piątek, 15 listopada 2013
OGŁOSZENIE!
Hej! Chciałam was wszystkich bardzo mocno przeprosić za moją coraz dłuższą nieobecność i co z tego wynika brak nowych opo, jednak całkowicie się w tym pogubiłam. Mam na myśli to, że ja już tego chyba nie czuję, a raczej już od dłuższego czasu nie czuję jak widać. Nie potrafię się zebrać, żeby coś napisać, bo po prostu no nie wiem.... nie mogę. Nie mogę już dłużej pisać opowiadań o HaPi, bo już mi to przeszło. Nie jaram się nimi tak bardzo. Znaczy cieszę się, że są razem w serialu i w ogóle, ale chyba to tyle. Najlepsze momenty mojego blogowania były chyba w czerwcu i może na początku wakacji. Wtedy to czułam, a notki były prawie codziennie lub co drugi dzień. Pamiętacie to jeszcze? Chciałam wam za to podziękować, bo to dzięki wam czułam, że powinnam pisać ciągle dalej i nie przestawać. Jednak teraz już tak nie jest... Ten blog będzie dalej tu obecny, nie usunę go ani nic takiego, ale nie spodziewajcie się ode mnie raczej już dalszej aktywności, no może jeszcze w dalekiej przyszłości, ale o tym was na pewno poinformuję dodając link na fanpage fb'owe. Sądzę, że założę nowego bloga, ale nie o tematyce opowiadań czegokolwiek, bo do tego potrzeba strasznego zaangażowania i weny. Może to będzie po prostu taki blog o mnie... w sensie jakby internetowy pamiętnik, w którym będę wam opowiadać o sobie i o różnych takich rzeczach, a może jeszcze inna tematyka? Sama do końca nie wiem, więc jak macie jakieś fajne pomysły to piszcie je w komentarzach pod postem (jeżeli ktoś to jeszcze czyta), a na pewno wezmę je pod uwagę, ponieważ ja nie chcę przestać blogować, ale chcę zacząć wszystko od nowa z nową i świeżą historię. Dziękuję za wszystko i serdecznie was pozdrawiam. Mam nadzieję, że nie będziecie mi tego mieli tak bardzo za złe, Patrycja...
sobota, 19 października 2013
Opowiadanie 1. Część 89.
Przyjaciółka opuściła pomieszczenie i zostawiła Hanę samą.
Kobieta cały czas wgapiała się w okno. Wciąż jej wzrok kierował się ku jednemu punktowi... ku niemu.
Dopiero teraz zdała sobie sprawę jak bardzo on się stresuje. Ta sytuacja ją w tym utwierdziła, ponieważ wcześniej próbował ukrywać swojej emocje. Był silny i pokazywał, że nie jest źle. Tak się zachowywał... przynajmniej przy niej. Jak widać, kiedy był sam mógł dopiero naprawdę odreagować, czy pokazać swoje prawdziwe uczucia. Nie robił tego przy niej, ponieważ nie chciał jej jeszcze bardziej dołować i sprawiać przykrość. Nie mogła mu mieć tego za złe. Wszystko co robił, robił tylko ze względu na jej dobro, i na to, aby jej pomóc.
Z tego zadumania i chwilowej zatraty myśli obudził ją pewien widok. Chwilę temu Piotr jeszcze tam stał, a teraz już go nie było.
Hmmm... chyba długo myślałam, przegapiłam cały widok, jak Lena z nim gadała. - pomyślała.
Wiedziała, że za kilka minut będzie w jej sali. Postanowiła, więc udawać opanowaną i spokojną, chociaż w najmniejszym stopniu tak się nie czuła, jednak, żeby zachować pozory rozsiadła się na łóżku, jak nigdy nic.
- Hej, wróciłem. - powiedział cicho Piotr. Był sam, co oznaczało, że Lena już sobie poszła. Wiedziała, że muszą omówić pewne sprawy i byłaby zbędna.
- Hej, widzę. - odparła i spojrzała w jego stronę.
- Nie mogłaś zadzwonić po prostu? A nie ciągnąć Lenę.
- Mogłabym, jeżeli byłbyś tak miły i wziął ze sobą telefon. - pokazała na blat. - Poza tym chciałam sama po ciebie iść, ale ona mi nie pozwoliła, uparła się.
- Musiałem chwilę ochłonąć. - zaczął się tłumaczyć. - Dlatego wyszedłem. Byłem cały czas przed szpitalem... stresowałem się i...
- Zapaliłeś. - dokończyła, ponieważ chciała ukrócić jego męki.
- Co? Skąd ty? - zaczął.
- Czuć. Dobrze wiesz, że jestem na to strasznie wyczulona. Serio myślałeś, że nie poczuje tego okropnego smrodu? - patrzyła na niego. - Poza tym widziałam. - dokończyła sama.
- Widziałaś?
- Wiesz... to nie więzienie. Mam tu okna, które akurat idealnie mi pokazywały co robisz.
- Przepraszam... nie chcę się kłócić. - powiedział i podszedł do niej trochę bliżej.
- Ja też nie. - odpowiedziała i nie cofnęła się przed jego bliskością. Nagle poczuła się dziwnie. Zaczęło jej się trochę kręcić w głowie. Usiadła na łóżko.
- Co się dzieje? - on od razu zareagował.
- Nie, nic. Po prostu trochę rozbolał mnie brzuch, na pewno za chwilę mi przejdzie. Chyba muszę napić się trochę wody, mógłbyś...?
- Jasne. - powiedział i wyszedł szybko.
Ona czuła, że z sekundy na sekundę jest gorzej. Pomału odpływała. Czułą jak ból wzrasta i promieniuje coraz bardziej. To było nie do zniesienia. A potem znów było ciemno...
