła ją do nas i odprowadziła pod same drzwi. Chcieliśmy, żeby została chociaż na kawę, ale nie udało nam się jej przekonać, bo miała pilne spotkanie. Kobieta została poinformowana dokładnie o moim stanie (o tym, że jest w ciąży i będzie mieć syna) przez dziewczynkę i dała nam naprawdę sporo różnych rzeczy dla małego chłopczyka po swoim Leonie. Byłam jej dozgonnie wdzięczna i ustaliłyśmy, że musimy na pewno spotkać się po moim porodzie na takie babskie pogaduchy.<br />
Kolejne trzydzieści minut Antosia opowiadała nam dokładnie i z każdym detalem pobyt u swojej nowej najlepszej przyjaciółki - Alicji i o tym, jakim Leon jest słodkim i małym bobasem. Zapewniała nas także, że nie może się już doczekać aż Eryk będzie z nami, bo zazdrości koleżance, że ma takiego "superhiperfajnego" brata, a ona jeszcze nie. Uświadomiliśmy jej, że nie potrwa to długo i już za jakiś czas będzie się nim mogła chwalić każdemu. Tym samym wywołaliśmy długi i szczery uśmiech na jej twarzyczce.<br />
Piotr odpłynął w małą drzemkę i regenerował siły po wczoraj, a ja razem z moją małą towarzyszką udałyśmy się do pokoiku przygotowanego specjalnie dla przyszłego członka naszej rodziny. Jest już całkowicie przygotowany i wyposażony od kilku dobrych miesięcy, bo nie mogliśmy się powstrzymać. Jedyne co się w nim zmienia to wciąż powiększająca się kolekcja ubranek. Coś wydaje mi się, że zabraknie zaraz na to wszystko miejsca, ale halo, przecież te z dzisiaj to nie moja wina, chociaż jestem za nie bardzo wdzięczna.<br />
- Jakie śliczne! - powiedziała mała, która zdążyła już wyjąć byłe ubranka Leona z worka. Po jej reakcji zakładam, że ona także ich wcześniej nie widziała.<br />
- Pokaż. - odwróciłam się do niej, bo stałam zwrócona zupełnie w inną stronę, a sama jeszcze nie miałam okazji ich zobaczyć. - Wow, są naprawdę ładne. - zaczęłam się zachwycać.<br />
Zabrałyśmy się za ich dokładne oglądanie, a potem zaczęłam składać.<br />
- Jak to się robi? - zapytała zirytowana Tosia pięć minut później. Patrzyła na moją złożoną małą stertę, a potem na swoje nic. Była zła.<br />
- Oj, chodź do mnie bliżej to ci pokażę. - nie chciałam sama się podnosić i siadać, bo już i tak mocno bolały mnie plecy. - Widzisz? To proste. - dopowiedziałam po chwili.<br />
- Ale super! - kiedy tylko się nauczyła natychmiast zaczęła układać swoją własną stertę.<br />
Nie wiadomo od jakiego czasu Piotr stał oparty o drzwi i się w nas wpatrywał. Był uśmiechnięty i widać było, że ta drzemka trochę mu pomogła.<br />
- Dwie najważniejsze kobiety mojego życia. - kucnął przy nas, pocałował każdą w czoło i objął ramieniem.<br />
Spędziliśmy tam kilka dobrych godzin.<br />
<br />
<br />
Zachęcam do komentarzy, które działają na mnie najbardziej motywująco. Jeśli macie jakieś ciekawe pomysły czy cokolwiek to napiszcie mi to i naprawdę chętnie z nich korzystam. W momencie, kiedy coś mi się spodoba i użyję tego wątku czy sytuacji to napiszę pod daną częścią nazwę osoby, która mnie zainspirowała. Komentarze z anonima chociaż podpiszcie z imienia.<br />
Mam nadzieję, że wam się podoba i będziecie wyczekiwać dalszych losów naszych bohaterów.<br />
<div style="text-align: right;">
<br /></div>
<div style="text-align: right;">
Patrycja</div>
Patrycjahttp://www.blogger.com/profile/07293698369237432030noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-5117154695420086368.post-82202070229044228272015-06-14T19:00:00.000+02:002015-06-14T19:00:10.359+02:00Opowiadanie 2. Część 12.- Hana! - od razu krzyknęła i podbiegła do mnie Agata. - Nie myślałam, że przyjedziecie.<br />
- Hej, Agata. Ciebie też miło widzieć. - zaśmiał się obok mój mąż.<br />
- No hej, wybacz. - zawtórowała mu. - A kto to tak urósł? - zaczęła, patrząc się na mój brzuch.<br />
- Już niedługo będzie nas więcej. Zdecydowanie za długo wyczekujemy już Eryka.<br />
- Świetne imię, mój dziadek też je miał. - dopowiedział Szczepan, który pojawił się tak naprawdę znikąd. Podszedł, pocałował Agatę czule w polik i stanął obok niej. - Szczepan, miło mi. - wyciągnął do mnie dłoń.<br />
- Hej, Hana. - przedstawiłam się i uścisnęłam jego rękę. - Tyle się już nasłuchałam i wreszcie mogę cię poznać.<br />
- Mam nadzieję, że słyszałaś same pozytywne rzeczy. - uśmiechnął się w moim kierunku. Od razu go polubiłam. Widać było, że naprawdę szczerze kocha naszą Agatkę, która wcześniej nie miała zbytnio szczęścia do miłości, ale może dzięki niemu ulegnie to zmianie.<br />
- A masz jakieś wady? - zaśmiałam się, a oni zawtórowali. Porozmawialiśmy jeszcze chwilkę, a potem udaliśmy się na przywitanie z innymi. Większość osób już była, bo niestety mnie mąż poinformował z lekkim opóźnieniem. Zawsze wolałam być szybciej niż inni i po prostu pomóc w jakiejś organizacji niż robić wielkie wejście jak teraz. Wszyscy się na nas patrzyli i choć unikałam takich sytuacji to dzisiaj cieszyłam się. Przynajmniej widziałam wreszcie te znajome twarze. Uświadomiłam sobie, jak bardzo mi ich brakowało. Nawet jeżeli z częścią z nich nie utrzymuję kontaktu w mojej pracy na co dzień to i tak jestem z nimi zżyta. W pewien sposób jesteśmy taką wielką rodziną, jakkolwiek banalnie to brzmi.<br />
