Po rozmowie ze swoim szpitalnym kolegą poczuła się nieco lepiej. Właściwie nie do końca można nazwać to rozmową. Piotr dotrzymał swoich słów, nie próbował wydusić z niej żadnych informacji i nalegać na zwierzanie się, więc ostatecznie naprawdę siedzieli w ciszy. Była ona w pewien sposób budująca. Pozwalała ochłonąć i zebrać myśli. Czas się trochę ogarnąć. Siebie i swoje życie.
- Dzięki, bardzo mi pomogłeś - odparła Hana wstając. Wiedziała, że teraz już nie ma więcej czasu wolnego i musi wracać do swoich obowiązków... odłożonych już i tak na zbyt długo.
- Co? Przecież nic nie zrobiłem - zareagował na jej słowa nowy chirurg.
- Zrobiłeś bardzo dużo - powiedziała oddalając się, bardziej sama do siebie niż do niego.
Pacjentki, pacjentki, pacjentki. Godziny jej się dłużyły. Do tego za oknem było zimno i nieprzyjemnie. Nie wprawia to człowieka w dobry nastrój. Hana chciała tylko wrócić do domu i zaszyć się z ciepłą herbatką pod kocem. Tak, właśnie tego jej było teraz trzeba. Nie żadnych rozmów, analizowania i wyjaśniania spraw. Po prostu spokój i relaks, jednak nie mieszka sama, a z Patrykiem. Wiedziała, że to oznacza konieczną konfrontację, choć tak bardzo nie miała na nią w tym momencie ochoty.
- To co? O 20?
- Jasne, będzie super! Słyszałaś? Mirek też będzie - dwie pielęgniarki akurat przeszły obok niej.
- O, Hana! - krzyknęła jedna z nich
- Szykuje się jakieś wyjście? - pamiętała, że jedna z nich wspomniała o Mirku. Był ortopedą w szpitalu.
- Tak, dzisiaj. Ale ciebie nie będzie jak zwykle, prawda?
- Co masz na myśli? - spojrzała się w jej stronę lekarka.
- No... nigdy nie byłaś na naszych wyjściach.
- O, no tak, w sumie tak. Ale dzisiaj mam ochotę. Kiedy i gdzie?
- O ja! Nie wierzę! Pani doktor pierwszy raz z nami! Będzie super! W sumie to takie wyjście zapoznawcze na przełamanie lodów z nowym chirurgiem. Poznała go pani? Fajny?
- Całkiem znośny - puściła oczko w stronę kobiety - Okej, czyli chyba nie mogę tego przegapić!
- No i to rozumiem! - zaczęły tłumaczyć Hanie plan na dzisiejszą noc. Jutro miała wolne, więc wiedziała, że nie musi się niczym przejmować. Poza tym, jest kobietą z klasą. Wie, na co może sobie pozwolić i nie zamierza przesadzać.
- Nie mogę się doczekać. - odparła
- Stało się coś?
- To znaczy?
- No nie wiem, to nietypowe!
- Czasem trzeba odpocząć - ruszyła do następnej pacjentki.
poniedziałek, 24 września 2018
poniedziałek, 17 września 2018
Wcale nie jest ok/ 6
Chwilę potem byli już w parku. Na początku chcieli usiąść na ławce, ale pogoda była wyjątkowo ładna. Stanęło więc na spacerze.
- Czyli nie jesteś na mnie zła? - rozmowa dotycząca dzisiejszego poranka dobiegała już do końca. Jej finał zapowiadał się obiecująco.
- Nie no, Patryk, jest okej, naprawdę. Kłóciliśmy się o dużo gorsze rzeczy - Hana cieszyła się, że wszystko sobie wyjaśnili.
- No właśnie! - odkrzyknął entuzjastycznie w odpowiedzi - To samo powiedziałem Przemkowi...
- Co?
- Nie mówił ci? Gadałem z nim przez telefon z dziesięć minut, a wiesz, że jak na mnie to serio długo. - pauza - Truł mi trochę dupę, więc w końcu powiedziałem mu, że okej przyjdę. No ale nieważne, cały czas i tak tłumaczyłem mu, że nie będziesz zła. Przecież to nie pierwsza taka akcja.
- Aha - zamurowało ją - Czyli przyszedłeś tutaj tylko dlatego, że kazał ci mój brat? To zajebiście Patryk, normalnie cudownie. Wiesz co? Wcale nie jest okej!
- Ale o co ci teraz chodzi? Przecież i tak byśmy się pogodzili jak wróciłabyś z pracy - zaczął tłumaczyć się jej partner.
- Ale to w ogóle nie o to chodzi! Nie rozumiesz? Powinieneś tu przyjść sam z siebie, a nie dlatego, że ktoś ci każe! To bez sensu, kompletnie mija się z jakimkolwiek celem!
- Nie przesadzaj, ja wcale....
- Właśnie ty wcale nic! - weszła mu w słowo. - Wiesz co? Zresztą nie będę się z tobą tu teraz kłócić. Jest dokładnie tak samo jak zawsze! A to jest problem.
- Ale co ty teraz w ogóle gadasz? - wydawał się być nieco zdezorientowany.
- Muszę wracać do pacjentki. Nie mam teraz na to czasu.
- Co? Przecież nikt cię nie wzywał!
- Ale ja jestem w pracy, Patryk! Nie mogę chodzić sobie pół dnia po parku i się z tobą kłócić!
- Tak, jasne, bo na pewno robimy to pół dnia... - zaczął.
- Boże, ile ty masz lat? Pięć?
Każdy z nich poszedł w swoją stronę. Hana wróciła do szpitala, Patryk prawdopodobnie do domu.
- Wszystko okej? - już w recepcji wpadła na Piotra.
- Co, a dlaczego nie miałoby być okej? Śledzisz mnie czy co? - wybuchła.
- Nie no, po prostu jesteś roztrzęsiona - on pozostawał spokojny, rzeczowy i opanowany. Był dla niej wsparciem, jak prawdziwy mężczyzna.
