czwartek, 29 stycznia 2015

Opowiadanie 2. Część 5.

Reszta czasu zleciała nam bardzo szybko, a szkoda, bo było to całkiem dobre odstresowanie się i odetchnięcie.
Posiedzieliśmy jeszcze trochę na ręcznikach, a potem stwierdziliśmy, że już pomału nadszedł czas, aby się zbierać. Poszło nam to nawet całkiem sprawnie i chwilę potem siedzieliśmy już w trójkę w samochodzie.
- To teraz odwozimy małą już? - zapytałam Piotra, bo widziałam, że kieruje się w przeciwną stronę niż dom dziewczynki.
- Nie! - krzyknęła radośnie.
- Właściwie Hana.. uzgodniłem z Magdą, że Tosia zostanie dzisiaj u nas na noc, no chyba, że masz coś przeciwko.
- Oczywiście, że nie. - spojrzałam na nią i widziałam jej ulgę, gdy tylko usłyszała moje słowa.
- To teraz dom moje panie czy może jakieś specjalne życzenia? - spytał patrząc chwilę na mnie i na nią.
- Hm, tak właściwie to możemy pojechać na jakieś zakupy. Dawno nic nowego sobie nie kupiłam. A ty co o tym sądzisz? - popatrzyłam na małą.
- Chcę ciociu! - odpowiedziała pewnie.
- To może jednak pojedziemy do tego domu i odpoczniemy... chyba wszyscy jesteśmy już dość mocno zmęczeni. - próbował Piotr. Wiedział jak kończą się zakupy i ile zazwyczaj czasu na tym upływa. To bardzo długi i żmudny proces, a jeśli jest jeszcze mała dziewczynka... to na pewno potrwa znacznie dłużej.
- Przykro mi kochanie, ale jesteś przegłosowany! - wytknęłam mu język i przybiłam piątkę mojej małej koleżance. Widziałam, że od razu ją to rozśmieszyło.
- To świetnie. - powiedział z udawanym smutkiem i skręcił szybko w prawo.
- Hura! Zakupy! - wykrzykiwała (w moim opowiadaniu ma 5 lat).
Dojechanie do centrum handlowego zajęło nam góra piętnaście minut. Już gorzej było ze znalezieniem miejsca na parkingu, ale ostatecznie i z tym daliśmy sobie jakoś radę.
- To co? Możemy zacząć stąd! - pokazałam palcem pierwszy sklep z brzegu i skierowałam się tam z trzymającą mnie za rękę Antoniną.
- No to zaczynamy. - powiedział mój mąż i udał się za nami, łapiąc ją od drugiej strony. Wyglądaliśmy jak prawdziwa rodzina.
Wiedzieliśmy, że musimy być w domu koło dwudziestej, żeby przygotować małą do snu i położyć ją. Magda mówiła, że o dwudziestej pierwszej już powinna dawno spać.
- Trochę już tego dużo. - patrzyłam na Piotra, który dźwigał siatki. Wyglądało to jak jakaś komiczna scena z filmu, ale przynajmniej my miałyśmy ubaw.
- Najważniejsze, że chociaż wy jesteście szczęśliwe.
- A ty nie? - pocałowałam go i zapytałam.
- No teraz już tak.
- Fuj! - przerwała nam Antosia, która zdążyła już zakryć usta ręką.
- Chwila, to może być ze szpitala. - powiedział Piotr i odebrał telefon. Odszedł trochę na bok i zaczął z kimś rozmawiać. Ja w tym czasie nie spuszczałam oczu z małej, która zajmowała się swoim nowym i podobno już ulubionym misiem.
- Ma na imię Hana. - powiedziała głaszcząc ją.
- Naprawdę? To bardzo miłe, dziękuję. - uśmiechnęłam się do niej, ale ona była za bardzo zajęta misiem.
- Hana! Muszę natychmiast jechać, coś z Magdą! Jedź od razu z Tosią do domu, dobrze? - powiedział bardzo szybko i już się zacząć oddala, przytulił tylko małą.
- Jak się czegoś dowiem zadzwonię, pogadamy później! - krzyknął i już go nie było.
- Gdzie tata? - Tosia nie wiedziała co się właśnie stało.
- Tata musiał pojechać, ale niedługo wróci. Chodź, same pojedziemy do domu. - powiedziałam, a ona złapała mnie za rękę. Była bardzo grzeczna. - Pomożesz mi?
- Tak. - odparła i wręczyłam jej jedną małą i oczywiście najlżejszą reklamówkę, a sama jakimś cudem zabrałam resztę.
- Jesteś taka silna. - znów się do niej uśmiechnęłam i udawałam, że wszystko jest całkowicie okej, bo nie chciałam jej straszyć. W głowie jednak huczało mi tysiące myśli.
Gdzie pojechał Piotr i co stało się z Magdą?