- Hana, mamy wyniki. Szybko poszły. - zaczął mówić Witek, wchodząc do jej pokoju. Jej widok dogłębnie nią wstrząsnął. Od razu do niej podbiegł. - Siostro, będziemy operować. Proszę iść szybko powiadomić Wójcika, musi my asystować. - krzyknął, a pielęgniarka natychmiast spełniła jego prośbę. On sam zawołał już pomoc i wyjeżdżali z łóżkiem na korytarz. Potem wszystko potoczyło się szybko...
Piotr wszedł na salę i zobaczył, że nie ma w niej zarówno ukochanej, jak i jej łóżka. Z początku pomyślał sobie, że pewnie przenieśli ją na inną salę, a potem przypomniał sobie, o bólu, o którym mówiła, zanim wyszedł. To nie mógłbyś przypadek. Był przerażony. Szybko pobiegł w kierunku sal operacyjnych, nad niczym się nie zastanawiając.
I jak? Swoje opinie wyrażajcie w komentarzach. < 3
http://ask.fm/Kukakaa - pytania zadawajcie tu. Na każde odpowiem.
http://www.youtube.com/watch?v=xHP6qBe6dRE - śmiechy moje. < 3
Kobieta cały czas wgapiała się w okno. Wciąż jej wzrok kierował się ku jednemu punktowi... ku niemu.
Dopiero teraz zdała sobie sprawę jak bardzo on się stresuje. Ta sytuacja ją w tym utwierdziła, ponieważ wcześniej próbował ukrywać swojej emocje. Był silny i pokazywał, że nie jest źle. Tak się zachowywał... przynajmniej przy niej. Jak widać, kiedy był sam mógł dopiero naprawdę odreagować, czy pokazać swoje prawdziwe uczucia. Nie robił tego przy niej, ponieważ nie chciał jej jeszcze bardziej dołować i sprawiać przykrość. Nie mogła mu mieć tego za złe. Wszystko co robił, robił tylko ze względu na jej dobro, i na to, aby jej pomóc.
Z tego zadumania i chwilowej zatraty myśli obudził ją pewien widok. Chwilę temu Piotr jeszcze tam stał, a teraz już go nie było.
Hmmm... chyba długo myślałam, przegapiłam cały widok, jak Lena z nim gadała. - pomyślała.
Wiedziała, że za kilka minut będzie w jej sali. Postanowiła, więc udawać opanowaną i spokojną, chociaż w najmniejszym stopniu tak się nie czuła, jednak, żeby zachować pozory rozsiadła się na łóżku, jak nigdy nic.
- Hej, wróciłem. - powiedział cicho Piotr. Był sam, co oznaczało, że Lena już sobie poszła. Wiedziała, że muszą omówić pewne sprawy i byłaby zbędna.
- Hej, widzę. - odparła i spojrzała w jego stronę.
- Nie mogłaś zadzwonić po prostu? A nie ciągnąć Lenę.
- Mogłabym, jeżeli byłbyś tak miły i wziął ze sobą telefon. - pokazała na blat. - Poza tym chciałam sama po ciebie iść, ale ona mi nie pozwoliła, uparła się.
- Musiałem chwilę ochłonąć. - zaczął się tłumaczyć. - Dlatego wyszedłem. Byłem cały czas przed szpitalem... stresowałem się i...
- Zapaliłeś. - dokończyła, ponieważ chciała ukrócić jego męki.
- Co? Skąd ty? - zaczął.
- Czuć. Dobrze wiesz, że jestem na to strasznie wyczulona. Serio myślałeś, że nie poczuje tego okropnego smrodu? - patrzyła na niego. - Poza tym widziałam. - dokończyła sama.
- Widziałaś?
- Wiesz... to nie więzienie. Mam tu okna, które akurat idealnie mi pokazywały co robisz.
- Przepraszam... nie chcę się kłócić. - powiedział i podszedł do niej trochę bliżej.
- Ja też nie. - odpowiedziała i nie cofnęła się przed jego bliskością. Nagle poczuła się dziwnie. Zaczęło jej się trochę kręcić w głowie. Usiadła na łóżko.
- Co się dzieje? - on od razu zareagował.
- Nie, nic. Po prostu trochę rozbolał mnie brzuch, na pewno za chwilę mi przejdzie. Chyba muszę napić się trochę wody, mógłbyś...?
- Jasne. - powiedział i wyszedł szybko.
Ona czuła, że z sekundy na sekundę jest gorzej. Pomału odpływała. Czułą jak ból wzrasta i promieniuje coraz bardziej. To było nie do zniesienia. A potem znów było ciemno...
- Hana, mamy wyniki. Szybko poszły. - zaczął mówić Witek, wchodząc do jej pokoju. Jej widok dogłębnie nią wstrząsnął. Od razu do niej podbiegł. - Siostro, będziemy operować. Proszę iść szybko powiadomić Wójcika, musi my asystować. - krzyknął, a pielęgniarka natychmiast spełniła jego prośbę. On sam zawołał już pomoc i wyjeżdżali z łóżkiem na korytarz. Potem wszystko potoczyło się szybko...
Piotr wszedł na salę i zobaczył, że nie ma w niej zarówno ukochanej, jak i jej łóżka. Z początku pomyślał sobie, że pewnie przenieśli ją na inną salę, a potem przypomniał sobie, o bólu, o którym mówiła, zanim wyszedł. To nie mógłbyś przypadek. Był przerażony. Szybko pobiegł w kierunku sal operacyjnych, nad niczym się nie zastanawiając.
I jak? Swoje opinie wyrażajcie w komentarzach. < 3
http://ask.fm/Kukakaa - pytania zadawajcie tu. Na każde odpowiem.
http://www.youtube.com/watch?v=xHP6qBe6dRE - śmiechy moje. < 3
piątek, 11 października 2013
Opowiadanie 1. Część 88.
Lena akurat na dobrą chwilę miała przerwę i stwierdziła, że nie będzie rozmawiać z Haną przez telefon, ponieważ może to zrobić twarzą w twarz. Tak zawsze jest lepiej, a przynajmniej powinno...
Po kilku minutach lekarka zjawiła się u swojej "pacjentki".
