wtorek, 31 lipca 2018

Kwestia przyzwyczajenia/ 1

Nie jestem już taka młoda... - pomyślała Hana jedząc urodzinowy tort. Świętowała swoje 27 urodziny bardzo skromnie,jedynie z chłopakiem, bez hucznej imprezy i prezentów. Tylko ona i on. Tak właśnie chciała. Do rodziców wybiorą się na weekend, jeżeli tylko praca im na to pozwoli. I to by było na tyle ze świętowania. Dzień jak co dzień.
Z Patrykiem była już od tylu lat, że przestała liczyć. Poznali się na imprezie pomaturalnej i coś zaiskrzyło. I tak już zostało. Ponad 8 lat są razem, zanosi się na to, że to ten jedyny. Związek na całe życie i te sprawy... choć dawny żar zdążył już właściwie zniknąć, po tylu latach to raczej normalne, prawda? W sumie nawet nie wiedziała czy jeszcze go kocha. Nie wiedziała też czy on kocha ją. Kiedyś sobie to mówili, ale już nie pamiętała, kiedy ostatnio usłyszała lub sama wypowiedziała owe słowa. To wszystko po prostu w pewnym etapie zaczęło być zwykłym przyzwyczajeniem, co nie napawa optymizmem w przyszłość, przecież oni nawet jeszcze nie mają dzieci. Powinni teraz korzystać z życia, razem, czerpać z niego garściami. Są szczęśliwi? Teoretycznie. Tylko dlaczego on nadal się nie oświadczył... po tylu latach. Może myśli, że po takim czasie ślub to tylko zbędny papierek. W pewnym, stopniu Hana również się z tym zgadzała, ale gdyby uklęknął i poprosił, mogłaby poczuć się jak wszystkie jej przyjaciółki, które później ekscytowały się ślubem i przyszłymi wydarzeniami. Może wtedy pokochałaby go bardziej, może wtedy dawne uczucia i emocje znowu dałyby o sobie znać. Naprawdę bardzo by tego chciała, ale w życiu nie można mieć wszystkiego. Dlatego pogodziła się z tym, że wszystko jest takie puste. Tęskniła za jakimś zwrotem akcji, tak bardzo chciałaby coś poczuć.
- Smakuje ci?
Brak odpowiedzi.
- Hana - teraz na nią spojrzał i zobaczył, że w ogóle nie zwraca na niego uwagi - Hana!
- Hm?
- Pytałem czy ci smakuje.
- Co?
- A co to za głupie pytanie? Tort. A niby co?
- Nie musisz być od razu taki sarkastyczny, po prostu się zamyśliłam. - po chwili przerwy dodała - jest okej.
- Tylko okej?
- Dla mnie trochę za słodki, przecież wiesz, że nie przepadam za czekoladą. Dlaczego nie zamówiłeś czegoś owocowego? Przecież jeszcze do ciebie dzwoniłam.
- Mogłaś sama sobie kupić. Zapomniałem i wziąłem ten, bo babka mówiła, że wszystkim smakuje. Nie musisz wybrzydzać - odpowiedział jej z jawnym wyrzutem.
Chciała coś dodać, ale stwierdziła, że to nie ma sensu. To po prostu kolejna wymiana zdań i tyle.
Jedli w ciszy.
- Dolać ci soku? - spytała, aby załagodzić nieco sytuacje. Może miał rację. Dlaczego nie powiedziała, że jest pyszny? Jak zwykle musiało ją cisnąć na szczerość i nie zdążyła ugryźć się w język.
- Nie.
- Na pewno?
- Głucha jesteś?
- Idę do pracy - odparła wstając.
- Przecież zaczynasz za dwie godziny. Po co tak szybko?
- Bo tam ludzie chcą ze mną rozmawiać.
- Aha, to jeszcze mam teraz pozmywać naczynia? Cudownie.
- Nie musisz, zrobię to jak wrócę - powiedziała zanim drzwi zdążyły się za nią zamknąć.
Oby ten dzień na ginekologii był lepszy niż poranek w domu.