Dzisiaj trochę dłuższe. Podobało ci się? Zachęcam do komentowania, bardzo mnie to motywuje do dalszej pracy!

czwartek, 22 stycznia 2015

Opowiadanie 2. Część 4.

Budzik powinien zadzwonić chwilę po szóstej. Właśnie, powinien.
Otworzyłam oczy i szybko się przeciągnęłam. Byłam bardzo zadowolona, ponieważ z całą pewnością się wyspałam i jeszcze wstałam przed czasem. Oznaczało to, że mogłam jeszcze trochę poleżeć i poczytać. Byłam jednak w dużym błędzie.
- Dzień dobry księżniczko - powiedział wchodzący do sypialni Piotr.
- A ty o tej godzinie już na nogach? - zapytałam zdziwiona. Wnioskowałam, że jest dopiero koło szóstej rano, a po wczorajszym stanie Piotra byłam pewna, że najwcześniej wyjdzie z łóżka koło dwunastej.
- Przecież już południe. - odpowiedział mi spokojnie i wskazał palcem na stojący na komodzie zegar.
- O mój Boże! - krzyknęłam, kiedy tylko moje oczy powędrowały za jego palcem. - Przecież miałam być w pracy od siódmej! Tretter mnie chyba zabije! Dlaczego mnie nie obudziłeś, skoro wstałeś wcześniej?! - fuknęłam na niego.
- Spokojnie, uspokój się. - mówił powoli i widać było, że bardzo bawi go moje zachowanie.
- Piotr, jestem spóźniona do pracy prawie sześć godzin! Rozumiesz? - odkrzyknęłam mu i w między czasie wyciągnęłam już ubrania z szafy.
- Dzwoniłem do niego i powiedziałem, że dzisiaj nie przyjdziesz.
- Naprawdę? - zapytałam odwrócona w jego kierunku.
- No, specjalnie wstałem wcześnie. Powiedział, że nie ma problemu i nawet się cieszył, bo mówił, że ostatnio za dużo pracujesz i przyda ci się jakieś wolne, także to mamy z głowy.
- Świetnie, dziękuję, że o tym pomyślałeś. - podbiegłam do niego i pocałowałam go.
- Chyba będę to robił częściej. - odpowiedział mi uśmiechem i odwzajemnił pocałunek.
Trwaliśmy tak dłuższą chwilę, a potem już tylko przenieśliśmy się bardziej na łóżko. Wydaję mi się, że chyba nie muszę mówić co było dalej. Powiem jedynie, że ten dzień już od początku mi się podobał i zaczął się bardzo przyjemnie i intensywnie.
Potem wspólnie wybraliśmy się na szybkie zakupy i zaplanowaliśmy co będziemy dzisiaj robić z Tosią, ponieważ Piotr był umówiony z Magdą, że weźmie ją do siebie. Mi to w ogóle nie przeszkadzało, a wręcz cieszyłam się, ponieważ bardzo ją lubię i ona chyba mnie też, poza tym przypomina mi Piotra.
Postanowiliśmy zabrać ją nad jezioro, mała bardzo chciała nauczyć się pływać, a pogoda także nam w tym sprzyjała.
Nie zastanawiając się długo uzgodniliśmy, że Piotr pojedzie po Tosie i zadba o to, żeby wzięła wszystkie potrzebne rzeczy, a ja w tym czasie zapakuję nas: jakieś koce, piłki i przede wszystkim jedzenie. To był dobry pomysł i uniknięcie kontaktu z mamą Tosi - Magdą, która jak wiemy, zbytnio nie pała do mnie entuzjazmem.
Godzinę później już wygrzewaliśmy się na słonecznej plaży. Było całkiem mało ludzi, dlatego nie mieliśmy problemu ze znalezieniem miejsca i tym podobne.
Wszyscy troje powygłupialiśmy się i ochlapywaliśmy w wodzie przez dłuższy czas. Widać było, że dziewczynka była bardzo szczęśliwa i podobało jej się to.
Potem Piotr postanowił, że zacznie uczyć ją pływać. Chciałam, żeby chociaż wtedy spędzili trochę czasu sami, dlatego postanowiłam wyjść z wody i trochę odpocząć i zjeść coś przy okazji.
Chwilę leżałam i czytałam książkę, a potem siedziałam na telefonie, jednak to wszystko bardzo mnie nudziło. Z tego względu po chwili wyciągnęłam kanapkę i po prostu zaczęłam się na nich patrzeć (i jeść).
Widziałam jacy oboje są szczęśliwi i jaką radość sprawia im spędzanie czasu ze sobą. Zdałam sobie także sprawę, że Piotr ma świetne podejście do dzieci i jest bardzo troskliwy. Z całą pewnością jest wspaniałym ojcem. Wtedy zaczęłam myśleć o naszych wspólnych dzieciach i czy kiedyś się ich doczekamy z moimi problemami...