Hana była odwrócona do niej tyłem. Zwinęła się w kłębek i patrzyła w okno. Nic więcej.
- Co jest? - zapytała od razu przysiadając się do niej Starska. Widać było, że coś jest nie w porządku.
- Po prostu nie chcę siedzieć tu sama...
- Mhm, Hana, znam cię nie od wczoraj. Mów co się stało. - Lena dalej próbowała jakoś do niej dotrzeć.
- Chyba tak trochę pokłóciłam się z Piotrem.
- Wy się pokłóciliście? Nasze szpitalne gołąbki? No nie wierzę normalnie. - starała się ją pocieszyć za wszelką cenę. Nie chciała, aby była przygnębiona.
- Nie żartuj sobie. To poważne. Martwię się. - kobieta nie była w nastroju dla tego typu żartów, co chyba w jej sytuacji było rzeczą zrozumiałą.
- Daj spokój. Piotr długo nie pozwoli być ci tu samej. Przyjdzie za chwilę. Pewnie musiał tylko trochę ochłonąć i tyle. Nie przejmuj się tym tak.
- Może masz rację. - powiedziała Hana, wstając z łóżka.
- No tak, oczywiście, że mam, jak zawsze... ale co ty robisz? - spytała, patrząc na spacerującą po pokoju Goldberg.
- Mam dosyć łóżka. Nie mogę tak leżeć cały czas. Muszę nogi rozprostować.
- Hana, ale...
- Daj spokój. Zmieńmy temat. Co tam u ciebie i Witka? Układa się? - spytała, umiejscawiając się przy oknie na parapecie.
- No wiesz, mogło być lepiej. - powiedziała lekko zawstydzona. Nie chciała zwierzać się przyjaciółce ze swoich problemów, bo wiedziała, że Hana jest w dużo gorszej sytuacji od niej. Wiedziała jakby to wyglądało.
- Cholera! - krzyknęła nagle zdenerwowana i ożywiona Hana.
- Co się stało?! - szybko podbiegła do niej Lena. Myślała, że poczuła się słabo, powód jednak był nieco inny.
- Zobacz tam. - pokazała palcem kobieta, a Starska podążyła za nią wzrokiem.
- Czy to jest...
- Tak, Piotr. - dokończyła za nią zdenerwowana dziewczyna owego mężczyzny.
- Czy on...
- No właśnie nie pali. Przynajmniej tak mi się wydawało. Widocznie nie do końca go znam. - powiedziała i głośno westchnęła.
- Oj daj spokój.
- Idę do niego. Muszę z nim porozmawiać. - powiedziała stanowczo.
- No chyba zwariowałaś. Nigdy nie wypuszczę cię stąd. Brakuje tylko jeszcze tego, żebyś złapała teraz jakiegoś wirusa czy coś.
- Ale Lena, ja muszę. - mówiła zła.
- A nie możesz zadzwonić?
- Zostawił tu telefon. - pokazała na blat, który znajdował się obok jej łóżka.
- Dobra. Ja po niego pójdę, a ty tu siedź i się nie ruszaj, jasne?
- No ok. Dziękuję ci.
- Nie ma za co. - przyjaciółka uścisnęła ją i napięcie wyszła.
Dzisiaj trochę takie opo w innym stylu, typowo dialogowe. I jak, podoba wa się taka wersja? Swoje opinie wyrażajcie zarówno w komentarzach, jak i na asku. To dla mnie bardzo ważne!
http://ask.fm/Kukakaa
Po kilku minutach lekarka zjawiła się u swojej "pacjentki".
Hana była odwrócona do niej tyłem. Zwinęła się w kłębek i patrzyła w okno. Nic więcej.
- Co jest? - zapytała od razu przysiadając się do niej Starska. Widać było, że coś jest nie w porządku.
- Po prostu nie chcę siedzieć tu sama...
- Mhm, Hana, znam cię nie od wczoraj. Mów co się stało. - Lena dalej próbowała jakoś do niej dotrzeć.
- Chyba tak trochę pokłóciłam się z Piotrem.
- Wy się pokłóciliście? Nasze szpitalne gołąbki? No nie wierzę normalnie. - starała się ją pocieszyć za wszelką cenę. Nie chciała, aby była przygnębiona.
- Nie żartuj sobie. To poważne. Martwię się. - kobieta nie była w nastroju dla tego typu żartów, co chyba w jej sytuacji było rzeczą zrozumiałą.
- Daj spokój. Piotr długo nie pozwoli być ci tu samej. Przyjdzie za chwilę. Pewnie musiał tylko trochę ochłonąć i tyle. Nie przejmuj się tym tak.
- Może masz rację. - powiedziała Hana, wstając z łóżka.
- No tak, oczywiście, że mam, jak zawsze... ale co ty robisz? - spytała, patrząc na spacerującą po pokoju Goldberg.
- Mam dosyć łóżka. Nie mogę tak leżeć cały czas. Muszę nogi rozprostować.
- Hana, ale...
- Daj spokój. Zmieńmy temat. Co tam u ciebie i Witka? Układa się? - spytała, umiejscawiając się przy oknie na parapecie.
- No wiesz, mogło być lepiej. - powiedziała lekko zawstydzona. Nie chciała zwierzać się przyjaciółce ze swoich problemów, bo wiedziała, że Hana jest w dużo gorszej sytuacji od niej. Wiedziała jakby to wyglądało.
- Cholera! - krzyknęła nagle zdenerwowana i ożywiona Hana.
- Co się stało?! - szybko podbiegła do niej Lena. Myślała, że poczuła się słabo, powód jednak był nieco inny.
- Zobacz tam. - pokazała palcem kobieta, a Starska podążyła za nią wzrokiem.
- Czy to jest...
- Tak, Piotr. - dokończyła za nią zdenerwowana dziewczyna owego mężczyzny.
- Czy on...
- No właśnie nie pali. Przynajmniej tak mi się wydawało. Widocznie nie do końca go znam. - powiedziała i głośno westchnęła.