- Hanuś! - Lena pierwsza rzuciła się na mnie, ale oczywiście pamiętała o moim stanie.<br />
- Tęskniłam. - natychmiast odwzajemniłam jej uścisk. Piotr w tym czasie poszedł przywitać się z kolegami po fachu, a mnie całkowicie pochłonęła rozmowa z dziewczynami. Tak w sumie może to śmieszne, ale podzieliliśmy się na coś w stylu dwóch obozów - my kontra chłopacy. Musiałam przecież w jakiś sposób nadrobić zaległe plotki, których sporo zdążyło się nagromadzić w ciągu mojej nieobecności. Niektóre z nich były tak komiczne i nieprawdopodobne, że parę dobrych razy wybuchałam z moimi koleżankami śmiechem, a panowie kierowali wzrok w naszym kierunku i zastanawiali się o co chodzi. Jestem pewna, że oni też gadali o czymś podobnym. Co prawda Piotr pracuje i nie musi nadrabiać żadnych plotek, ponieważ jest z nimi na bieżąco, ale wydaje mi się, że rozmawiali o nas. W sumie były tu same pary: ja i Piotr, Agata i Szczepan, Lena i Witek, Wiktoria i Adam (rozstała się z mężem i jest z Adamem - moje marzenie) oraz Konica i Klaudia.<br />
Z pół godziny później, kiedy byłam już całkiem na bieżąco postanowiłyśmy przerwać nasz podział na obozy i dołączyłyśmy do naszych mężczyzn. Umówiłam się też z Wiktorią, że będzie do mnie dzwonić co kilka dni i mówić mi o wszystkich nowościach, bo jako pani ordynator na pewno nic ją nie ominie.<br />
Zrobiliśmy wspólne ognisko i usiedliśmy naokoło niego. Wszyscy oczywiście pili piwo lub jakieś napoje z procentami, a ja grzecznie sok ze świeżo wyciskanych owoców. Dołączył do nas także mój brat, który wziął ze sobą gitarę i tego wieczora stał się naszym prywatnym gitarzystą i piosenkarzem. My zaczęliśmy tańczyć i wygłupiać się, było naprawdę świetnie. Oczywiście po chwili musiałam usiąść i odpocząć, bo mój obecny stan nie pozwalał na więcej.<br />
Przed pierwszą w nocy już wszystko było posprzątane, a my zawijaliśmy się do samochodu. Nie zabrakło też pożegnań, trzymania kciuków i życzenia powodzenia przez wszystkich.<br />
Kiedy jechałam już samochodem myślałam o czasie spędzonym nad jeziorem. Byłam bardzo zadowolona, wieczór był niesamowity i z pewnością trzeba to powtórzyć, ale tymczasem przyda mi się sen...Patrycjahttp://www.blogger.com/profile/07293698369237432030noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-5117154695420086368.post-56378762798805842022015-06-08T12:49:00.002+02:002015-06-08T12:49:40.235+02:00Opowiadanie 2. Część 11.Spacer zleciał nam naprawdę bardzo miło i szybko. Zresztą to dokładnie tak samo jak pół roku, które minęło nim zdążyłam się obejrzeć. W tym momencie jestem w ósmym miesiącu ciąży, a właściwie zaczynam już dziewiąty. Płeć dziecka jest nam już od dawna znana i nie możemy się doczekać, żeby powitać na świecie naszego małego synka - Eryka. Bardzo długo myśleliśmy nad imieniem dla tego małego szkraba, ale po długich rozmyśleniach i czasie spędzonym na forach dla przyszłych rodziców postawiliśmy właśnie na Eryk. Głównie chodziło nam o niepowtarzalność i oryginalność. Tak, to imię idealnie się wpasowuje, a do tego jest jeszcze takie śliczne.<br />
Kolejną sprawą, której pewnie jesteście ciekawi jest sytuacja Magdy i jej córki Tośki. Kobietę próbowali wybudzać i za drugim razem, który miał miejsce z miesiąc temu, udało się. Ja i Piotr byliśmy bardzo szczęśliwi, ale niestety nie mogliśmy się podzielić naszym entuzjazmem z małą, ponieważ w jej przekonaniu mama była na wycieczce. Stan Magdy na początku był bardzo słaby i wciąż nie należy do najlepszych. Z tej właśnie racji dziewczynka cały czas jest stałym bywalcem naszego domu. Kobieta przechodzi bardzo intensywną rehabilitację w specjalistycznym ośrodku w Niemczech, którą zorganizował mój mąż, choć nie ukrywam, że Tretter także nam w tym pomógł. Tam ma opiekę na najwyższym poziomie i z tego co wiemy pomału dochodzi do siebie. Do pełni formy i tak potrzeba jeszcze całe mnóstwo czasu, który jest głównym wyznacznikiem wszystkiego. Rozmawialiśmy z lekarzami oni uważają, że za około rok Magda będzie w stanie wrócić do swojego dawnego życia w pełnej formie. Wszystko świetnie, bardzo się z tego cieszę, ale co z Tośką? Jest już z nami bardzo długi czas. Ona sama zdążyła się do nas całkowicie przyzwyczaić, a my do niej. Nie wyobrażam sobie jeszcze cały rok traktować ją jak swoje własne dziecko, a potem tak z dnia na dzień po prostu przestać ją widzieć. Piotr wie, że to jest dla mnie ciężka sytuacja, bo strasznie się przywiązuje, ale on sam na razie nie każe mi o tym myśleć. Mówi, że jest jeszcze dużo czasu i mam skupić się na pozytywach (halo, za miesiąc będę prawdziwą mamą!!!). W sumie racja. Rok to jeszcze masa czasu, w ciągu którego może się wydarzyć pełno rzeczy. Nie mam na pewno co się przejmować na zapas.<br />
- Wróciłem! - krzyknął do mnie od progu Piotr. Ten to ma fajnie. Ja już kilka miesięcy temu musiałam zrezygnować z pracy, bo po moim poronieniu z przeszłości były pewne obawy i po prostu muszę się oszczędzać.<br />