czwartek, 15 stycznia 2015

Opowiadanie 2. Część 3.

Dojechałam do domu jako druga, ponieważ samochód Piotra był już na jego stałym miejscu. Zaparkowałam więc obok niego i ruszyłam w kierunku mieszkania.
Będąc coraz bliżej drzwi myślałam tylko o tym, w jaki sposób go przeproszę, ponieważ wiedziałam, że na to zasługuje. Chociaż sama zdawałam sobie sprawę, że do niczego nie doszło, to domyślam się, że z jego perspektywy naprawdę wyglądało to inaczej. Postanowiłam, że zrobię to, o co mnie prosił. Odsunę się od Krzysztofa dla dobra naszego małżeństwa, dla nas...
- Piotr, możemy porozmawiać? - zaczęłam od razu, gdy znalazłam się w środku. Tyle, że nikt na to nie odpowiedział.
Zaczęłam rozglądać się po pokojach. Mojego męża z całą pewnością nie było w żadnym z nich, no chyba, że jest na tyle niedojrzały, żeby bawić się ze mną w chowanego, w co szybko zwątpiłam.Po prostu nie miał ochoty ze mną rozmawiać. Pewnie odstawił samochód, szybko się przebrał i poszedł pobiegać i pomyśleć. Zawsze tak robi, kiedy się kłócimy, podobno pomaga się to skupić. Hmm, może kiedyś też powinnam spróbować...
Postanowiłam na niego zaczekać, a potem spędzić razem z nim miło czas.
Spojrzałam na zegarek i zbliżała się godzina siedemnasta. Wpadłam więc na pewien pomysł. Akurat idealnie wyrobię się z czasem, żeby przyrządzić pyszną kolację. Miałam nadzieję, że spodoba mu się ten pomysł, chociaż miałam pewność, że tak. Piotr jest zawsze głodny po bieganiu...
Minęło kilka godzin, a mój mężczyzna wrócił idealnie w momencie, kiedy skończyłam nakładać do stołu.
- Tylko się szybko umyję i przebiorę. - uśmiechnął się do mnie i skręcił w kierunku łazienki, a mi od razu poprawił się humor. To bieganie naprawdę dobrze na niego działa.
Wyszłam z założenia, że w sumie jego pomysł jest całkiem niezły. Skorzystałam z okazji i sama szybko czmychnęłam do sypialni, żeby przebrać się w jakąś ładną sukienkę. Zastanawiałam się między czarną, a czerwoną i chociaż sama raczej wolałam pierwszą opcję to postanowiłam wybrać czerwień. Piotr zawsze mówi, że kocha jak noszę czerwone rzeczy, więc uczyniłam mu tą przyjemność,a zresztą, przecież to tylko zwykła sukienka. Szybko jeszcze upięłam włosy w jakieś luźną fryzurę, dobrałam biżuterię i wyszłam.
Kiedy już znalazłam się w kuchni Piotr za mną czekał.
- Czerwona... - powiedział i lekko się uśmiechnął.
- Pamiętałam. - odpowiedziałam i usiadłam naprzeciwko niego. - Piotr, zanim zaczniemy jeść... chciałabym coś wyjaśnić.
- Nie denerwuj się Hana. Już ochłonąłem po bieganiu. Wiem, że zachowałem się trochę zbyt porywczo i gwałtownie, ale nie dziw się mi, że jestem o ciebie zazdrosny.
- Nie masz do tego powodów. Chyba zdajesz sobie sprawę, że kocham tylko ciebie.
- Ja ciebie też Hana, przepraszam.
- Też przepraszam.
Od razu potem zaczęliśmy nakładać jedzenie na talerze i rozmawiać już normalnie, bez tego spięcia. Tak bardzo tęskniłam za czymś takim. Wreszcie było tak jak kiedyś.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że mój mąż chyba troszkę za bardzo się rozluźnił i przesadził z winem, chociaż w sumie miał jutro wolne, więc... Wiedziałam, że ja nie mogę sobie na to pozwolić, w przeciwieństwie do niego idę jutro do pracy.
Jakimś cudem dowlokłam go do łóżka i pomogłam mu się przebrać. Sama na szybko pozmywałam naczynia i umyłam się, a potem postanowiłam do niego dołączyć.
Poczytałam jeszcze trochę książkę, ponieważ nie byłam śpiąca. Kiedy już minęło całkiem sporo czasu postanowiłam iść spać, ale jeszcze przed tym jakieś dziesięć minut patrzyłam się na niego. Tak, po prostu patrzyłam na śpiącego Piotra. Wtedy do mnie dotarło jaką jestem szczęściarą i że muszę zacząć to bardziej doceniać, w końcu nie każdy ma przy swoim boku tak kochającego faceta.