- Oj daj spokój.
- Idę do niego. Muszę z nim porozmawiać. - powiedziała stanowczo.
- No chyba zwariowałaś. Nigdy nie wypuszczę cię stąd. Brakuje tylko jeszcze tego, żebyś złapała teraz jakiegoś wirusa czy coś.
- Ale Lena, ja muszę. - mówiła zła.
- A nie możesz zadzwonić?
- Zostawił tu telefon. - pokazała na blat, który znajdował się obok jej łóżka.
- Dobra. Ja po niego pójdę, a ty tu siedź i się nie ruszaj, jasne?
- No ok. Dziękuję ci.
- Nie ma za co. - przyjaciółka uścisnęła ją i napięcie wyszła.
Dzisiaj trochę takie opo w innym stylu, typowo dialogowe. I jak, podoba wa się taka wersja? Swoje opinie wyrażajcie zarówno w komentarzach, jak i na asku. To dla mnie bardzo ważne!
http://ask.fm/Kukakaa
sobota, 5 października 2013
Opowiadanie 1. Część 87.
I teraz ten trudn moment, w którym nic nie mogę poradzić...
Czekanie.
I tak byli wdzięczni. Wszystkim, naprawdę. Traktowano ich zupełnie inaczej niż resztę, z przywilejami. Piotr był z tego powodu bardzo zadowolony, ponieważ chciał, aby z Haną wszystko jak najszybciej się unormowało, natomiast ona była bardzo wdzięczna, ale jednak dziwnie się czuła, że wszyscy tak koło niej skakali w szpitalu. W ogóle nie mogła odnaleźć się w roli pacjentki... może o to bardziej chodziło.
- Piotr, i co my mamy teraz robić? - zapytała, ponieważ w głowie już od dłuższego czasu kłębiła się jej ta myśl.
- Czekać. - odpowiedział mało przekonująco. Wynikało to jednak ze zmęczenia.
- Nawet nie wiesz ile ja razy już to słyszałam... - mówiła pesymistycznie.
- No właśnie, ja też.
Nie rozmawiali dużo.
Każdy z nich bał się podrażnić tą drugą osobę, tym bardziej, że teraz każda, nawet ta najmniejsza błahostka wprawiała ich w dyskomfort.
Cieszyli się po prostu swoją obecnością. To, im obu znacznie pomagało. Wiedza, że ta druga, najbardziej potrzebna teraz osoba siedzi obok i w każdej chwili można otrzymać od niej wsparcie.
- Jak się czujesz? - zapytał, chcąc przerwać już zbyt długą ciszę w pomieszczeniu.
- Lepiej niż było. Dali mi coś od razu przy pobraniu krwi. Trochę pomogło. - powiedziała, nie znacznie bardziej uspokojona.
- To dobrze. - uśmiechnął się zachęcająco w jej stronę. - Tylko błagam cię... nie denerwuj się.
- Piotr. Dobrze wiesz, że jak to powtarzasz to właśnie mnie denerwujesz! - krzyknęła już trochę zła.
- Ale to jest dla twojego dobra. - odpowiedział, próbując ją uspokoić.
- Nie za bardzo mi pomaga. - była już całkowicie przygnębiona.
- Mogłem się w ogóle nie odzywać... - powiedział bez chwili zastanowienia, przecież mógł się domyślić, że jego ukochana wkurzy się, jak o byle co w tej chwili.
- Teraz już trochę za późno. - była wredna, ale nie dlatego, że ją zdenerwował. Kochała go, ale musiała się na kimś wyżyć, a on był jedyną osobą, która była teraz przy niej, więc ze smutkiem można przyznać, że wypadło na niego.
- Wyjdę się na chwilę przewietrzyć. Zaraz wracam. - powiedział i wstał z krzesła.
- Piotr, ja prze... - zaczęła, ale nie dokończyła, ponieważ on już zniknął za drzwiami sali.
Hana z rezygnacją mocno westchnęła i nie wiedziała co ma ze sobą teraz począć. Postanowiła zadzwonić do Leny i trochę z nią pogadać, ponieważ kobieta na pewno by ją zrozumiała, tym bardziej, że sama kilka lat wcześniej walczyła o Felka i o swoje życie, kiedy mogła go stracić. Na pewno może jej coś doradzić...
Tymczasem Piotr wyszedł przed szpital. Chciał zaczerpnąć chociaż trochę świeżego powietrza i na chwilę się rozluźnić.
Nie palił już od kilku lat. Rzucił w diabły to świństwo, jednak zawsze nosił końcówkę opakowania w kieszeni. Zrobił to właśnie teraz. Musiał jakoś odreagować i odetchnąć, trzeźwo chociaż przez chwilę pomyśleć.
Zapalił.
Zastanawiał się tylko co teraz ma zrobić, żeby Hana która nienawidzi dymu i ma na to strasznie wyczulony wzrok nie wiedziała, że on zapalił.
PYTAJCIE MNIE NA ASKU. SWOJE WSZELKIE WĄTPLIWOŚCI. NA WSZYSTKO ODPOWIEM I W RAZIE PROBLEMU MOGĘ WAM POMÓC.http://ask.fm/Kukakaa
Czekanie.
I tak byli wdzięczni. Wszystkim, naprawdę. Traktowano ich zupełnie inaczej niż resztę, z przywilejami. Piotr był z tego powodu bardzo zadowolony, ponieważ chciał, aby z Haną wszystko jak najszybciej się unormowało, natomiast ona była bardzo wdzięczna, ale jednak dziwnie się czuła, że wszyscy tak koło niej skakali w szpitalu. W ogóle nie mogła odnaleźć się w roli pacjentki... może o to bardziej chodziło.
- Piotr, i co my mamy teraz robić? - zapytała, ponieważ w głowie już od dłuższego czasu kłębiła się jej ta myśl.
- Czekać. - odpowiedział mało przekonująco. Wynikało to jednak ze zmęczenia.
- Nawet nie wiesz ile ja razy już to słyszałam... - mówiła pesymistycznie.