- Też bym tak chciała. - odparłam mu natychmiast. Nie wydaję mi się, żebym była pracoholiczką, ale naprawdę bardzo tęskniłam za moją posadą, odbieraniem nowego życia, kontaktem z pacjentem i niespodziewanych spotkaniach z Piotrem na holach. - Gdzie Tosia? - dopowiedziałam po chwili. - Przecież chyba miałeś ją odebrać i wrócić razem z nią. Zapomniałeś o dziecku?! - hormony, to tylko hormony...<br />
- Spokojnie, mała poszła do koleżanki, a ja rozmawiałem z jej mamą. Dzisiaj piątek, więc zgodziłem się, żeby została tam na noc, także mamy trochę czasu dla siebie. - mówił już z łazienki, kiedy jednocześnie mył ręce.<br />
- Ha, chyba za dużo to już nie zdziałamy. - zaśmiałam się i popatrzyłam na mój już naprawdę sporych rozmiarów brzuch.<br />
- Bardzo śmieszne. - poszedł i mnie pocałował. Doskonale wiedział, że tylko się droczę. Takie myśli wyszły nam z głowy od momentu, kiedy stojąc przestałam widzieć swoje nogi, a tylko brzuch. - To na co masz dzisiaj ochotę? - usadowił się obok mnie na kanapie.<br />
- W sumie moglibyśmy gdzieś wyjść. Mam już dosyć siedzenia w domu. - spojrzałam błagalnie w jego kierunku.<br />
- Ale Hana, nie wolałabyś odpocząć? - jak zwykłe upierał się.<br />
- Ale ja non stop odpoczywam. - szybko mu rzuciłam. - Po prostu włącza ci się jak zwykle ojcowski Piot..<br />
- uś. - zdążył dokończyć za mnie. - Tak wiem, ale nie mogę nic na to poradzić. Muszę dbać o ciebie i naszego małego piłkarza.<br />
- Piłkarza? - byłam zaskoczona. Ciągle dowiaduję się jakiś informacji o Eryku, którego nawet jeszcze z nami nie ma. W sumie to całkiem przyjemne.<br />
- No tak, piłkarza. A co sobie myślałaś? No ewentualnie może pójść w ślady rodziców. - oczywiście żartował. Oboje wiedzieliśmy, że to, kim zostanie Eryk leży tylko w jego intencji.<br />
- No oczywiście. - zawtórowałam mu.<br />
- Hm, skoro tak bardzo chcesz gdzieś wyjść to chyba przyszło mi coś do głowy. - zaczął się zastanawiać.<br />
- No to dawaj. - byłam podekscytowana. Miałam ochotę spotkać się z wreszcie z ludźmi.<br />
- Agata i Szczepan zaprosili wszystkich na jakąś imprezę nad jeziorem. W sumie możemy tam pojechać. ( Moja druga najlepsza para, oni są świetni, też tak myślicie? )<br />
- Jasne! - podniosłam się z kanapy, wreszcie. - Tak dawno wszystkich nie widziałam. Nie zdążyłam nawet jeszcze poznać tego Szczepana, chociaż tyle o nim słyszałam.<br />
- Ejej, tylko nie poznawaj go aż tak bardzo. - żartowniś.<br />
- Widzę, że żarty to się dzisiaj nie tylko mnie trzymają. - dałam mu kuksańca w bok.<br />
Jakieś pół godziny później byliśmy już gotowi i Piotr odpalał silnik w samochodzie. Imprezo szykuj się! Ciężarna Hana i Piotr nadchodzą.<br />
<br />
<br />
Przepraszam, ale zależy mi na ocenach i to na tym całkowicie musiałam się skupić w ostatnich miesiącach. Teraz już na szczęście jest końcówka i dam radę i tu coś naskrobać. Swoją drogą co myślicie o Agacie i Szczepanie (♥) ? Jak wam się podoba? Jak zwykle zapraszam też na aska - <a href="http://ask.fm/Kukakaa" target="_blank">klik</a>Patrycjahttp://www.blogger.com/profile/07293698369237432030noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-5117154695420086368.post-6365809941168212682015-03-05T16:13:00.000+01:002015-03-05T16:13:51.120+01:00Opowiadanie 2. Część 10."Mijały dni, tygodnie i miesiące... właśnie, dzisiaj mijają równo cztery miesiące od momentu, kiedy Tosia jest z nami. Sporo się zmieniło przez ten czas, to dobre zmiany.<br />
Po miesiącu pobytu dziewczynki u nas zdałam sobie tak naprawdę sprawę, jak bardzo pragnę mieć własne dziecko. Byliśmy jej rodzicami dwadzieścia cztery godziny na dobę i było nam z tym dobrze. Znaczy, z początku trudno było się przyzwyczaić do całej sytuacji, ale to dlatego, że była ona po prostu nowa i dotąd nieznana. Kiedy już się wdrożyliśmy, stało się to czymś, na zasadzie zwykłej rutyny i codzienności. Tosia co jakiś czas wciąż pytała o mamę, ale wytłumaczyliśmy jej, że musiała wyjechać. Małej zdarzyło się nawet kilka razy użyć słowa "mama" względem mnie. Czułam się wtedy wyjątkowa, jak jej prawdziwa mama, która troszczy się o nią najlepiej, jak tylko umie. Właśnie wtedy to się stało, stwierdziłam, że nie mogę już dłużej czekać i nie chcę, podjęłam intensywną kurację, która miała znacząco zwiększyć moje szanse na zajście w ciąże. Oboje z Piotrem bardzo tego chcieliśmy, dlatego wiadomość, którą otrzymaliśmy miesiąc temu rozradowała nas, jak nigdy w życiu. Tak, jestem w ciąży i tak, właśnie spełnia się moje największe marzenie. Dziecko ma dopiero dwa miesiące, a ja nie ukrywam, że już często zdarzają mi się wahania nastroju czy mdłości. O tym jednak nie myślę. Jestem w ciąży, będziemy mieli nasze dziecko - musiałam napisać to drugi raz. Oprócz tego wciąż mamy małą Tosię, która jest niesamowitym dzieckiem. Tylko jedna rzecz wciąż pozostaje niezmienna... Magda wciąż jest w śpiączce, a ja zaczynam się zastanawiać, jak długo to jeszcze potrwa i czy ona kiedykolwiek się obudzi..." - Hana właśnie skończyła pisać pierwszy wpis w swoim dzienniku. Postanowiła go prowadzić i mieć pamiątkę, przeczytać za jakiś czas. Piotr też był przychylny do tego pomysłu.<br />
