Nie wiem, jakim cudem w tej stosunkowo małej sali zmieściło się tyle bliskich mi osób. Szpital przestał funkcjonować czy co? Naprawdę wszyscy mogli tu przyjść tylko ze względu na mnie?
Był Przemek z Tosią, którzy chyba jednak "pomylili" kierunki i nie znaleźli się w bufecie. Była Agata ze Szczepanem, Lena z Witkiem, Tretter, Wiktoria z Adamem i inne znajome twarze. Każdemu z osobna byłam ogromnie wdzięczna za wsparcie, jakiego mi udzielili przychodząc tutaj.
Wymieniliśmy słowa i czułości, ale nawet nie zdążyło minąć pięć minut, gdy ludzie się rozproszyli. Oczywiste, szpital wrócił do normalności. Ktoś przecież musiał pracować, kiedy Hanka sobie odpoczywa (tak, wiem, śmieszne xd).
Została z nami jedynie Lenka, która jako jedyna nie była w pracy i po prostu mogła sobie na to pozwolić oraz mój brat z Tosią. Chciałam wygadać się swojej przyjaciółce, bo naprawdę było mi to bardzo potrzebne. Piotr chyba i tym razem zrozumiał. Postanowił spędzić trochę czasu z córką, odciążając tym samym Przemka, który mógł już na spokojnie wrócić do domu, do swojej własnej córeczki i pięknej dziewczyny.
Rozmowa trwała w nieskończoność i na szczęście nikt nie zdołał nam przeszkodzić. Lenka została wtajemniczona w każdy szczegół, który sama pamiętałam i udzieliła mi przy tym wręcz niesamowitego wsparcia. Zapewniała, że dam radę i nogi ostatecznie wrócą do pierwotnego stanu. Jeszcze raz przybliżyła mi dawną sytuację Witka, aby uargumentować swoje przeczucia. Była taka pewna, że wyjdę z tego i nawet nie dopuszczała do siebie innej myśli. Szczerze mówiąc, zaczynała mnie zarażać tym optymizmem i chyba uwierzyłam w jej słowa. Sama przecież tyle przeszła, a po każdym trudzie stawała się jedynie coraz silniejsza. Dobrze jej to robiło, Chciałam też taka być i pierwszy raz byłam naprawdę pewna, że wygram tę walkę. Zaprę się w sobie i dam radę.
Nasze pogaduszki były całkowicie szczere i jakimś cudem zdołały porządnie wesprzeć mnie na duchu. Postanowiłam sobie już wcześniej, że tym razem się nie popłaczę, przecież nie mogłam tego ciągle robić i choć wytrwałam w moim postanowieniu, to na końcu byłam bardzo blisko przekroczenia wyznaczonej sobie granicy. Uściskałyśmy się przyjacielsko, a potem Lena musiała już uciekać do dziecka, które zostawiła u sąsiadów. Ja też teraz miałam moje dziecko, stuprocentową rodzinkę, wreszcie.
* * *
Minęło kilka dni, a wszystko jak dotąd pozostało niestety bez zmian. Nogi ani drgnęły, choć zaczęłam już spędzać kilka godzin dziennie na rehabilitacji ich. Muszę wyzdrowieć dla Piotra, Tosi i Eryka.
- Hej kochanie! - Piotr przywitał mnie całusem w polik, kiedy wypowiadał te słowa. Zawsze najpierw wstępował do Eryka, a od razu potem do mnie.
- Stało się coś? - spojrzałam na niego poważnie. Niby wszystko było tak samo, ale jednak nie. Znałam go aż za dobrze i domyśliłam się po ruchach i gestykulacji, że jednak coś jest na rzeczy. Mimo, że tak nieudolnie próbował to przede mną zataić.
- Co, skąd wiesz? - upewnił się, że nie zgniecie moich nóg i usiadł naprzeciwko mnie.
- Po prostu wiem.. co jest?
- Nie musimy o tym teraz rozmawiać, jest jeszcze czas. Muszę dokładniej omówić wszystko z Tretterem i Falkowiczem... - zaczął nieśmiało.
- Dlaczego niby z nimi? O co tu chodzi? - teraz już naprawdę zaczynałam się porządnie martwić.
- Bo widzisz, Hana... ten facet, z którym miałaś wypadek..
- Proszę cię, nie przerywaj i przejdź do sedna. Chyba wiesz, jak się teraz denerwuje.
- No dobrze, dobrze. - zrobił chwilową pauzę i zaczął mówić dalej. - na początku było okej i był jedynie na obserwacji. Już miał wychodzić, ale nagle jego stan mocno się pogorszył. Jego żona pozywa szpital... a właściwie nie szpital, mnie... za to, że nie udzieliłem mu pomocy.
- Ale przecież udzielałeś pomocy mi! Ja też byłam ranna i w dodatku w trzecim trymestrze ciąży! - krzyknęłam nerwowo i odruchowo zaczęłam go bronić.
- No tak, masz pierwszeństwo, oczywiste. Tylko chodzi o to, że ja w ogóle się nim nie zainteresowałem, a jedynie skupiłem na tobie, a nie jestem jedynie twoim mężem, ale jestem też lekarzem, Hana. Powinienem był sprawdzić jego stan...
- Sam mówiłeś, że wydawał się tylko lekko poobijany. Poza tym jestem twoją żoną, wiadomo, że chciałeś ratować mnie. - wciąż ciągnęłam.
- No właśnie.. zachowałem się nieprofesjonalnie... są na to świadkowie. Dostałem już pismo do sądu. Tretter na pewno też. Muszę z nim pogadać i pójdziemy do Falkowicza, może on coś załatwi.
- Nie mieści mi się w głowie.. jak ona mogła tak po prostu cię pozwać? - to wszystko chyba nie było na moje nerwy.
- Martwi się też o swojego męża, tak, jak ja o ciebie. A wiesz co jest najgorsze?
- Co? - zapytałam, chociaż bałam się odpowiedzi.
- Że ona naprawdę może wygrać, a ja stracę kwalifikacje. Zwolnią mnie, Hana. Rozumiesz? - powiedział szybko, a ja zdusiłam w sobie jęk. Nie chciałam go jeszcze bardziej dołować, nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Mogłam go w nieskończoność pocieszać i bronić, ale oboje byliśmy całkowicie świadomi, że realnie słabo to wygląda. Nawet nie wiecie jak...
Uh, czy oni kiedyś nie będą mieli problemów? Nie, byłoby za nudno, a wy nie mielibyście co czytać ;))
Jak wam się podoba? Zachęcam do zostawienia opinii w komentarzach.
PS: Odpowiada wam długość? <3
Pozdrawiam, Patrycja
długość ? zdecydowanie za krótkie . Czyta się wspaniale i błagam niech już Hana stanie na nogi !!!!!! niech zaczną się w pełni cieszyć synem . Opo świetne liczę na szybki next
OdpowiedzUsuńMega dziękuję! A co do ich sytuacji to gdyby wszystko dobrze sie skończyło byłoby za nudno, nie uważasz? ;*
UsuńSwietne opowiadanie! Zreszta jak zwykle :) nie moge doczekac sie nexta! <3 pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję, próbuję trzymać poziom ;))
Usuńsuper jak zawsze czekam na next
OdpowiedzUsuńDziękuję, pojawi się.
UsuńMega <3 poprawiasz mi humor <3 kiedy next?
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mogę pozytywnie wpłynąć na twój dzien. Next w środę od razu, kiedy wstanę ;)
Usuń