- Masz rację, przepraszam. Mógłbyś przynieść mi wody? - zrobiło jej się trochę słabo.
- Jasne, usiądź, zaraz przyniosę. A potem pogadamy? - spojrzał się intensywnie w jej kierunku.
- A możemy posiedzieć w ciszy? - nie chciała z nim rozmawiać o sytuacji, która parę chwil wcześniej miała miejsce. Dosyć, że raczej nie był do tego właściwą osobą, to ledwo go znała.
- Mówisz i masz. Nie chcesz rozmawiać, możemy posiedzieć cicho - odpowiedział jej z uśmiechem i ruszył w kierunku baniaka z wodą.
- Czyli nie jesteś na mnie zła? - rozmowa dotycząca dzisiejszego poranka dobiegała już do końca. Jej finał zapowiadał się obiecująco.
- Nie no, Patryk, jest okej, naprawdę. Kłóciliśmy się o dużo gorsze rzeczy - Hana cieszyła się, że wszystko sobie wyjaśnili.
- No właśnie! - odkrzyknął entuzjastycznie w odpowiedzi - To samo powiedziałem Przemkowi...
- Co?
- Nie mówił ci? Gadałem z nim przez telefon z dziesięć minut, a wiesz, że jak na mnie to serio długo. - pauza - Truł mi trochę dupę, więc w końcu powiedziałem mu, że okej przyjdę. No ale nieważne, cały czas i tak tłumaczyłem mu, że nie będziesz zła. Przecież to nie pierwsza taka akcja.
- Aha - zamurowało ją - Czyli przyszedłeś tutaj tylko dlatego, że kazał ci mój brat? To zajebiście Patryk, normalnie cudownie. Wiesz co? Wcale nie jest okej!
- Ale o co ci teraz chodzi? Przecież i tak byśmy się pogodzili jak wróciłabyś z pracy - zaczął tłumaczyć się jej partner.
- Ale to w ogóle nie o to chodzi! Nie rozumiesz? Powinieneś tu przyjść sam z siebie, a nie dlatego, że ktoś ci każe! To bez sensu, kompletnie mija się z jakimkolwiek celem!
- Nie przesadzaj, ja wcale....
- Właśnie ty wcale nic! - weszła mu w słowo. - Wiesz co? Zresztą nie będę się z tobą tu teraz kłócić. Jest dokładnie tak samo jak zawsze! A to jest problem.
- Ale co ty teraz w ogóle gadasz? - wydawał się być nieco zdezorientowany.
- Muszę wracać do pacjentki. Nie mam teraz na to czasu.
- Co? Przecież nikt cię nie wzywał!
- Ale ja jestem w pracy, Patryk! Nie mogę chodzić sobie pół dnia po parku i się z tobą kłócić!
- Tak, jasne, bo na pewno robimy to pół dnia... - zaczął.
- Boże, ile ty masz lat? Pięć?
Każdy z nich poszedł w swoją stronę. Hana wróciła do szpitala, Patryk prawdopodobnie do domu.
- Wszystko okej? - już w recepcji wpadła na Piotra.
- Co, a dlaczego nie miałoby być okej? Śledzisz mnie czy co? - wybuchła.
- Nie no, po prostu jesteś roztrzęsiona - on pozostawał spokojny, rzeczowy i opanowany. Był dla niej wsparciem, jak prawdziwy mężczyzna.
- Masz rację, przepraszam. Mógłbyś przynieść mi wody? - zrobiło jej się trochę słabo.
- Jasne, usiądź, zaraz przyniosę. A potem pogadamy? - spojrzał się intensywnie w jej kierunku.
- A możemy posiedzieć w ciszy? - nie chciała z nim rozmawiać o sytuacji, która parę chwil wcześniej miała miejsce. Dosyć, że raczej nie był do tego właściwą osobą, to ledwo go znała.
- Mówisz i masz. Nie chcesz rozmawiać, możemy posiedzieć cicho - odpowiedział jej z uśmiechem i ruszył w kierunku baniaka z wodą.
poniedziałek, 10 września 2018
Pokój lekarski/ 5
Dyżur upływał Hanie spokojnie i szybko, czyli tak jak zazwyczaj. Bardzo lubiła swoją pracę i cieszyła się, że mogła czerpać z niej satysfakcję, ostatecznie przecież nie każdy miał takie szczęście, a spędzanie dużej części swojego dnia w miejscu przez siebie nielubianym musi być strasznie męczące i wykańczające na dłuższą metę.
W żadnym miejscu nie natknęła się na Piotra. Nie było to w sumie dziwne, biorąc pod uwagę, że pracują na zupełnie innych oddziałach i częściach szpitala. Ale i tak myślała, że go spotka, chociaż przelotnie. Byłoby miło, chyba.
Ostatnie godziny pracy nie były już pełne spokoju i możliwości własnych refleksji. Trudny przypadek ciąży mnogiej wymógł na Hanie pełne skupienie i szybkość działania. Była w tym świetna, lubiła taką adrenalinę, potrzebowała jej od czasu do czasu, aby działać jeszcze skuteczniej.
Sprawiło to, że pod koniec dyżuru była niezmiernie zadowolona, ale i wykończona. Właśnie przeprowadziła operację, podczas której nastąpiły pewne komplikacje, jednak ostatecznie był to stuprocentowy sukces.
- Byłaś świetna. Jestem pod wrażeniem - wpatrywał się w nią Piotr.
- Co? - opadła zmęczona na kanapę w pokoju lekarskim.
- No, obserwowałem trochę przez szybę, bo było ryzyko chirurgiczne, sama dobrze wiesz. Ale zrobiłaś wszystko tak podręcznikowo, że od razu wiedziałem, że obędzie się bez mojej dalszej obecności - mówił pełnym uznania głosem.
- Jaa... no cóż, dziękuję. Zawsze staram się tak samo, najbardziej jak się da.