- Ma... ciociu! - wykrzyknęła dziewczynka, która w oka mgnieniu wparowała do salonu i wpędziła mnie w strach.<br />
- Bu, mała złośnico! - wykrzyknął Piotr i chwycił ją od tyłu zanim mała zdążyła się na mnie rzucić. Nie wiem skąd on się tam wziął, ale wystraszył mnie równie mocno, jak ona. Oczywiście, nie chciałam dać mu tej satysfakcji i jakoś to ukryłam, ha, cała ja.<br />
- Widać, że córeczka wdała się po swoim tatusiu. - odparłam, spoglądając na nich i śmiejąc się. Oni zawtórowali mojej reakcji.<br />
- Tosiu, pamiętasz o czym rozmawialiśmy ostatnio? - zapytał jak zawsze spokojnym i opanowanym głosem Piotr. No dobrze, może nie tak zawsze, ale często.<br />
- Nie mam skakać, bo ciocia będzie miała dzidzie! - znów radośnie wykrzyknęła.<br />
- Tatuś też będzie miał dzidzie. - dopowiedziałam.<br />
- Ale ty już jesteś moim tatą. - zwróciła się w jego stronę nagle posmutniała dziewczynka. Zrobiło mi się jej bardzo żal, bo wyglądała na poruszoną moim słowami. Poza tym nie widziała swojej mamy od czterech miesięcy i myśli, że zostanie zepchnięta w kąt przez przyszłego bobasa.<br />
- Hej, spójrz na mnie. - odparł Piotr i klęknął tak, aby mieć z nią kontakt wzrokowy. - Zawsze będę twoim tatą, okej? Po prostu będziesz miała rodzeństwo. Ktoś już niedługo będzie się z tobą bawił. - próbował zachęcić ją Piotr. - Rozumiesz? - chciał również upewnić się, że mała już dobrze orientowała się w całej sytuacji.<br />
- Dobrze, tato. - uśmiechnęła się mała blondynka. Była naprawdę urocza.<br />
- Leć się baw, a zaraz idziemy na spacer. - spojrzałam w jej kierunku i powiedziała. Postanowiłam spędzać z nią każdą chwilę na czymś radosnym i zajmującym, aby nie myślała o swojej mamie i skupiła się na tym, że dobrze się bawi.<br />
- Jej! - tylko krzyknęła i nawet się nie zorientowałam, kiedy zdążyła zniknąć z tego pomieszczenia.<br />
- A u ciebie wszystko okej? - zapytał.. Widać było, że odzywa się w nim teraz "ojcowski Piotruś". Kochałam te sformułowanie.<br />
- Haha, ojcowski...<br />
- Piotruś, tak wiem. Bardzo śmieszne, żono. - odparł prychając, a ja ledwo mogłam powstrzymać moje drgające usta przed śmiechem. - A serio jak tam?<br />
- Wszystko okej. Gawryłciątko na razie nie sprawia żadnych kłopotów. - tak też często mówiłam.<br />
- Hana, ile ty myślisz nad takimi słowami? - zapytał przez śmiech. Oboje się zresztą roześmialiśmy, bo nie ukrywajmy, ale to naprawdę jest bardzo zabawne.<br />
- A byś się zdziwił. - odpowiedziałam tajemniczo. - A teraz panie doktorze czas spożytkować dobrze nasz urlop i wyjść na rodzinny spacer. Co ty na to?<br />
- Jeszcze pytasz? - przeciągał się. - Tosia, już wychodzimy! - krzyknął do córki.<br />
<br />
<br />
Jakie wrażenie wywarła na was ta część? Chyba w nocy mam najlepszą wenę twórczą, bo mi osobiście się podoba (skromna ja). Komentujcie, komentujcie!Patrycjahttp://www.blogger.com/profile/07293698369237432030noreply@blogger.com25tag:blogger.com,1999:blog-5117154695420086368.post-71775248691154776652015-02-26T16:16:00.000+01:002015-02-26T16:16:41.997+01:00Opowiadanie 2. Część 9.Budzik zadzwonił parę minut przed piątą, był bardzo głośny.<br />
Zerwałam się z łóżka w mgnieniu oka i natychmiast go wyłączyłam. Tak bardzo nie chciałam obudzić Piotra i Tosi. Na szczęście udało mi się to.<br />
Zachowywałam się najciszej jak tylko potrafię chodząc po całym domu. Nie chciałam także robić zamieszania, dlatego odpuściłam sobie śniadanie. Zawsze mogę zjeść coś dobrego w bufecie.<br />
Niespełna pół godziny później znalazłam się już na swoim oddziale. Dobrze, że przyjechałam trochę szybciej i miałam jeszcze czas, ponieważ dzięki temu mogłam zajrzeć do Magdy.<br />
Siedząc przy niej sprawdzałam i analizowałam wyniki badań, które zdążyły mnie ominąć. Było tego całkiem sporo, dużo więcej niż się spodziewałam. Nie zmienia to jednak faktu, że w dalszym momencie jest źle.<br />
- Hej, Hana. - moje przemyślenia przerwał Radwan. - Szukałem cię.<br />
- Przepraszam Krzysztof. - powiedziałam od razu, kiedy spojrzałam na mój zegarek. - Trochę się tu zasiedziałam...<br />
- Spokojnie, nic się nie stało. - odparł i podszedł bliżej. - Dlaczego właściwie tutaj jesteś? - wiedział, że to z całą pewnością nie moja działka.<br />
- To mama córki Piotra. - odpowiedziałam mu, chociaż sama nie wiedziałam po co tak naprawdę to robię. Chyba nie chciałam zagłębiać go w te wszystkie szczegóły.<br />
- O, nie wiedziałem, że Piotr ma dziecko... - bardzo się zdziwił.<br />
- Tak, pięcioletnie. - stwierdziłam, że nie będę już dalej o tym mówić. - To dlaczego mnie szukałeś? - przeszłam szybko do kolejnej sprawy.<br />
- A, bo chodzi o tą pacjentkę z czwórki. - zaczął mi wszystko dokładnie omawiać. Razem wyszliśmy z sali i udaliśmy się na oddział ginekologiczny.<br />