- No właśnie, ja też.
Nie rozmawiali dużo.
Każdy z nich bał się podrażnić tą drugą osobę, tym bardziej, że teraz każda, nawet ta najmniejsza błahostka wprawiała ich w dyskomfort.
Cieszyli się po prostu swoją obecnością. To, im obu znacznie pomagało. Wiedza, że ta druga, najbardziej potrzebna teraz osoba siedzi obok i w każdej chwili można otrzymać od niej wsparcie.
- Jak się czujesz? - zapytał, chcąc przerwać już zbyt długą ciszę w pomieszczeniu.
- Lepiej niż było. Dali mi coś od razu przy pobraniu krwi. Trochę pomogło. - powiedziała, nie znacznie bardziej uspokojona.
- To dobrze. - uśmiechnął się zachęcająco w jej stronę. - Tylko błagam cię... nie denerwuj się.
- Piotr. Dobrze wiesz, że jak to powtarzasz to właśnie mnie denerwujesz! - krzyknęła już trochę zła.
- Ale to jest dla twojego dobra. - odpowiedział, próbując ją uspokoić.
- Nie za bardzo mi pomaga. - była już całkowicie przygnębiona.
- Mogłem się w ogóle nie odzywać... - powiedział bez chwili zastanowienia, przecież mógł się domyślić, że jego ukochana wkurzy się, jak o byle co w tej chwili.
- Teraz już trochę za późno. - była wredna, ale nie dlatego, że ją zdenerwował. Kochała go, ale musiała się na kimś wyżyć, a on był jedyną osobą, która była teraz przy niej, więc ze smutkiem można przyznać, że wypadło na niego.
- Wyjdę się na chwilę przewietrzyć. Zaraz wracam. - powiedział i wstał z krzesła.
- Piotr, ja prze... - zaczęła, ale nie dokończyła, ponieważ on już zniknął za drzwiami sali.
Hana z rezygnacją mocno westchnęła i nie wiedziała co ma ze sobą teraz począć. Postanowiła zadzwonić do Leny i trochę z nią pogadać, ponieważ kobieta na pewno by ją zrozumiała, tym bardziej, że sama kilka lat wcześniej walczyła o Felka i o swoje życie, kiedy mogła go stracić. Na pewno może jej coś doradzić...
Tymczasem Piotr wyszedł przed szpital. Chciał zaczerpnąć chociaż trochę świeżego powietrza i na chwilę się rozluźnić.
Nie palił już od kilku lat. Rzucił w diabły to świństwo, jednak zawsze nosił końcówkę opakowania w kieszeni. Zrobił to właśnie teraz. Musiał jakoś odreagować i odetchnąć, trzeźwo chociaż przez chwilę pomyśleć.
Zapalił.
Zastanawiał się tylko co teraz ma zrobić, żeby Hana która nienawidzi dymu i ma na to strasznie wyczulony wzrok nie wiedziała, że on zapalił.
PYTAJCIE MNIE NA ASKU. SWOJE WSZELKIE WĄTPLIWOŚCI. NA WSZYSTKO ODPOWIEM I W RAZIE PROBLEMU MOGĘ WAM POMÓC.http://ask.fm/Kukakaa
niedziela, 29 września 2013
Ogłoszenie!
Oglądalność spada. Będzie się więcej działo, to będą nowe posty. Na razie przykro mi, ale nie jest za dobrze, więc nic się nie pojawi. Starajcie się bardziej. ; c
sobota, 28 września 2013
Opowiadanie 1. Część 86.
Piotr był zdziwiony. Szczerze mówiąc nie rozumiał po co ten cały cyrk ze strony jego rozmówczyni. Dobrze wiedział, że Magda i tak nie przepada za Haną, mimo tego wszystkiego co ona dla niej zrobiła. Wiedział, więc że nie obchodzi ją za bardzo co się z nią stanie.
Chyba.
- Obchodzi cię to w ogóle? - mężczyzna był pewien swoich racji.
- Oczywiście. Nawet nie wiesz jak jej jestem wdzięczna za to, jak pomogła Tosi. - powiedziała i czekała, aż Gawryło jej coś odpowie. Nastąpiła jednak tylko cisza. On nie miał zamiaru nic mówić. Nie wiedział nawet co. Magda nie czekając dłużej sama dalej postanowiła kontynuować. - Mam nadzieję, że wszystko się ułoży. - dopowiedziała i uśmiechnęła się pogodnie w jego stronę. Dotknęła dłonią jego ramienia i przytrzymała ją tam chyba trochę za długo. Zarumieniona szybko się odwróciła w przeciwną stronę i odeszła.
Mężczyzna nie wiedział co o tym myśleć. Nie miał do tego nawet teraz głowy. Bo w sumie co go obchodziła Magda? Teraz dla niego liczyła się tylko ona. Hana. Kobieta, która jest tą jedyną, tą którą musi mieć zawsze przy sobie, bo to ona go uszczęśliwia.
Piotr nie wiedział co ma dalej robić. Rozmawiał już z Tretterem, Latoszkiem i nawet Soszyńską, choć ta ostatnia rozmowa nie była do końca konieczna. Postanowił więc pójść do sali Goldberg i zaczekać tam na nią. Badanie krwi przecież zajmuje tylko chwilę, liczył więc, że lada moment Hana będzie z powrotem.
Wszedł na salę i usiadł na tym krześle. Znowu na tym samym miejscu, gdzie siedział kilka godzin wcześniej i bał się, że ona już nigdy się nie obudzi. Że na zawsze ją straci. I pomyśleć jak kilka głupich godzin może zmienić całe życie człowieka... ten stres, te emocje.
- Długo czekasz? - zapytała tak od razu Hana, wjeżdżając do pomieszczenia na wózku, prowadzonym o dziwo przez samego Latoszka.
- Nie, tylko chwilę. - powiedział i pomógł jej się wgramolić na łóżko. - I co teraz? - zapytał, kiedy już usiadła swobodnie.