- Dlatego się dogadujemy - dotknął jej ramienia.
- Hana, no tu jesteś! - Patryk wbiegł do pomieszczenia.
- Patryk? Co ty tutaj robisz? - lekarka błyskawicznie podniosła się z kanapy i odsunęła od Piotra, choć wcześniej nie byli nawet tak blisko siebie. - Boże, stało ci się coś? - Jej umysł lekarza od razu przejął górę.
- Co? - nie zrozumiał przez chwilę - Nie, nie! Ja przyszedłem, bo... - spojrzał się na Piotra. - Możemy porozmawiać?
- Patryk Piotr, Piotr Patryk - powiedziała. - Piotr pracuje od dzisiaj na chirurgii.
- Miło poznać - odparł Piotr ściskając rękę mężczyzny.
- Ta, mnie również. To co porozmawiamy? - spojrzał na swoją dziewczynę.
- To może ja pójdę się przejść czy coś. - chirurgowi zrobiło się głupio, już zaczął wychodzić. Chciał jak najszybciej się stamtąd ulotnić, wyczuwał niezbyt przyjemną atmosferę.
- Tak, to chyba dobry pomysł - zawtórował mu Patryk.
- No nie, chwila, to pokój lekarski. Zaraz i tak wejdzie tu ktoś inny. Jak chcesz porozmawiać to możemy wyjść przed szpital do parku. - zatrzymała Piotra. Nie chciała, żeby przez humorki jej chłopaka błąkał się bez sensu po szpitalu po pierwszym i pewnie pełnym wrażeń dyżurze. Ma prawo tu siedzieć i będzie. Nie wiedziała, dlaczego tak się na to uparła.
- Jesteś pewna? Mogę po prostu wyjść - spojrzał się na nią, nie chciał dodatkowo robić problemu.
- Dobra, to chodźmy na zewnątrz - wciął się Patryk - Miłego dyżuru. - i już był za drzwiami.
- Dziękuję - odpowiedział współpracownik Hany, choć nie miał pewności czy został usłyszany.
- Cześć Piotr.
- Cześć Hana.
W żadnym miejscu nie natknęła się na Piotra. Nie było to w sumie dziwne, biorąc pod uwagę, że pracują na zupełnie innych oddziałach i częściach szpitala. Ale i tak myślała, że go spotka, chociaż przelotnie. Byłoby miło, chyba.
Ostatnie godziny pracy nie były już pełne spokoju i możliwości własnych refleksji. Trudny przypadek ciąży mnogiej wymógł na Hanie pełne skupienie i szybkość działania. Była w tym świetna, lubiła taką adrenalinę, potrzebowała jej od czasu do czasu, aby działać jeszcze skuteczniej.
Sprawiło to, że pod koniec dyżuru była niezmiernie zadowolona, ale i wykończona. Właśnie przeprowadziła operację, podczas której nastąpiły pewne komplikacje, jednak ostatecznie był to stuprocentowy sukces.
- Byłaś świetna. Jestem pod wrażeniem - wpatrywał się w nią Piotr.
- Co? - opadła zmęczona na kanapę w pokoju lekarskim.
- No, obserwowałem trochę przez szybę, bo było ryzyko chirurgiczne, sama dobrze wiesz. Ale zrobiłaś wszystko tak podręcznikowo, że od razu wiedziałem, że obędzie się bez mojej dalszej obecności - mówił pełnym uznania głosem.
- Jaa... no cóż, dziękuję. Zawsze staram się tak samo, najbardziej jak się da.
- Dlatego się dogadujemy - dotknął jej ramienia.
- Hana, no tu jesteś! - Patryk wbiegł do pomieszczenia.
- Patryk? Co ty tutaj robisz? - lekarka błyskawicznie podniosła się z kanapy i odsunęła od Piotra, choć wcześniej nie byli nawet tak blisko siebie. - Boże, stało ci się coś? - Jej umysł lekarza od razu przejął górę.
- Co? - nie zrozumiał przez chwilę - Nie, nie! Ja przyszedłem, bo... - spojrzał się na Piotra. - Możemy porozmawiać?
- Patryk Piotr, Piotr Patryk - powiedziała. - Piotr pracuje od dzisiaj na chirurgii.
- Miło poznać - odparł Piotr ściskając rękę mężczyzny.
- Ta, mnie również. To co porozmawiamy? - spojrzał na swoją dziewczynę.
- To może ja pójdę się przejść czy coś. - chirurgowi zrobiło się głupio, już zaczął wychodzić. Chciał jak najszybciej się stamtąd ulotnić, wyczuwał niezbyt przyjemną atmosferę.
- Tak, to chyba dobry pomysł - zawtórował mu Patryk.
- No nie, chwila, to pokój lekarski. Zaraz i tak wejdzie tu ktoś inny. Jak chcesz porozmawiać to możemy wyjść przed szpital do parku. - zatrzymała Piotra. Nie chciała, żeby przez humorki jej chłopaka błąkał się bez sensu po szpitalu po pierwszym i pewnie pełnym wrażeń dyżurze. Ma prawo tu siedzieć i będzie. Nie wiedziała, dlaczego tak się na to uparła.
- Jesteś pewna? Mogę po prostu wyjść - spojrzał się na nią, nie chciał dodatkowo robić problemu.
- Dobra, to chodźmy na zewnątrz - wciął się Patryk - Miłego dyżuru. - i już był za drzwiami.
- Dziękuję - odpowiedział współpracownik Hany, choć nie miał pewności czy został usłyszany.
- Cześć Piotr.