Godziny mijały mi całkiem sprawnie i szybko się ze wszystkim uwijałam. W przerwach zaglądałam do sali Magdy i rozmawiałam na jej temat z Witkiem lub Agatą, którzy wspólnie nad nią czuwali. Zdążyłam nawet zjeść bardzo odżywczy posiłek u pani Marii.<br />
Wracałam właśnie z bufetu, ponieważ zostałam zawołana do zbliżającego się porodu. Podobno wszystko zaczęło się bez komplikacji więc raczej niczym się nie martwiłam. Kierując się przez hol zobaczyłam jednak Piotra. Od razu do niego podeszłam.<br />
- Co ty tutaj robisz tak wcześnie? - pocałowałam go i natychmiast zapytałam.<br />
- Postanowiłem sprawdzić co u niej.<br />
- Przecież umówiliśmy się, że będę do niej zaglądać i robię to. Poza tym ma tu najlepszą opiekę, a twój dyżur zaczyna się dopiero za hm... trzy godziny?<br />
- Trzy i pół. - odpowiedział mi.<br />
- No właśnie! - odkrzyknęłam zrezygnowana, ponieważ wiedziałam, że to bezskuteczne. Znałam go, i tak zrobi to, co będzie chciał i uważał za słuszne. Taki już jest po prostu Piotr. - Zrobiłeś chociaż wszystko co miałeś? - zapytałam niepewnie.<br />
- Hana, dlaczego ty traktujesz mnie jak dziecko? Przecież...<br />
- Martwię się i tyle. - wtrąciłam mu. Nie chciałam, żeby tak postrzegał tą sytuację.<br />
- Wszystko zrobiłem. Pojechałem razem z Tosią po wszystko, przyszykowałem ją i odstawiłem do przedszkola. Wytłumaczyłem też wszystko jej nauczycielce, żeby była poinformowana w razie potrzeby. Posprzątałem jeszcze trochę u nas i zrobiłem zakupy.<br />
- To świetnie. - byłam pełna uznania. Tak szczerze nie sądziłam, że wywiąże się on ze wszystkiego, a nawet jeżeli już to na pewno nie w tak szybkim tempie.<br />
- I teraz będziesz siedział u niej te trzy i pół godziny? - zabrzmiało to trochę jakbym była o nią zazdrosna...<br />
- Nie, oczywiście, że nie. Zorientuję się trochę, a potem może pokręcę po szpitalu i spróbuję porwać się na obiad czy coś.<br />
- Przykro mi, ale właśnie wracam z bufetu. - uśmiechnęłam się.<br />
- Wymyślę coś. - puścił mi oczko. Wyglądał tak komicznie, kiedy to robił.<br />
- Mam nadzieję, ale teraz muszę już serio iść, bo wyjdzie na to, że nie przydam się na nic mojej rodzącej pacjentce.<br />
- Jasne, leć. - odparł, pocałował mnie i oddalił się w stronę Magdy. A ja, no cóż, udałam się na witanie nowego życia.<br />
<br />
<br />
Mam nadzieję, że wam się podobało i liczę na komentarze z waszej strony. Tym bardziej, że ostatnio trochę brak mi motywacji i się rozleniwiłam, więc zachęcam.<br />
Myślicie, że fajnie byłoby, gdybym czasem też pisała z punktu widzenia Piotra czy mam się cały czas trzymać Hany?Patrycjahttp://www.blogger.com/profile/07293698369237432030noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-5117154695420086368.post-50672087704296422452015-02-19T15:57:00.000+01:002015-02-19T15:57:22.310+01:00Opowiadanie 2. Część 8.Wszystko potem stało się tak błyskawicznie. Kompletnie nie wiedziałam co robić, byłam spanikowana. Piotrem także w głównej mierze kierowały nerwy. Dobrze, że byli tam chociaż nasi przyjaciele i bardzo dobrzy lekarze, którzy jakimś cudem zdołali podtrzymać jej życie. Było to prawie niemożliwe, ale udało się.<br />
Teraz jest w śpiączce.<br />
- I co niby teraz macie zamiar zrobić? Przecież ona się nie obudzi! - mój mąż był zdenerwowany. Sam nie wiedział co mówi.<br />
- Sam wiesz, że to było jedyne wyjście! - zezłościła się na niego Agata.<br />
- No chyba, że wolałbyś widzieć ją martwą, a zgaduję, że nie. - odparował wychodzący Witek. - Będzie dobrze. - zdążył jeszcze poklepać go po plecach.<br />
- I co teraz planujecie? - postanowiłam sama przejąć dowodzenie nad tą sytuacją, ponieważ zaczęłam zauważać, że wymyka się ona spod kontroli. Złapałam także Piotra za rękę i mocno ją ścisnęłam. Chciałam dodać mu w jakiś sposób otuchy. Widziałam, jak bardzo to wszystko jest dla niego trudne.<br />
- Będziemy podawać leki, które stopniowo polepszą jej stan. Może zająć to trochę czasu, ale kiedy będzie już stabilna spróbujemy ją wybudzić.<br />
Rozmawialiśmy jeszcze z piętnaście minut, ponieważ potem obowiązki wzywały Agatę. Zdążyła nam ona pokazać całą dokumentację Magdy i powiedzieć wszystko, co sama wiedziała. W sumie nie dowiedzieliśmy się za dużo nowego, ale jednak zawsze coś. Byliśmy jej za to wdzięczni.<br />
- Piotr... - odczekałam chwilę. Chciałam kontynuować dopiero, kiedy na mnie spojrzy. - Wracajmy do domu. Wiesz, że nic już teraz nie możesz poradzić. Mam jutro rano dyżur, więc sprawdzę co u niej. - także przejmowałam się stanem Magdy, ale byłam wykończona. Poza tym myślałam również o Tosi i chciałam przypomnieć o niej Piotrowi. - Tosia pewnie zaczyna się martwić. Musimy do niej wrócić. Jutro też trzeba będzie pojechać do Magdy i wziąć najpotrzebniejsze rzeczy małej, bo teraz na jakiś czas będzie z nami. - było to dla mnie oczywiste.<br />
- Tak, tak... w sumie to prawda. - zaczął analizować moje słowa. - Ale przyjadę rano z tobą i razem sprawdzimy co u niej.<br />