- Czekamy na wyniki krwi.
- Ale przecież to dwa - trzy dni, a mówiłeś, że doba...
- Tak, wiem. - przerwał mu szybko lekarz. - Hana jest naszą wyjątkową pacjentką, dlatego zrobimy to od razu. - uśmiechnął się do niej.
- To znaczy? - dociekał zaciekle Piotr.
- Że badania powinny być za najdłużej trzy godziny. Postaramy się zrobić to jak najszybciej. Sam osobiście tego dopilnuję. - dokończył jego wypowiedź.
Witek naprawdę musiał się martwić. W końcu to niecodzienny widok, żeby taki lekarz jak on, z takim stażem, nadzorował poprawne i szybki wykonania zwykłego badania krwi.
- Dobra, to ja was zostawiam. Idę sprawdzać te badania. - powiedział i udał się w stronę wyjścia. Naprawdę zależało mu na czasie.
- Witek! - zatrzymała go tym razem Hana.
- Hm?
- Dziękuję. - powiedziała po prostu. Wiedziała jak bardzo się stara. Widać to było na pierwszy rzut oka, zresztą trudno było tego nie dostrzec.
- Za co? - zapytał tak po prostu. On uważał, że jedynie wykonuje swoją pracę, jak i obowiązek niesienia pomocy innym... no może z małą domieszką dla przyjaciół.
- Ty wiesz. - powiedziała krótko, ale słychać było, że bardzo przeżywa to wszystko. On uśmiechnął się i spojrzał na każde z nich z osobna. Widział jakie wielkie uczucie ich łączy, jak im nawzajem na sobie zależy i zrozumiał, że nic i nikt nie może im tego spieprzyć, że oni są dla sienie stworzeni i dadzą radzę. Musi im w tym pomóc najlepiej jak tylko umie.
Po paru sekundach obrócił się i pewnym krokiem opuścił pomieszczenie.
Para została sama. Miała zatem czas do namysłu i powiedzenia sobie pewnych rzeczy w cztery oczy.
- Piotr...
- Coś się stało? - od razu przysunął się do niej bliżej.
- Boję się. - powiedziała mu cicho, prawie ledwo słyszalnie.
- Ja też.
- Naprawdę? - zapytała, bo jeszcze nigdy nie słyszała, żeby jej mężczyzna się czegoś bał.
- Tak. Boję się, że stracimy go. - mówił, jakby był pewny, że to chłopiec, ale Hana nie zwróciła nawet na to uwagi.
- Ja też.
- Na szczęście mamy siebie. - powiedział i pocałował ją w czoło, a ona wtuliła się w niego.
Chyba.
- Obchodzi cię to w ogóle? - mężczyzna był pewien swoich racji.
- Oczywiście. Nawet nie wiesz jak jej jestem wdzięczna za to, jak pomogła Tosi. - powiedziała i czekała, aż Gawryło jej coś odpowie. Nastąpiła jednak tylko cisza. On nie miał zamiaru nic mówić. Nie wiedział nawet co. Magda nie czekając dłużej sama dalej postanowiła kontynuować. - Mam nadzieję, że wszystko się ułoży. - dopowiedziała i uśmiechnęła się pogodnie w jego stronę. Dotknęła dłonią jego ramienia i przytrzymała ją tam chyba trochę za długo. Zarumieniona szybko się odwróciła w przeciwną stronę i odeszła.
Mężczyzna nie wiedział co o tym myśleć. Nie miał do tego nawet teraz głowy. Bo w sumie co go obchodziła Magda? Teraz dla niego liczyła się tylko ona. Hana. Kobieta, która jest tą jedyną, tą którą musi mieć zawsze przy sobie, bo to ona go uszczęśliwia.
Piotr nie wiedział co ma dalej robić. Rozmawiał już z Tretterem, Latoszkiem i nawet Soszyńską, choć ta ostatnia rozmowa nie była do końca konieczna. Postanowił więc pójść do sali Goldberg i zaczekać tam na nią. Badanie krwi przecież zajmuje tylko chwilę, liczył więc, że lada moment Hana będzie z powrotem.
Wszedł na salę i usiadł na tym krześle. Znowu na tym samym miejscu, gdzie siedział kilka godzin wcześniej i bał się, że ona już nigdy się nie obudzi. Że na zawsze ją straci. I pomyśleć jak kilka głupich godzin może zmienić całe życie człowieka... ten stres, te emocje.
- Długo czekasz? - zapytała tak od razu Hana, wjeżdżając do pomieszczenia na wózku, prowadzonym o dziwo przez samego Latoszka.
- Nie, tylko chwilę. - powiedział i pomógł jej się wgramolić na łóżko. - I co teraz? - zapytał, kiedy już usiadła swobodnie.
- Czekamy na wyniki krwi.
- Ale przecież to dwa - trzy dni, a mówiłeś, że doba...
- Tak, wiem. - przerwał mu szybko lekarz. - Hana jest naszą wyjątkową pacjentką, dlatego zrobimy to od razu. - uśmiechnął się do niej.
- To znaczy? - dociekał zaciekle Piotr.
- Że badania powinny być za najdłużej trzy godziny. Postaramy się zrobić to jak najszybciej. Sam osobiście tego dopilnuję. - dokończył jego wypowiedź.
Witek naprawdę musiał się martwić. W końcu to niecodzienny widok, żeby taki lekarz jak on, z takim stażem, nadzorował poprawne i szybki wykonania zwykłego badania krwi.
- Dobra, to ja was zostawiam. Idę sprawdzać te badania. - powiedział i udał się w stronę wyjścia. Naprawdę zależało mu na czasie.
- Witek! - zatrzymała go tym razem Hana.
- Hm?
- Dziękuję. - powiedziała po prostu. Wiedziała jak bardzo się stara. Widać to było na pierwszy rzut oka, zresztą trudno było tego nie dostrzec.