- Cześć Hana.
poniedziałek, 3 września 2018
To co zwykle?/ 4
W barze szpitalnym pani Marii było naprawdę miło. Te kilkanaście minut minęło jak jedna sekunda. Hana zastanawiała się jak to możliwe, nie spotkała jeszcze na swojej drodze takiej osoby. Poznali się dzisiaj, a już wiedziała, że zostaną wspaniałymi przyjaciółmi. Czuła się, jakby znali się od lat i była pewna, że on myśli tak samo. Takie myślenie było wynikiem niesamowitego zrozumienia, które już od pierwszych chwil się między nimi zrodziło. Pamiętała jednak o słowach, które wypowiedział do Trettera Piotr - "Na jakim etapie jesteście? Na początku, dopiero się poznajemy". Wiedziała, że musi jasno zaznaczyć granice, nie mogło co do tego być żadnych wątpliwości. Jest w poważnym związku, ciekawe czy Piotr też jest, chwila, to nieważne, nie powinno ją obchodzić. I nie obchodziło. Postanowiła, że jeżeli tylko w rozmowie będzie mogła nawiązać do Patryka to z całą pewnością to zrobi. Chciała, żeby wiedział. Chociaż nad czym ona się właściwie zastanawiała? Piotr jest bardzo przystojnym mężczyzną, prawdopodobnie jedynie nieco starszym od niej. Z pewnością ma partnerkę, jak i pewnie już dzieci. Istotnie sprawiał wrażenie bardzo odpowiedzialnego człowieka.
- Hej Hana, co tak siedzisz sama? - zapytał Przemek, starszy brat, który właśnie kierował się w jej stronę z dużym kubkiem kawy - Wszystkiego najlepszego!
- Dziękuję - odparła, biorąc od niego prezent. Mieli taką tradycję, że otwierali je dopiero wieczorem w łóżku, chwilę przed pójściem spać, więc nawet nie spojrzała co jest w środku. Widziała za to ładne opakowanie i już to jej się bardzo spodobało, chcąc nie chcąc kobiety lubią jak coś jest ładne - Nie siedziałam sama, oprowadzałam po szpitalu nowego chirurga. Chwilę temu wyszedł, bo Tretter ma jeszcze dla niego jakieś papiery do podpisu czy coś...
- No nareszcie, nowy chirurg! Myślałem już, że się nie doczekam, brakuje nam rąk do pracy. Jest okej?
- Jest bardzo w porządku. Ja go polubiłam, więc ty też powinieneś. - uśmiechnęła się na wspomnienie wydarzeń przed szpitalem.
- Ty lubisz wszystkich! - odkrzyknął jej z udawanym wyrzutem.
- No masz rację, bo ty wcale nie jesteś taki sam! - odpowiedziała mu - Przykro mi Przemo, to cecha rodzinna, musisz się z tym pogodzić. Jesteśmy za dobrzy na ten świat i tych ludzi.
- Stało się coś? - wyczuł nutkę smutku w jej końcowych słowach, więc postanowił zapytać. Był blisko z siostrą, nie bał się stawiać jej trudnych pytań. Wiedział, że na pewno nie poczuje się z tego powodu dotknięta.
- Nie, w sumie to nie. Jest tak jak zwykle, wiesz jak to bywa ze mną i Patrykiem...
- Znowu się pokłóciliście? I to w twoje urodziny? - zrobił się zły. Uznał, że chyba musi z nim porozmawiać. Wyjdzie z dawnym kumplem na piwo i pogadają jak za starych czasów, może się trochę wtedy ogarnie, przynajmniej na to liczył.
- Oj, daj spokój, przecież to zwykły dzień. Poza tym nie pokłóciliśmy się, to tylko...
- No co tylko? - wszedł jej w słowo - To co zwykle? No właśnie Hana, w tym problem.
- Przesadzasz, nie jest tak źle. Już o tym zapomniałam - próbowała szczerze się uśmiechnąć, żeby potwierdzić swoje słowa.
- No nie wydaje mi...
- Poza tym - teraz to ona nie dała dokończyć zdania swojemu bratu - Zaraz zaczynam, a muszę się jeszcze przebrać. Przepraszam Przemek, ale muszę już iść. Zgadamy się potem?
- Jasne, trzymaj się siorka! - krzyknął w jej stronę, kiedy już wstała i zaczęła się oddalać. Mówił do niej tak od małego - Eh, nie podoba mi się to - tego już nie powiedział na głos...
- Hej Hana, co tak siedzisz sama? - zapytał Przemek, starszy brat, który właśnie kierował się w jej stronę z dużym kubkiem kawy - Wszystkiego najlepszego!
- Dziękuję - odparła, biorąc od niego prezent. Mieli taką tradycję, że otwierali je dopiero wieczorem w łóżku, chwilę przed pójściem spać, więc nawet nie spojrzała co jest w środku. Widziała za to ładne opakowanie i już to jej się bardzo spodobało, chcąc nie chcąc kobiety lubią jak coś jest ładne - Nie siedziałam sama, oprowadzałam po szpitalu nowego chirurga. Chwilę temu wyszedł, bo Tretter ma jeszcze dla niego jakieś papiery do podpisu czy coś...
- No nareszcie, nowy chirurg! Myślałem już, że się nie doczekam, brakuje nam rąk do pracy. Jest okej?
- Jest bardzo w porządku. Ja go polubiłam, więc ty też powinieneś. - uśmiechnęła się na wspomnienie wydarzeń przed szpitalem.
- Ty lubisz wszystkich! - odkrzyknął jej z udawanym wyrzutem.
- No masz rację, bo ty wcale nie jesteś taki sam! - odpowiedziała mu - Przykro mi Przemo, to cecha rodzinna, musisz się z tym pogodzić. Jesteśmy za dobrzy na ten świat i tych ludzi.
- Stało się coś? - wyczuł nutkę smutku w jej końcowych słowach, więc postanowił zapytać. Był blisko z siostrą, nie bał się stawiać jej trudnych pytań. Wiedział, że na pewno nie poczuje się z tego powodu dotknięta.
- Nie, w sumie to nie. Jest tak jak zwykle, wiesz jak to bywa ze mną i Patrykiem...