- Nie, nie możesz. Masz na późniejszą godzinę i bardzo dobrze się składa, bo cały czas o kimś zapominasz. Ktoś będzie musiał przecież pojechać po rzeczy małej i przede wszystkim zawieść ją do przedszkola. - odparłam stanowczo.<br />
- Tak, znowu prawda. - odparł. Był naprawdę bardzo zamyślony. - wstał i udaliśmy się wspólnie na parking.<br />
- Pozwolisz, że ja poprowadzę. - odparłam i skierowałam się w stronę miejsca kierowcy, kiedy już widziałam nasz samochód.<br />
Nie protestował, był za bardzo pogrążony w swoich myślach.<br />
Postanowiliśmy jednak odebrać małą. Chcieliśmy ją mieć przy sobie, a poza tym mogła bać się zostać na noc u mojego brata. Mimo, że znała go już wcześniej to wciąż miała jedynie pięć lat i z pewnością czuła się niepewnie.<br />
Godzinę później cała nasza trójka była już w mieszkaniu.<br />
Ja byłam padnięta, jakaś osłabiona. Cała ta sytuacja mnie wykończyła. Myślałam tylko o łóżku i tym, aby jak najszybciej się tam znaleźć. Wydaję mi się, że Piotr miał podobne zdanie i zgadzał się ze mną. Niestety Tosia aż tryskała energią. W sumie miała dzisiaj całkiem sporo drzemek i myślała tylko o zabawie. Nie chciała z nami współpracować.<br />
- Musisz wstać wcześniej, idź spać. Ja się nią zajmę. - odparł Piotr. - I tak już dzisiaj bardzo mi pomogłaś.<br />
- Dacie sobie radę? - spojrzałam na nich, miałam wątpliwości.<br />
- Pewnie. - odparli jednogłośnie. - Zmęczę ją trochę i mam nadzieję, że zaśnie. - odparł już ciszej, tylko do mnie.<br />
- Dobrze, w takim razie do jutra. - powiedziałam, kiedy pożegnałam się już z nimi.<br />
- Śpij dobrze, kochanie. - odparł mój mężczyzna jeszcze zanim zdążyłam zamknąć za sobą drzwi do sypialni.<br />
<br />
<br />
Jak myślicie, co dalej będzie z Magdą? Może nawet podeślecie mi ciekawe pomysły pod postem. Zapraszam więc do komentowania! Daje mi to porządnego kopa. :)Patrycjahttp://www.blogger.com/profile/07293698369237432030noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-5117154695420086368.post-2924981337394595152015-02-12T16:11:00.000+01:002015-02-12T16:11:17.551+01:00Opowiadanie 2. Część 7.Minęło kilka chwil, a ja już wysiadałam z samochodu i kierowałam się w stronę wejścia do budynku. Nawet nie wiem jakim cudem znalazłam się tu tak szybko.<br />
<div>
- I co z nią? - już po pięciu minutach od mojego przybycia do szpitala powiedziałam do Piotra. Doskonale wiedziałam, gdzie mam się kierować, aby go znaleźć, więc i to poszło mi naprawdę sprawnie. </div>
<div>
- Co ty tutaj robisz? Tylko nie mów, że przyjechałaś z Tosią. - przeraził się. </div>
<div>
- Oczywiście, że nie. Zostawiłam ją z Przemkiem.</div>
<div>
- Jej stan jest krytyczny. - kiedy dowiedział się z małą postanowił od razu przejść do rzeczy. Był bezpośredni i to w nim lubiłam. - Najbliższe doby będą decydujące. </div>
<div>
- Nie myślałam, że jest z nią aż tak źle. - złapałam się za głowę. - Ale co się właściwie stało?</div>
<div>
- Sam do końca nie wiem. Powiedzieli mi tylko, że miała wypadek i to bardzo poważny jak widać. Mówili, że jej samochód nadaje się już tylko na złom.</div>
<div>
- No, a co z osobą, z którą się zderzyła? - wszystko pomału zaczęło do mnie docierać. </div>
<div>
- Zabrali go do innego szpitala, ale ratownicy mówili, że jego samochód był dużo większy i bardziej go ochronił. Jego stan nie jest poważny.</div>
<div>
Wymieniliśmy między sobą jeszcze trochę zdań. Obgadaliśmy również to, co powiemy Tosi. Jej mama nie mogła przecież tak po prostu zniknąć, mała z pewnością będzie o nią pytać. </div>
<div>
Potem nie mieliśmy już czasu na rozmowę. Przyglądaliśmy się Magdzie z za szyby. Latoszek dokładnie oceniał jej stan zdrowia i razem z Agatą szybko podejmowali decyzje. Zlecali najpotrzebniejsze badania.</div>
<div>
Pół godziny później mama małej Antoniny była już podłączona pod cały sprzęt. Nie mogła nawet samodzielnie oddychać. Jej stan był naprawdę ciężki. Patrząc na nią zastanawiałam się czy z tego wyjdzie i jak długo to potrwa, a przede wszystkim co teraz. </div>
<div>
- Halo? - moim rozmyśleniom przeszkodził telefon. </div>
<div>
- Hej. - odezwał się Przemo. </div>
<div>
- Coś się stało? - od razu zaczęłam się denerwować. Bałam się, że coś z Tosią. Widziałam tylko same czarne scenariusze, ale to przez obecną sytuację. Nie ma chyba zresztą się czemu dziwić. </div>
<div>
- Nie, spokojnie, wszystko gra. Mała zdążyła się już obudzić i pytała o was, ale powiedziałem, że musiałaś jechać i wrócisz. Spokojnie, nie pisnąłem słówka o Magdzie. </div>
<div>
- Dzięki Bogu. - odetchnęłam. Byłoby źle, gdyby pięciolatka dowiedziała się o tym w taki sposób. </div>
<div>
- No... i dzwoniła do mnie Ola. Została pilnie wezwana do szpitala i muszę wracać do Frani. Wezmę po prostu młodą ze sobą i chyba już zostanie u nas na noc, bo bezsensu po nocach ją potem ciągać, a już późno. Nie przeszkadza ci to?</div>
<div>
- Jasne, że nie. W sumie to bardzo dobry pomysł. Dziękuję.</div>
<div>
- Jestem przecież twoim bratem, nie ma za co. - odparł łagodnie do słuchawki. - A tak w ogóle to co z nią?</div>