- Za co? - zapytał tak po prostu. On uważał, że jedynie wykonuje swoją pracę, jak i obowiązek niesienia pomocy innym... no może z małą domieszką dla przyjaciół.
- Ty wiesz. - powiedziała krótko, ale słychać było, że bardzo przeżywa to wszystko. On uśmiechnął się i spojrzał na każde z nich z osobna. Widział jakie wielkie uczucie ich łączy, jak im nawzajem na sobie zależy i zrozumiał, że nic i nikt nie może im tego spieprzyć, że oni są dla sienie stworzeni i dadzą radzę. Musi im w tym pomóc najlepiej jak tylko umie.
Po paru sekundach obrócił się i pewnym krokiem opuścił pomieszczenie.
Para została sama. Miała zatem czas do namysłu i powiedzenia sobie pewnych rzeczy w cztery oczy.
- Piotr...
- Coś się stało? - od razu przysunął się do niej bliżej.
- Boję się. - powiedziała mu cicho, prawie ledwo słyszalnie.
- Ja też.
- Naprawdę? - zapytała, bo jeszcze nigdy nie słyszała, żeby jej mężczyzna się czegoś bał.
- Tak. Boję się, że stracimy go. - mówił, jakby był pewny, że to chłopiec, ale Hana nie zwróciła nawet na to uwagi.
- Ja też.
- Na szczęście mamy siebie. - powiedział i pocałował ją w czoło, a ona wtuliła się w niego.
niedziela, 22 września 2013
Opowiadanie 1. Część 85.
W tym samym czasie, w pomieszczeniu obok Hana usłyszała kilka chwil wcześniej to samo. Nie wiedziała co ma zrobić. Nic nie może poradzić, właśnie to było najgorsze.
Bezsilność.
Piotr chciał znów wejść na salę do ukochanej, usiąść koło niej i potrzymać ją za rękę, wesprzeć, bo przecież to teraz było najważniejsze. Nie zdążył jednak nic zrobić, ponieważ Hana wyjechała z sali na wózku.
- Co jest? - zapytał Piotr od razu klękając obok niej.
- Idę na pobranie krwi. - powiedziała pewnie. Musiała udawać teraz silną. Wiedziała o tym. Musi dać radę i przezwyciężyć wszystko. Nie może się poddać.
- Idę z tobą. - od razu odparł Gawryło.
- Nie. - zareagowała kobieta, a chirurg nie ukrywając zdziwienia nieco się skrzywił.
- Co? Jak to nie? - zapytał nie rozumiejąc.
- To tylko pobieranie krwi. Poradzę sobie sama. Zostań lepiej tu i dowiedz się więcej.
- Jesteś pewna? - sam uważał, że Hana wpadła na bardzo dobry pomysł, ponieważ lepiej, żeby wiedzieli jak najwięcej, o tym co będzie się dalej działo. Z drugiej jednak strony nie chciał zostawiać jej i dziecka teraz samej. Bał się, że jeżeli się tylko na chwilę odwróci to straci oboje z nich.
- Tak. - powiedziała i pielęgniarka, stojąca za nią zaczęła pchać wózek. - Kocham cię. - zdążyła jeszcze powiedzieć mu ciepło z oddali i przesłać pocałunek.
- Ja ciebie też. - odpowiedział jej głośno, żeby usłyszała. - Nawet nie wiesz jak bardzo... - dodał cicho już sam do siebie.
Patrzył w kierunku, którym kilka chwil wcześniej widział Hanę jeszcze długo po jej zniknięciu.
- Wszystko będzie dobrze. - mówił wciąż sam do siebie, starając się pocieszyć. Nie dawało to jednak zbyt wiele...
- Hej. - nagle z oddali usłyszał znajomy głos, który zaczął coraz bardziej do niego docierać.
- Hej. - odpowiedział niezbyt zainteresowany konwersacją w tej chwili.
- Słyszałem wszystko co się stało. Nawet nie wiesz jak ci współczuję, Piotr. Zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby ci pomóc. Ściągnę najlepszych specjalistów z kraju, jeżeli będzie taka potrzeba. - mówił Tretter.
- Dziękuję. - odparł tylko chirurg.
- Gdybym wiedział, że Hana jest w ciąży... gdyby ktoś mi to powiedział... nie pozwoliłbym jej pracować. Przysięgam ci. Nie po tym co wcześniej przeszła. - mówił skruszony dyrektor. Za żadne skarby świata nie chciał teraz użyć słowa straciła. Bał się je nawet wymówić w tych okolicznościach.
- Mało osób wiedziało. Nie chcieliśmy wszystkim mówić dopóki sami by tego nie dostrzegli.
- W takim razie ja idę dzwonić do specjalistów, a ty nie zamartwiaj się. Będzie dobrze. - nie wiadomo, którą ostatnio osobą był Stefan, mówiący, że "wszystko będzie dobrze". Każdy mówił tak teraz Piotrowi. A on sam nie wiedział czy mu to pomaga, czy jeszcze bardziej dobija.
- Dziękuję, nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy. - Gawryło był bardzo wdzięczny swojemu szefowi za okazanie takiej łaski.
- Wyobrażam sobie. - odpowiedział Tretter i znikł w jednym z bocznych korytarzy.
- Hej słyszałam co się stało. - dyrektor nie zdążył dobrze odejść, a już podszedł do niego ktoś inny. Sam nie wiedział czy ma ochotę na taką kolejną pocieszającą rozmowę. Ale niby co miał zrobić? Uciec?
- Hej. - odpowiedział i odwrócił się leniwie.
- Jak się czujesz? - zapytała.
- A jak myślisz, Magda? - odpowiedział pytaniem na pytanie Soszyńskiej.
Kolejnego opo spodziewajcie się najszybciej w kolejny weekend. Przykro mi, ale szkoła. ; *
Wszelkie pytanie kierujcie na mojego aska: http://ask.fm/Kukakaa
Bezsilność.