- Znowu się pokłóciliście? I to w twoje urodziny? - zrobił się zły. Uznał, że chyba musi z nim porozmawiać. Wyjdzie z dawnym kumplem na piwo i pogadają jak za starych czasów, może się trochę wtedy ogarnie, przynajmniej na to liczył.
- Oj, daj spokój, przecież to zwykły dzień. Poza tym nie pokłóciliśmy się, to tylko...
- No co tylko? - wszedł jej w słowo - To co zwykle? No właśnie Hana, w tym problem.
- Przesadzasz, nie jest tak źle. Już o tym zapomniałam - próbowała szczerze się uśmiechnąć, żeby potwierdzić swoje słowa.
- No nie wydaje mi...
- Poza tym - teraz to ona nie dała dokończyć zdania swojemu bratu - Zaraz zaczynam, a muszę się jeszcze przebrać. Przepraszam Przemek, ale muszę już iść. Zgadamy się potem?
- Jasne, trzymaj się siorka! - krzyknął w jej stronę, kiedy już wstała i zaczęła się oddalać. Mówił do niej tak od małego - Eh, nie podoba mi się to - tego już nie powiedział na głos...
poniedziałek, 27 sierpnia 2018
Co wy dzisiaj wszyscy macie...?/ 3
- I to by było na tyle - uśmiechnęła się w jego kierunku, jednocześnie kończąc oprowadzanie na pokoju dla personelu, w którym akurat nikt poza nimi się nie znajdował.
- Wydawało mi się, że ten szpital jest mniejszy - odparł Piotr pełnym głosu przekonaniem.
- Hm, no jeszcze niedawno był, to prawda. Tretter jak tylko może zabiega o dofinansowania i jakoś do tej pory dużo już mu się udało. To wspaniały szef.
- Hana, chyba zasłużyłaś na podwyżkę - powiedział śmiejąc się Tretter. - Szukałem was, chciałem zobaczyć na jakim etapie jesteście.
- Na początku, dopiero się poznajemy - wybąknął Piotr zanim zdążył się powstrzymać. Hana nawet nie wiedzieć czemu zrobiła się czerwona.
- Właśnie skończyliśmy - stwierdziła, że najlepiej będzie, jeżeli zignoruje to, co powiedział jej towarzysz, chociaż dokładnie zrozumiała jego słowa.
- O, no to super. Piotr, wiesz już wszystko co powinieneś? - Tretter chciał, żeby nowy pracownik poczuł się w pełni komfortowo w swoim miejscu pracy, po części też jakby nowym domu.
- Tak, Hana pokazała mi to, co trzeba. Nie powinienem mieć problemu - uśmiechnął się w jej stronę.
- No to najważniejsze za nami. Sekretarka mnie pogoniła, bo zapomniałem dać ci jeszcze jeden papier do podpisu, ale teraz muszę jeszcze gdzieś skoczyć. Wstąpisz do mojego gabinetu za 15 minut, żebyśmy mieli już do końca załatwione te wszystkie formalności?
- Jasne, za kwadrans jestem pod drzwiami.
- Super, to już wam nie przeszkadzam. - powiedział, po czym wyszedł z pomieszczenia.
- To co, mamy jeszcze trochę czasu, może jakaś gorąca czekolada czy coś?
- Co wy dzisiaj wszyscy macie z tą czekoladą?! - wybuchła zbytnio nie zastanawiając się nad swoją wypowiedzią.
- Słucham? - nie miał pojęcia, o co jej chodzi, co w obecnej sytuacji było całkowicie zrozumiałe.
- Znaczy... - zrobiło jej się głupio - po prostu nie lubię czekolady i jakoś nikt nie jest w stanie tego zapamiętać. Przepraszam, że na ciebie naskoczyłam, nie chciałam.
- Zapamiętam to.
- Jasne - odparła pełna wątpliwości w prawdziwość jego słów.
- Mówię serio, zapamiętam.
- No dobrze, w takim razie trzymam cię za słowo. Poza tym... - dodała, aby nieco rozluźnić atmosferę. - Kto proponuje gorącą czekoladę zamiast kawy? Jak tak można. - zażartowała, ale naprawdę nie spotkała się nigdy z taką sytuacją.
- Co wy dzisiaj wszyscy macie z tą kawą?
- S-słucham? - domyślała się, że żartuje.
- A ja nie lubię kawy, mam takie prawo, okej? - przybrał ton obrażonej dwunastolatki.
- Hahaha, nie wierzę.
- I nikt nie jest w stanie tego zapamiętać, jest mi tak przykro - udał smutek.
- Dobra, dobra żartownisiu - efektywnie potrafił poprawić jej humor - to chodźmy na zupę, mamy jeszcze dziesięć minut.
- Na zupę? - zdziwił się.
- A co, zupy też nie lubisz? - razem wybuchnęli śmiechem.
- Wydawało mi się, że ten szpital jest mniejszy - odparł Piotr pełnym głosu przekonaniem.
- Hm, no jeszcze niedawno był, to prawda. Tretter jak tylko może zabiega o dofinansowania i jakoś do tej pory dużo już mu się udało. To wspaniały szef.
- Hana, chyba zasłużyłaś na podwyżkę - powiedział śmiejąc się Tretter. - Szukałem was, chciałem zobaczyć na jakim etapie jesteście.
- Na początku, dopiero się poznajemy - wybąknął Piotr zanim zdążył się powstrzymać. Hana nawet nie wiedzieć czemu zrobiła się czerwona.
- Właśnie skończyliśmy - stwierdziła, że najlepiej będzie, jeżeli zignoruje to, co powiedział jej towarzysz, chociaż dokładnie zrozumiała jego słowa.
- O, no to super. Piotr, wiesz już wszystko co powinieneś? - Tretter chciał, żeby nowy pracownik poczuł się w pełni komfortowo w swoim miejscu pracy, po części też jakby nowym domu.
- Tak, Hana pokazała mi to, co trzeba. Nie powinienem mieć problemu - uśmiechnął się w jej stronę.
