- Hana! - krzyknęła mała, choć na szczęście nie dała rady zbudzić żadnego z dzieciątek. Od razu zaczęła biec w naszym kierunku. Przemek nie pozostał jej dłużny i także kierował się ku nam, choć bez pośpiechu, zupełnie normalnym krokiem.
Po chwili, kiedy już cała nasza czwórka była przed salą zaczęliśmy rozmawiać. Wyjaśniliśmy dziewczynce pokrótce mój stan i staraliśmy się z cierpliwością odpowiadać na ogrom pytań, które skierowała w naszą stronę. Gdy Tośka już stwierdziła, że wszystko wie, Piotr z Przemkiem wymienili między sobą znaczące spojrzenie. Już minutę później mój brat zaproponował Antosi pyszny deser w bufecie i zaczęli się oddalać, pozostawiając tym samym mnie i mojego męża. Znowu byłam mu wdzięczna. Właściwie to non stop jestem mu wdzięczna.
Teraz wreszcie z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że nadeszła ta chwila. Nie wahałam się już ani chwili dłużej, nie chciałam ryzykować, że ktoś nas zaczepi, przeszkodzi nam w tak ważnym dla mnie momencie. Być może ruszyliśmy z piskiem opon w stronę synka to trochę dziwne określenie zważywszy na wszystko, ale właśnie tak to czułam.
Znalazłam się obok niego i od razu napłynęły mi łzy do oczu. To było morze łez, naprawdę ogromne. Nie kryłam żadnych emocji, dłużej nie mogłam. Chyba nigdy w życiu nie płakałam, tak, jak w tym momencie. Chciałam przestać i przyjrzeć mu się z bliska, ale przez ciągły płacz mój wzrok był zamazany. Próbowałam się pozbierać i już byłam całkiem blisko, ale wtedy zwróciłam się w kierunku partnera. Piotr płakał. Pierwszy raz widziałam, żeby płakał. On po prostu tego nie robi... Łzy z zupełnie nową mocą cisnęły się z moich oczu. Siedziałam na wózku przy moim synku i beczałam, jakbym sama była dzieckiem, któremu odbiera się ulubioną zabawkę, choć to i tak zupełnie nie wyraża tego, co czuję. Po prostu nie sposób wyrazić tego słowami. Byłam tak szczęśliwa, że jest zdrowy, żyje, że mam swojego pierworodnego.
Minuty mijały, a ja wciąż wyłam i nie mogłam uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Uczucia były bardziej intensywne i docierały do mnie szybciej niż się spodziewałam.
Nie ma co się łudzić, że ta chwila będzie mogła trwać wiecznie. Przez dużo ponad godzinę przebywaliśmy tam i wreszcie po wielu prośbach i zapewnieniach, że na pewno wszystko będzie dobrze, opuściliśmy salę. Tylko właśnie w tym był problem. Nie mogłam w nic takiego uwierzyć, bo żadne "na pewno" dla mnie nie istniało. Nic nie miało stuprocentowej pewności w moim życiu.
Piotr nalegał, abyśmy skoczyli do bufetu coś zjeść, ale ja w ogóle nie czułam głodu. Nie potrafiłabym się teraz zmusić do jedzenia czegokolwiek. Ostatecznie stanęło na moim i po prostu skierowaliśmy się na salę. Już bez pośpiechu, bo po co, gdzie i do kogo, a i tak z każdym krokiem oddalaliśmy się od naszego wielkiego szczęścia. Już za nim tęskniłam, a minęło tylko kilka minut.
Podczas jazdy nie zamieniliśmy żadnych słów. Zaczynałam się martwić, że przez to wszystko jedynie oddalimy się od siebie, a nie odwrotnie. Nie wiem... co zrobię, jeśli moje przeczucie się potwierdzi.
Wreszcie dotarliśmy na miejsce i wjechaliśmy na salę.
- Aaaaa! - od razu krzyknęłam.
Pozdrawiam, Patrycja
wspaniałe , mam nadzieję że czucie w nogach Hana odzyska bardzo na to czekam by w pełni cieszyła się szczęściem oby oboje w pełni byli szczęsliwi i spełnieni
OdpowiedzUsuńDziękuję! Też bym tak chciała, ale życie to nie bajka. Zobaczę jeszcze jak będzię ;)
UsuńWspanial wyczekiwana czesc. Masz ogromny talent
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję! Takie słowa serio mają dla mnie ogromną wagę szczególnie teraz :**
UsuńMegaa <3 uwielbiam te opowiadania :D jestes genialna i czekam na nexta :*
OdpowiedzUsuńA ja mega dziękuję! Jestem zmotywowana. Jutro rano jak wstanę (13) chyba się zabiorę za pisanie. <33
UsuńSuper! Nie moge doczekac sie nastepnej czesci! Uwielbiam Twoje opowiadania <3
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jak sie cieszę! Dziękukę! <3
Usuńplisssss next
OdpowiedzUsuńCały czas jakoś nie mogę się zebrać, żeby coś napisać.. ;(
Usuń