czwartek, 8 stycznia 2015

Opowiadanie 2. Część 2.

Dyżur leciał mi wyjątkowo szybko, choć pacjentów było całkiem sporo. Przez natłok pracy nie myślałam chociaż o innych sprawach i nawet to pomogło mi się w pewnym stopniu odprężyć.Siedziałam w gabinecie i czekałam aż wejdzie następna osoba, ale nikt nie zapukał już do drzwi. Chwilę jeszcze wyczekiwałam, a potem uświadomiłam sobie, że to na dziś była już ostatnia umówiona kobieta. Cieszyłam się, że mogę chwilę odpocząć i zregenerować swoje siły. Oparłam się i odchyliłam na obrotowym fotelu i zamknęłam oczy. Nareszcie czułam, że mam spokój... właśnie wtedy nagłe pukanie do drzwi sprawiło, że omal spadłam z krzesła.
- Hana, masz chwilę? - zapytał Krzysztof i delikatnie zamknął za sobą drzwi do mojego gabinetu.
- Hm, no pewnie... co jest? - myślałam, że będzie chciał skonsultować ze mną jakiś przypadek medyczny czy coś w tym stylu i szczerze liczyłam na to. Miałam nadzieję, że on nie myśli o tym zupełnie przypadkowym spotkaniu w grupie wsparcia, ale chyba się myliłam.
- Ja chciałem... bo wczoraj na tym spotkaniu, ja nie wiedziałem, że ty tam będziesz, nie zrobiłem tego specjalnie, liczyłem, że tam mi pomogą... - zaczął się tłumaczyć, a mi od razu zrobiło się go żal.
- Po prostu się zdziwiłam, nie wiedziałam, że musiałeś przejść przez tak ciężkie chwile i bardzo mi przykro. - współczułam mu z całego serca.
- Z tego co wiem ty też straciłaś kogoś, a poza tym nie chcę współczucia. Właśnie tak bardzo chciałem tego uniknąć, to dlatego nie zwierzam się nikomu z moich problemów. - mówił szybko i głos trochę mu się łamał.
- Rozumiem cię, wiem, dlaczego tam poszedłeś. Zrobiłeś to z takich samych powodów co ja. Po prostu chcesz się wreszcie uporać ze stratą, ale nie możesz.... - również stawałam się coraz bardziej smutna, bo nagle wszystkie uczucia zaczęły do mnie wracać.
Widziałam, że mu ciężko i zdawałam sobie sprawę, czemu nie chciał, żebym go tam widziała. Zapewne chciał zgrywać twardziela, żeby nikt się o niczym nie dowiedział, ale mu to nie wyszło. Może to i lepiej. Może jestem pierwszą osobą przed którą tak naprawdę Krzysztof się otworzył.