- No to najważniejsze za nami. Sekretarka mnie pogoniła, bo zapomniałem dać ci jeszcze jeden papier do podpisu, ale teraz muszę jeszcze gdzieś skoczyć. Wstąpisz do mojego gabinetu za 15 minut, żebyśmy mieli już do końca załatwione te wszystkie formalności?
- Jasne, za kwadrans jestem pod drzwiami.
- Super, to już wam nie przeszkadzam. - powiedział, po czym wyszedł z pomieszczenia.
- To co, mamy jeszcze trochę czasu, może jakaś gorąca czekolada czy coś?
- Co wy dzisiaj wszyscy macie z tą czekoladą?! - wybuchła zbytnio nie zastanawiając się nad swoją wypowiedzią.
- Słucham? - nie miał pojęcia, o co jej chodzi, co w obecnej sytuacji było całkowicie zrozumiałe.
- Znaczy... - zrobiło jej się głupio - po prostu nie lubię czekolady i jakoś nikt nie jest w stanie tego zapamiętać. Przepraszam, że na ciebie naskoczyłam, nie chciałam.
- Zapamiętam to.
- Jasne - odparła pełna wątpliwości w prawdziwość jego słów.
- Mówię serio, zapamiętam.
- No dobrze, w takim razie trzymam cię za słowo. Poza tym... - dodała, aby nieco rozluźnić atmosferę. - Kto proponuje gorącą czekoladę zamiast kawy? Jak tak można. - zażartowała, ale naprawdę nie spotkała się nigdy z taką sytuacją.
- Co wy dzisiaj wszyscy macie z tą kawą?
- S-słucham? - domyślała się, że żartuje.
- A ja nie lubię kawy, mam takie prawo, okej? - przybrał ton obrażonej dwunastolatki.
- Hahaha, nie wierzę.
- I nikt nie jest w stanie tego zapamiętać, jest mi tak przykro - udał smutek.
- Dobra, dobra żartownisiu - efektywnie potrafił poprawić jej humor - to chodźmy na zupę, mamy jeszcze dziesięć minut.
- Na zupę? - zdziwił się.
- A co, zupy też nie lubisz? - razem wybuchnęli śmiechem.
środa, 8 sierpnia 2018
Szczęśliwa moneta/ 2
Nie było korków, ruch był mały, dzięki czemu mogła dotrzeć do miejsca pracy dużo szybciej. To sprawiło, że jej złość trochę zelżała. Właściwie to nie była zła, bardziej rozdrażniona, przygaszona.
Piętnaście minut po wyjściu z domu wychodziła już z samochodu, który zaparkowała na miejscu dla pracowników szpitala.
Już chciała wchodzić przez te duże szklane drzwi wręcz zapraszające swoim wyglądem do budynku, kiedy zauważyła coś na ziemi. Przez kilka sekund zastanawiała się czy w ogóle to podnieść, gdyż wydawało jej się to takie głupie i dziecinne. - A co mi tam, akurat na urodziny - powiedziała bardziej sama do siebie niż do kogoś i schyliła się, aby podnieść leżący przed nią grosik. - Na szczęście - pomyślała sobie, podrzucając drobną monetę. Taka mała rzecz, a wprawiła ją w całkiem niezły nastrój. Nie była przesądna, ale przeszło jej przez głowę, że dopiero teraz ten dzień ma szansę jeszcze być warty zapamiętania.
- Przepraszam! - teraz już naprawdę chciała przechodzić przez drzwi, kiedy zatrzymał ją głos nieznajomego mężczyzny.
- Yyy, tak? - zawahała się, jednak nie ze strachu, a zaskoczenia.
- Może to głupie, ale to moja moneta - odparł pewnym siebie głosem.
- Słucham? - nie wiedziała, czy mówi poważnie czy żartuje.
- No, może to głupie, ale to mój pierwszy dzień pracy tutaj. Chciałem już wchodzić, ale zauważyłem, że nie wziąłem teczki z samochodu. W kieszeni zawsze mam grosik, wypadł mi jak wyjmowałem klucze. Słyszałem to. Potem usiadłem na ławce i w sumie stwierdziłem, że mam jeszcze trochę czasu, więc równie dobrze mogę posiedzieć i zobaczyć czy ktoś się w ogóle pofatyguje, żeby go podnieść.
- Mówi pan poważnie? - uśmiechnęła się szczerze, pierwszy raz tego dnia.
- Jasne - odparł i odwzajemnił uśmiech - dopiero pani go podniosła, a siedzę tutaj już piętnaście minut i zaczynałem tracić nadzieję. To szpital. Przechodziło tędy już naprawdę dużo osób.
- Może po prostu nie zauważyli, to tylko mały grosik na ziemi, wie pan jakie ma rozmiary - nawet nie wiedziała dlaczego, ale chciała wytłumaczyć tych pozostałych ludzi. Czuła taką wewnętrzną potrzebę.
- Niektórzy na pewno, ale daje pani słowo, że wiele osób widziało.
- Proszę - spojrzała na niego i wyciągnęła rękę, w której trzymała monetę.
- O nie, niech pani to zatrzyma. Widocznie to pani jest bardziej potrzebny.
- Ale to pana moneta, mówił pan, że zawsze ma ją w kieszeni.
- Chwila, zaraz to naprawię. - sięgnął po swój portfel i otworzył miejsce na monety. Niestety nie znalazł kolejnego grosza. - No cóż, naprawię to nieco później.
- Tak nie może być. - odparła odpinając swój portfel. Wyjęła z przegródki grosik i podała mężczyźnie. - Proszę i dziękuję za poprawienie mi humoru.
- To ja dziękuję. - od razu schował monetę do kieszeni, z której wcześniej zdołała uciec jej poprzedniczka - Jestem Piotr.
- Hana.
- Hana Goldberg?
- Tak, skąd pan wie?