<div>
- Nie jest najlepiej, a szczerze? Chyba nawet bardzo źle. Jest cała połamana, liczne urazy wewnętrzne, nie oddycha samodzielnie... - zaczęłam wymieniać. - Najbliższe doby będą decydujące. - powtórzyłam zdanie, które wcześniej wypowiedział mój mąż.</div>
<div>
- To naprawdę poważna sprawa. Nie martw się, będzie okej. - próbował chyba mnie trochę podnieść na duchu, ale ja naprawdę byłam na to zbyt przybita. - Dobra, ale teraz już naprawdę muszę iść, bo Ola za mną czeka. </div>
<div>
- Pewnie, leć. Dziękuję. - odparłam znowu. </div>
<div>
- Już to mówiłaś. Poza tym nie musisz mi ciągle dziękować. </div>
<div>
- Ale chcę.- odparłam i odczekałam chwilę. To był już koniec rozmowy. Upewniłam się, że Przemo zakończył połączenie, zablokowałam telefon i pośpiesznie schowałam go do mojej torebki.</div>
<div>
Kolejne dwie godziny spędziliśmy na korytarzu. Nie pozwolili nam nawet do niej wejść i kategorycznie tego zabraniali. Cały czas przy niej czuwali i podłączali coraz to nowe rzeczy. My po protu patrzyliśmy się siedząc jednocześnie na tych niewygodnych krzesłach. W tym momencie czułam się chyba pierwszy raz naprawdę jak pacjent (a raczej jego rodzina), a nie lekarz, który pracuje w tym szpitalu. Nie było to za przyjemne uczucie zarówno dla mnie, jak i mojego męża, ale nic nie mogliśmy na to poradzić. Byliśmy bezradni.</div>
<div>
Nagle jej stan drastycznie się pogorszył. Lekarze natychmiast zauważyli tą zmianę i zaczęli ją reanimować. Ja i Piotr od razu wbiegliśmy na salę. Nie mogliśmy przecież po prostu się przyglądać i udawać jakby nigdy nic. </div>
<div>
- Piotr, Hana, nie teraz! Wyjdźcie! - krzyknęła Agata, podbiegając od drugiej strony do Witka, który już zaczął akcję reanimacyjną. </div>
<div>
- Zróbcie coś! - krzyczał przerażony Piotr podbiegając do łóżka. Uczyniłam zresztą to samo.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
Opowiadanie trochę dłuższe, wzięłam pod uwagę wasze komentarze. W następnym tygodniu zaczynam ferie, więc może pojawi się coś więcej, ale nic nie obiecuje. </div>
<div>
Mam nadzieję, że wam się podobało, a zakończenie w odpowiednim momencie z pewnością skłoni was do dalszego czytania. </div>
<div>
Wyrażajcie swoją opinię, biorę wasze słowa pod uwagę i staram się poprawić. Komentujcie! :)</div>
Patrycjahttp://www.blogger.com/profile/07293698369237432030noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-5117154695420086368.post-77397664837189483172015-02-05T16:19:00.000+01:002015-02-05T16:19:04.138+01:00Opowiadanie 2. Część 6.Całą drogę powrotną próbowałam dodzwonić się do Piotra i nic z tego nie wynikło. Najprawdopodobniej był zbyt zajęty i po prostu wyłączył telefon całkiem nie myśląc o tym, jak ja muszę się martwić.<br />
Musiałam dowiedzieć się o co chodzi i jak trudna jest sytuacja Magdy.<br />
- Hej, brat. - wybrałam numer Przemka, gdy zostało jeszcze dziesięć minut drogi do domu. - Wiem, że nie wypada tak dzwonić, ale czy mógłbyś przyjechać? Teraz?<br />
- Hana, ale co się stało? - zdenerwował się.<br />
- Nie mogę mówić przy dziecku. Bądź jak najszybciej. Kocham cię. - powiedziałam i od razu się rozłączyłam. Musiałam przestać i skupić się wreszcie na prowadzeniu pojazdu. Jeszcze tylko tego by brakowało, żeby nam coś się stało.<br />
- Przy jakim dziecku?! - wykrzyczał Przemo, który ubierał już buty, ale rozmowa dawno została zakończona i nie uzyskał odpowiedzi.<br />
Byłyśmy na miejscu pierwsze, ale musiałam za nim poczekać, ponieważ Tosia zdążyła zasnąć. W żadnym razie nie dałabym rady przenieść wszystkiego razem z nią na rękach, a pod żadnym pozorem nie chciałam jej zostawiać samej w zamkniętym aucie lub mieszkaniu. Miałam jedynie nadzieję, że Przemek jest już gdzieś w pobliżu.<br />
Po kilku minutach czekania usłyszałam, że ktoś puka w moją szybę. Nareszcie.<br />
- O, jesteś już. - powiedziałam od razu wysiadając z samochodu. Mój brat wyglądał naprawdę na bardzo zdezorientowanego.<br />
- Hana, spójrz na mnie. Co się stało, jakie dziecko?<br />
- Tosia jest ze mną, ale zasnęła. Byliśmy na zakupach razem z Piotrem i on nagle dostał telefon i wybiegł. Zdążył tylko powiedzieć, że coś z Magdą, ale nie chciał nic mówić przy niej. - tłumaczyłam na szybko otwierając bagażnik i wykładając zakupy. - Muszę się dowiedzieć o co chodzi i nie mogę tak spokojnie siedzieć w mieszkaniu, znasz mnie Przemo, dlatego mam nadzieję, że mi pomożesz.<br />
- Oczywiście, że tak. Dobrze, że Ola była w domu i została z Franią. - tłumaczył jednocześnie wykładając rzeczy. - To co mam robić?<br />
- Wniesiemy razem wszystko do mieszkania razem z Tosią, bo nie chcę jej budzić, a potem jeżeli nie masz nic przeciwko to pojadę do Piotra.<br />
- Jestem twoim bratem, możesz na mnie liczyć. - odpinał już delikatnie małą z fotelika. Odkąd ma Franię naprawdę zrobił się jeszcze bardziej opiekuńczy. Wspaniały z niego tata. - To idziemy.<br />
Razem daliśmy radę wnieść wszystko na górę. Potem skorzystałam jeszcze z łazienki i miałam zamiar się ulotnić.<br />