Wystarczyło tylko na niego spojrzeć, aby zauważyć, że potrzebuje pocieszenia. Zatem nawet się nie zastanawiając wstałam i mocno go objęłam, a on odwzajemnił mój uścisk. Pewnie od razu zrobiło mu się lżej na sercu, kiedy zrzucił z siebie taki ciężar... mi w sumie też było lepiej. Ta rozmowa była była taka prosta i nagle nie miałam już pojęcia, dlaczego tak się przed nią broniłam i dużo rozmyślałam.
- Dziękuję. - wyszeptał cicho do mojego ucha.
- Polecam się na przyszłość. - odpowiedziałam mu i poklepałam go po plecach, aby dodać otuchy.
Lepszego momentu nie mógł wybrać sobie mój mąż, który właśnie wtedy wparował do mojego gabinetu.
- Przyniosłem ci coś do jedzenia Hana. - spojrzał na nas, a my szybko odskoczyliśmy od siebie. Super, to pewnie wyglądało jeszcze lepiej... jakbyśmy nie chcieli dać się przyłapać, chociaż to był jedynie zwykły i przyjacielski uścisk.
- Przepraszam. - powiedział jedynie Krzysztof i prędko wyszedł z gabinetu. Zdążył tylko jeszcze raz na mnie spojrzeć.
- Co to niby było Hana? - od razu kiedy zostaliśmy sami Piotr wybuchł.
- Zwykły uścisk Piotr. Dowiedziałam się, że on też stracił ważne dla niego osoby i zrobiło mi się szkoda. - powiedział prawdę.
- W ogóle mi się to nie podoba. Wiesz, że nie przepadam za nim. Czy ze względu na mnie możesz trzymać się od niego z daleka? - zapytał lekko zirytowany.
- To będzie dość trudne, bo pracujemy na jednym oddziale. - czułam się jakbym odkryła Amerykę.
- Nie o to mi chodzi. Mówię o takich rzeczach, jakie miały miejsce przed chwilą..
- Piotr, daj spokój. To jest mój kolega z pracy, a ty wyolbrzymiasz..
- Z mojego punktu widzenia wyglądało to trochę inaczej. - mówił całkiem poważnie.
- Aha, w takim razie nie ufasz mi, tak? - zapytałam wreszcie.
- Oczywiście, że ci ufam! - odkrzyknął. - Ale czy ty ufasz mi? - zapytał i wyszedł z sali.
Znowu zostałam całkiem sama i wiedziałam, że nic tu po mnie.
Dzięki Bogu nie musiałam chociaż dzwonić po taksówkę, bo przyjechaliśmy różnymi samochodami. O ironio!

czwartek, 1 stycznia 2015

Opowiadanie 2. Część 1.