- Dyrektor wspominał, że często jest pani przed dyżurem i że to prawdopodobne, że właśnie pani pokaże mi dzisiaj szpital.
- Haha, Tretter akurat w tym ma rację. Mam jeszcze całkiem dużo czasu, to co, zaczynamy?
- Jasne.
- Tylko jedna mała prośba, teraz już bez tego całego pan/pani, okej?
- Jak najbardziej mi to pasuje. Kobiety przodem - odparł i otworzył drzwi, przez które weszli do murów szpitala.
Piętnaście minut po wyjściu z domu wychodziła już z samochodu, który zaparkowała na miejscu dla pracowników szpitala.
Już chciała wchodzić przez te duże szklane drzwi wręcz zapraszające swoim wyglądem do budynku, kiedy zauważyła coś na ziemi. Przez kilka sekund zastanawiała się czy w ogóle to podnieść, gdyż wydawało jej się to takie głupie i dziecinne. - A co mi tam, akurat na urodziny - powiedziała bardziej sama do siebie niż do kogoś i schyliła się, aby podnieść leżący przed nią grosik. - Na szczęście - pomyślała sobie, podrzucając drobną monetę. Taka mała rzecz, a wprawiła ją w całkiem niezły nastrój. Nie była przesądna, ale przeszło jej przez głowę, że dopiero teraz ten dzień ma szansę jeszcze być warty zapamiętania.
- Przepraszam! - teraz już naprawdę chciała przechodzić przez drzwi, kiedy zatrzymał ją głos nieznajomego mężczyzny.
- Yyy, tak? - zawahała się, jednak nie ze strachu, a zaskoczenia.
- Może to głupie, ale to moja moneta - odparł pewnym siebie głosem.
- Słucham? - nie wiedziała, czy mówi poważnie czy żartuje.
- No, może to głupie, ale to mój pierwszy dzień pracy tutaj. Chciałem już wchodzić, ale zauważyłem, że nie wziąłem teczki z samochodu. W kieszeni zawsze mam grosik, wypadł mi jak wyjmowałem klucze. Słyszałem to. Potem usiadłem na ławce i w sumie stwierdziłem, że mam jeszcze trochę czasu, więc równie dobrze mogę posiedzieć i zobaczyć czy ktoś się w ogóle pofatyguje, żeby go podnieść.
- Mówi pan poważnie? - uśmiechnęła się szczerze, pierwszy raz tego dnia.
- Jasne - odparł i odwzajemnił uśmiech - dopiero pani go podniosła, a siedzę tutaj już piętnaście minut i zaczynałem tracić nadzieję. To szpital. Przechodziło tędy już naprawdę dużo osób.
- Może po prostu nie zauważyli, to tylko mały grosik na ziemi, wie pan jakie ma rozmiary - nawet nie wiedziała dlaczego, ale chciała wytłumaczyć tych pozostałych ludzi. Czuła taką wewnętrzną potrzebę.
- Niektórzy na pewno, ale daje pani słowo, że wiele osób widziało.
- Proszę - spojrzała na niego i wyciągnęła rękę, w której trzymała monetę.
- O nie, niech pani to zatrzyma. Widocznie to pani jest bardziej potrzebny.
- Ale to pana moneta, mówił pan, że zawsze ma ją w kieszeni.
- Chwila, zaraz to naprawię. - sięgnął po swój portfel i otworzył miejsce na monety. Niestety nie znalazł kolejnego grosza. - No cóż, naprawię to nieco później.
- Tak nie może być. - odparła odpinając swój portfel. Wyjęła z przegródki grosik i podała mężczyźnie. - Proszę i dziękuję za poprawienie mi humoru.
- To ja dziękuję. - od razu schował monetę do kieszeni, z której wcześniej zdołała uciec jej poprzedniczka - Jestem Piotr.
- Hana.
- Hana Goldberg?
- Tak, skąd pan wie?
- Dyrektor wspominał, że często jest pani przed dyżurem i że to prawdopodobne, że właśnie pani pokaże mi dzisiaj szpital.
- Haha, Tretter akurat w tym ma rację. Mam jeszcze całkiem dużo czasu, to co, zaczynamy?
- Jasne.
- Tylko jedna mała prośba, teraz już bez tego całego pan/pani, okej?
- Jak najbardziej mi to pasuje. Kobiety przodem - odparł i otworzył drzwi, przez które weszli do murów szpitala.
wtorek, 31 lipca 2018
Kwestia przyzwyczajenia/ 1
Nie jestem już taka młoda... - pomyślała Hana jedząc urodzinowy tort. Świętowała swoje 27 urodziny bardzo skromnie,jedynie z chłopakiem, bez hucznej imprezy i prezentów. Tylko ona i on. Tak właśnie chciała. Do rodziców wybiorą się na weekend, jeżeli tylko praca im na to pozwoli. I to by było na tyle ze świętowania. Dzień jak co dzień.
Z Patrykiem była już od tylu lat, że przestała liczyć. Poznali się na imprezie pomaturalnej i coś zaiskrzyło. I tak już zostało. Ponad 8 lat są razem, zanosi się na to, że to ten jedyny. Związek na całe życie i te sprawy... choć dawny żar zdążył już właściwie zniknąć, po tylu latach to raczej normalne, prawda? W sumie nawet nie wiedziała czy jeszcze go kocha. Nie wiedziała też czy on kocha ją. Kiedyś sobie to mówili, ale już nie pamiętała, kiedy ostatnio usłyszała lub sama wypowiedziała owe słowa. To wszystko po prostu w pewnym etapie zaczęło być zwykłym przyzwyczajeniem, co nie napawa optymizmem w przyszłość, przecież oni nawet jeszcze nie mają dzieci. Powinni teraz korzystać z życia, razem, czerpać z niego garściami. Są szczęśliwi? Teoretycznie. Tylko dlaczego on nadal się nie oświadczył... po tylu latach. Może myśli, że po takim czasie ślub to tylko zbędny papierek. W pewnym, stopniu Hana również się z tym zgadzała, ale gdyby uklęknął i poprosił, mogłaby poczuć się jak wszystkie jej przyjaciółki, które później ekscytowały się ślubem i przyszłymi wydarzeniami. Może wtedy pokochałaby go bardziej, może wtedy dawne uczucia i emocje znowu dałyby o sobie znać. Naprawdę bardzo by tego chciała, ale w życiu nie można mieć wszystkiego. Dlatego pogodziła się z tym, że wszystko jest takie puste. Tęskniła za jakimś zwrotem akcji, tak bardzo chciałaby coś poczuć.