- Dziękuję. - pocałowałam go szybko w polik przy wyjściu. Taki brat to skarb i bardzo cieszyłam się, że mogę na niego liczyć.<br />
W mgnieniu oka znalazłam się z powrotem w moim samochodzie i ruszyłam, chociaż nie wiedziałam tak naprawdę dokąd mam jechać.<br />
- Piotr, wreszcie. - powiedziałam, gdy tylko mój telefon zadzwonił. - Gdzie jesteś?<br />
- W Leśnej Górze, jej stan jest naprawdę ciężki. U was wszystko okej? - denerwował się, był cały spięty.<br />
- Tak..<br />
- Hana, muszę kończyć. Wiozą ją, zadzwonię później. Kocham cię. - powiedział i rozłączył się, a ja już zmniejszałam dystans między mną, a szpitalem.<br />
<br />
Jeżeli przeczytałaś/eś skomentuj! Dla ciebie to tylko chwila, a dla mnie znaczy to naprawdę dużo, zachęcam!Patrycjahttp://www.blogger.com/profile/07293698369237432030noreply@blogger.com12tag:blogger.com,1999:blog-5117154695420086368.post-71995934911301375622015-01-29T16:15:00.001+01:002015-02-05T14:06:49.601+01:00Opowiadanie 2. Część 5.Reszta czasu zleciała nam bardzo szybko, a szkoda, bo było to całkiem dobre odstresowanie się i odetchnięcie.<br />Posiedzieliśmy jeszcze trochę na ręcznikach, a potem stwierdziliśmy, że już pomału nadszedł czas, aby się zbierać. Poszło nam to nawet całkiem sprawnie i chwilę potem siedzieliśmy już w trójkę w samochodzie.<br />- To teraz odwozimy małą już? - zapytałam Piotra, bo widziałam, że kieruje się w przeciwną stronę niż dom dziewczynki.<br />- Nie! - krzyknęła radośnie.<br />- Właściwie Hana.. uzgodniłem z Magdą, że Tosia zostanie dzisiaj u nas na noc, no chyba, że masz coś przeciwko.<br />- Oczywiście, że nie. - spojrzałam na nią i widziałam jej ulgę, gdy tylko usłyszała moje słowa.<br />- To teraz dom moje panie czy może jakieś specjalne życzenia? - spytał patrząc chwilę na mnie i na nią.<br />- Hm, tak właściwie to możemy pojechać na jakieś zakupy. Dawno nic nowego sobie nie kupiłam. A ty co o tym sądzisz? - popatrzyłam na małą.<br />- Chcę ciociu! - odpowiedziała pewnie.<br />- To może jednak pojedziemy do tego domu i odpoczniemy... chyba wszyscy jesteśmy już dość mocno zmęczeni. - próbował Piotr. Wiedział jak kończą się zakupy i ile zazwyczaj czasu na tym upływa. To bardzo długi i żmudny proces, a jeśli jest jeszcze mała dziewczynka... to na pewno potrwa znacznie dłużej.<br />- Przykro mi kochanie, ale jesteś przegłosowany! - wytknęłam mu język i przybiłam piątkę mojej małej koleżance. Widziałam, że od razu ją to rozśmieszyło.<br />- To świetnie. - powiedział z udawanym smutkiem i skręcił szybko w prawo.<br />- Hura! Zakupy! - wykrzykiwała (w moim opowiadaniu ma 5 lat).<br />Dojechanie do centrum handlowego zajęło nam góra piętnaście minut. Już gorzej było ze znalezieniem miejsca na parkingu, ale ostatecznie i z tym daliśmy sobie jakoś radę.<br />- To co? Możemy zacząć stąd! - pokazałam palcem pierwszy sklep z brzegu i skierowałam się tam z trzymającą mnie za rękę Antoniną.<br />- No to zaczynamy. - powiedział mój mąż i udał się za nami, łapiąc ją od drugiej strony. Wyglądaliśmy jak prawdziwa rodzina.<br />Wiedzieliśmy, że musimy być w domu koło dwudziestej, żeby przygotować małą do snu i położyć ją. Magda mówiła, że o dwudziestej pierwszej już powinna dawno spać.<br />- Trochę już tego dużo. - patrzyłam na Piotra, który dźwigał siatki. Wyglądało to jak jakaś komiczna scena z filmu, ale przynajmniej my miałyśmy ubaw.<br />- Najważniejsze, że chociaż wy jesteście szczęśliwe.<br />- A ty nie? - pocałowałam go i zapytałam.<br />- No teraz już tak.<br />- Fuj! - przerwała nam Antosia, która zdążyła już zakryć usta ręką.<br />- Chwila, to może być ze szpitala. - powiedział Piotr i odebrał telefon. Odszedł trochę na bok i zaczął z kimś rozmawiać. Ja w tym czasie nie spuszczałam oczu z małej, która zajmowała się swoim nowym i podobno już ulubionym misiem.<br />- Ma na imię Hana. - powiedziała głaszcząc ją.<br />- Naprawdę? To bardzo miłe, dziękuję. - uśmiechnęłam się do niej, ale ona była za bardzo zajęta misiem.<br />- Hana! Muszę natychmiast jechać, coś z Magdą! Jedź od razu z Tosią do domu, dobrze? - powiedział bardzo szybko i już się zacząć oddala, przytulił tylko małą.<br />- Jak się czegoś dowiem zadzwonię, pogadamy później! - krzyknął i już go nie było.<br />- Gdzie tata? - Tosia nie wiedziała co się właśnie stało.<br />- Tata musiał pojechać, ale niedługo wróci. Chodź, same pojedziemy do domu. - powiedziałam, a ona złapała mnie za rękę. Była bardzo grzeczna. - Pomożesz mi?<br />- Tak. - odparła i wręczyłam jej jedną małą i oczywiście najlżejszą reklamówkę, a sama jakimś cudem zabrałam resztę.<br />- Jesteś taka silna. - znów się do niej uśmiechnęłam i udawałam, że wszystko jest całkowicie okej, bo nie chciałam jej straszyć. W głowie jednak huczało mi tysiące myśli.<br />Gdzie pojechał Piotr i co stało się z Magdą?<br /><br /><br />Dzisiaj trochę dłuższe. Podobało ci się? Zachęcam do komentowania, bardzo mnie to motywuje do dalszej pracy!Patrycjahttp://www.blogger.com/profile/07293698369237432030noreply@blogger.com6