Kiedy dojechałam do szpitala zostało mi jeszcze kilkanaście dobrych minut do rozpoczęcia mojego dyżuru. Postanowiłam sobie, że dobrze spożytkuję ten czas i spróbuję znaleźć mojego męża, bo chociaż tyle jestem w stanie zrobić.
Szłam korytarzem do sali pacjenta leżącego na oddziale Piotra, którą wcześniej wskazała mi pielęgniarka, a wtedy zobaczyłam znowu jego - Radwana.Oczywiście, jak zwykle, pojawia się w najmniej trafionym momencie. Wyraźnie chciał ze mną o czymś porozmawiać, on też wiedział, że nasze wzajemne relacje uległy ostatnio zmianie, poprawiły się. Stwierdziłam jednak, że teraz nie na niego czas. Wyznaczyłam sobie wcześniej cel, chciałam znaleźć Piotra i właśnie to mam zamiar zrobić. Zatem zbyłam mojego ordynatora krótkimi słowami "jestem zajęta" i machnięciem ręki, a potem nacisnęłam drzwi do sali, w której znajdował się mój mąż.
- O, hej Hana. - aż ledwo widocznie podskoczył na dźwięk zamykanych drzwi, choć sama mogę przyznać, że nie wymagały tak dużej siły przy zamykaniu, jaką w nie włożyłam.
- Hej Piotr. Gdzie pacjent? - rozglądałam się po całej sali i uświadomiłam sobie, że oprócz naszej dwójki nie ma w niej nikogo więcej.
- Pojechał na badanie, ale zaraz powinien wrócić.. - mówił nawet nie zwracając na mnie uwagi.
- Aaa... - zrobiłam chwilową pauzę i mówiłam dalej - myślałam, że miałeś tu przyjechać na pilną konsultację medyczną, a nie, że już zostajesz...
- Zamieniłem się dyżurem z Falkowiczem, bo musiał wyjść i kogoś szukał na zastępstwo. Pomyślałem, że skoro już tu jestem.... - chyba dopiero pierwszy raz na mnie spojrzał, a przynajmniej tak mi się wydawało.
- Świetnie, tylko mogłeś mi chociaż o tym powiedzieć. - znowu zaczęłam..
- To wyszło po tej konsultacji Hana, a poza tym nie wiedziałem, o której wstaniesz  i nie chciałem cię budzić. - podszedł do mnie bliżej. - I tak wiedziałem, że przyjedziesz na dyżur i wtedy chciałem cię złapać i ci powiedzieć.
- Tak, tylko, że to ja ciebie złapałam...
- To chyba lepiej, że kończymy o tej samej porze, w ogóle dlaczego robisz z tego taką dużą sprawę? - Piotr był kompletnie zbity z tropu i nie miał pojęcia o co ja robię problem, a mi znowu, jak już od jakiegoś czasu, chodziło wciąż o to samo, zaufanie. Tylko bałam się, że to ja nie potrafię zaufać.
- Wiesz, masz rację. Wpadnij do mnie jak będziesz miał przerwę to jeszcze pogadamy, okej? - patrzyłam na niego wyczekująco.
- Oczywiście, że wpadnę do mojej żony, jak tylko będę miał czas, dlaczego w ogóle o to pytasz? - w sumie miał rację, znowu, to było oczywiste. Zawsze do mnie przychodził, więc dlaczego ja o to zapytałam? Idiotka...
- Upewniam się tylko. - odpowiedziałam niepewnie. - Dobra, ale teraz muszę już iść, bo zaraz zaczyna się mój dyżur i będę miała problemy..
- Nie przepadam za tym twoim ordynatorem. - mówił. - Jak tam on ma? Hmmm... Radwan?
- Tak - byłam pewna, że doskonale wiedział, jak on się nazywa.
Piotr zaczął rozmawiać ze mną o nim. Nie podobał mi się w ogóle temat tej rozmowy. Czułam się wtedy bardzo niezręcznie, chociaż tak naprawdę nie miałam najmniejszego powodu, żeby się tak czuć. Czy miałam?
- Piotr, teraz już serio muszę iść, pogadamy potem, pa. - powiedziałam i prawie wybiegłam z pokoju, mijając przy tym pacjenta, który właśnie wchodził. Piotr chciał się ze mną pożegnać i pewnie zdziwiła go moja nagła reakcja, chociaż ogólnie ostatnio często go pewnie zadziwiam. Ciekawe co on w ogóle o mnie myśli w ostatnim czasie.
Pobiegłam, żeby szybko narzucić na siebie lekarski strój i udałam się na dyżur.


Zachęcam do komentowania!