- Smakuje ci?
Brak odpowiedzi.
- Hana - teraz na nią spojrzał i zobaczył, że w ogóle nie zwraca na niego uwagi - Hana!
- Hm?
- Pytałem czy ci smakuje.
- Co?
- A co to za głupie pytanie? Tort. A niby co?
- Nie musisz być od razu taki sarkastyczny, po prostu się zamyśliłam. - po chwili przerwy dodała - jest okej.
- Tylko okej?
- Dla mnie trochę za słodki, przecież wiesz, że nie przepadam za czekoladą. Dlaczego nie zamówiłeś czegoś owocowego? Przecież jeszcze do ciebie dzwoniłam.
- Mogłaś sama sobie kupić. Zapomniałem i wziąłem ten, bo babka mówiła, że wszystkim smakuje. Nie musisz wybrzydzać - odpowiedział jej z jawnym wyrzutem.
Chciała coś dodać, ale stwierdziła, że to nie ma sensu. To po prostu kolejna wymiana zdań i tyle.
Jedli w ciszy.
- Dolać ci soku? - spytała, aby załagodzić nieco sytuacje. Może miał rację. Dlaczego nie powiedziała, że jest pyszny? Jak zwykle musiało ją cisnąć na szczerość i nie zdążyła ugryźć się w język.
- Nie.
- Na pewno?
- Głucha jesteś?
- Idę do pracy - odparła wstając.
- Przecież zaczynasz za dwie godziny. Po co tak szybko?
- Bo tam ludzie chcą ze mną rozmawiać.
- Aha, to jeszcze mam teraz pozmywać naczynia? Cudownie.
- Nie musisz, zrobię to jak wrócę - powiedziała zanim drzwi zdążyły się za nią zamknąć.
Oby ten dzień na ginekologii był lepszy niż poranek w domu.
Z Patrykiem była już od tylu lat, że przestała liczyć. Poznali się na imprezie pomaturalnej i coś zaiskrzyło. I tak już zostało. Ponad 8 lat są razem, zanosi się na to, że to ten jedyny. Związek na całe życie i te sprawy... choć dawny żar zdążył już właściwie zniknąć, po tylu latach to raczej normalne, prawda? W sumie nawet nie wiedziała czy jeszcze go kocha. Nie wiedziała też czy on kocha ją. Kiedyś sobie to mówili, ale już nie pamiętała, kiedy ostatnio usłyszała lub sama wypowiedziała owe słowa. To wszystko po prostu w pewnym etapie zaczęło być zwykłym przyzwyczajeniem, co nie napawa optymizmem w przyszłość, przecież oni nawet jeszcze nie mają dzieci. Powinni teraz korzystać z życia, razem, czerpać z niego garściami. Są szczęśliwi? Teoretycznie. Tylko dlaczego on nadal się nie oświadczył... po tylu latach. Może myśli, że po takim czasie ślub to tylko zbędny papierek. W pewnym, stopniu Hana również się z tym zgadzała, ale gdyby uklęknął i poprosił, mogłaby poczuć się jak wszystkie jej przyjaciółki, które później ekscytowały się ślubem i przyszłymi wydarzeniami. Może wtedy pokochałaby go bardziej, może wtedy dawne uczucia i emocje znowu dałyby o sobie znać. Naprawdę bardzo by tego chciała, ale w życiu nie można mieć wszystkiego. Dlatego pogodziła się z tym, że wszystko jest takie puste. Tęskniła za jakimś zwrotem akcji, tak bardzo chciałaby coś poczuć.
- Smakuje ci?
Brak odpowiedzi.
- Hana - teraz na nią spojrzał i zobaczył, że w ogóle nie zwraca na niego uwagi - Hana!
- Hm?
- Pytałem czy ci smakuje.
- Co?
- A co to za głupie pytanie? Tort. A niby co?
- Nie musisz być od razu taki sarkastyczny, po prostu się zamyśliłam. - po chwili przerwy dodała - jest okej.
- Tylko okej?
- Dla mnie trochę za słodki, przecież wiesz, że nie przepadam za czekoladą. Dlaczego nie zamówiłeś czegoś owocowego? Przecież jeszcze do ciebie dzwoniłam.
- Mogłaś sama sobie kupić. Zapomniałem i wziąłem ten, bo babka mówiła, że wszystkim smakuje. Nie musisz wybrzydzać - odpowiedział jej z jawnym wyrzutem.
Chciała coś dodać, ale stwierdziła, że to nie ma sensu. To po prostu kolejna wymiana zdań i tyle.
Jedli w ciszy.
- Dolać ci soku? - spytała, aby załagodzić nieco sytuacje. Może miał rację. Dlaczego nie powiedziała, że jest pyszny? Jak zwykle musiało ją cisnąć na szczerość i nie zdążyła ugryźć się w język.
- Nie.
- Na pewno?
- Głucha jesteś?
- Idę do pracy - odparła wstając.
- Przecież zaczynasz za dwie godziny. Po co tak szybko?
- Bo tam ludzie chcą ze mną rozmawiać.
- Aha, to jeszcze mam teraz pozmywać naczynia? Cudownie.
- Nie musisz, zrobię to jak wrócę - powiedziała zanim drzwi zdążyły się za nią zamknąć.
Oby ten dzień na ginekologii był lepszy niż poranek w domu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)