Piotr chciał znów wejść na salę do ukochanej, usiąść koło niej i potrzymać ją za rękę, wesprzeć, bo przecież to teraz było najważniejsze. Nie zdążył jednak nic zrobić, ponieważ Hana wyjechała z sali na wózku.
- Co jest? - zapytał Piotr od razu klękając obok niej.
- Idę na pobranie krwi. - powiedziała pewnie. Musiała udawać teraz silną. Wiedziała o tym. Musi dać radę i przezwyciężyć wszystko. Nie może się poddać.
- Idę z tobą. - od razu odparł Gawryło.
- Nie. - zareagowała kobieta, a chirurg nie ukrywając zdziwienia nieco się skrzywił.
- Co? Jak to nie? - zapytał nie rozumiejąc.
- To tylko pobieranie krwi. Poradzę sobie sama. Zostań lepiej tu i dowiedz się więcej.
- Jesteś pewna? - sam uważał, że Hana wpadła na bardzo dobry pomysł, ponieważ lepiej, żeby wiedzieli jak najwięcej, o tym co będzie się dalej działo. Z drugiej jednak strony nie chciał zostawiać jej i dziecka teraz samej. Bał się, że jeżeli się tylko na chwilę odwróci to straci oboje z nich.
- Tak. - powiedziała i pielęgniarka, stojąca za nią zaczęła pchać wózek. - Kocham cię. - zdążyła jeszcze powiedzieć mu ciepło z oddali i przesłać pocałunek.
- Ja ciebie też. - odpowiedział jej głośno, żeby usłyszała. - Nawet nie wiesz jak bardzo... - dodał cicho już sam do siebie.
Patrzył w kierunku, którym kilka chwil wcześniej widział Hanę jeszcze długo po jej zniknięciu.
- Wszystko będzie dobrze. - mówił wciąż sam do siebie, starając się pocieszyć. Nie dawało to jednak zbyt wiele...
- Hej. - nagle z oddali usłyszał znajomy głos, który zaczął coraz bardziej do niego docierać.
- Hej. - odpowiedział niezbyt zainteresowany konwersacją w tej chwili.
- Słyszałem wszystko co się stało. Nawet nie wiesz jak ci współczuję, Piotr. Zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby ci pomóc. Ściągnę najlepszych specjalistów z kraju, jeżeli będzie taka potrzeba. - mówił Tretter.
- Dziękuję. - odparł tylko chirurg.
- Gdybym wiedział, że Hana jest w ciąży... gdyby ktoś mi to powiedział... nie pozwoliłbym jej pracować. Przysięgam ci. Nie po tym co wcześniej przeszła. - mówił skruszony dyrektor. Za żadne skarby świata nie chciał teraz użyć słowa straciła. Bał się je nawet wymówić w tych okolicznościach.
- Mało osób wiedziało. Nie chcieliśmy wszystkim mówić dopóki sami by tego nie dostrzegli.
- W takim razie ja idę dzwonić do specjalistów, a ty nie zamartwiaj się. Będzie dobrze. - nie wiadomo, którą ostatnio osobą był Stefan, mówiący, że "wszystko będzie dobrze". Każdy mówił tak teraz Piotrowi. A on sam nie wiedział czy mu to pomaga, czy jeszcze bardziej dobija.
- Dziękuję, nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy. - Gawryło był bardzo wdzięczny swojemu szefowi za okazanie takiej łaski.
- Wyobrażam sobie. - odpowiedział Tretter i znikł w jednym z bocznych korytarzy.
- Hej słyszałam co się stało. - dyrektor nie zdążył dobrze odejść, a już podszedł do niego ktoś inny. Sam nie wiedział czy ma ochotę na taką kolejną pocieszającą rozmowę. Ale niby co miał zrobić? Uciec?
- Hej. - odpowiedział i odwrócił się leniwie.
- Jak się czujesz? - zapytała.
- A jak myślisz, Magda? - odpowiedział pytaniem na pytanie Soszyńskiej.
Kolejnego opo spodziewajcie się najszybciej w kolejny weekend. Przykro mi, ale szkoła. ; *
Wszelkie pytanie kierujcie na mojego aska: http://ask.fm/Kukakaa
sobota, 21 września 2013
Opowiadanie 1. Część 84.
Wójcik poprosił, aby kobieta wygodnie usadowiła się na kozetce, aby mógł wykonać wcześniej omawiane badanie. Hana zrobiła to o co ją prosił, jednak w tym też musiał pomóc jej ukochany. Widać było, że nie jest jeszcze dostatecznie silna.
Ginekolog zaczął przygotowywać kobietę do badania, a Piotr usiadł obok niej i mocno ścisnął jedną z jej dłoni w objęcie. Martwił się o nią. Ona sama również była przerażona. Chyba tak, jak jeszcze nigdy wcześniej. Świadomość, że jej ukochany jest obok podtrzymywała ją jednak w pewien sposób na duchu. On był taki opiekuńczy. Nie wiedziała, jakby sobie bez niego poradziła.
- No to co? Zróbmy to. - powiedział lekarz i zaczął wgapiać się w ekran monitora.
- Mhm. - Hana chociaż była teraz w roli pacjentki i tak nie przestawała być w pewien sposób lekarzem. Również patrzała się na monitor i doszukiwała tam jakichkolwiek nieprawidłowości. Jednak już po kilku minutach zauważył to Wójcik i kazał jej przestać, tłumacząc się tym, że go rozprasza i nie może się skupić. Powód jednak tak naprawdę był zupełnie inny. Wójcik wiedział, że nie jest dobrze i nie chciał, żeby Hana widziała w jakim stopniu. Mogłaby się załamać, a jeszcze tylko to byłoby teraz potrzebne...
Badanie było bardzo krótkie. Nie potrzeba było więcej czasu dla ginekologa z doświadczeniem, aby stwierdzić, że nie jest za dobrze.
- Czekajcie tu, a ja lecę po Witka! - krzyknął Wójcik i w mgnieniu oka wybiegł z sali.
- Co?! Ale co z dzieckiem?! Czekaj! - próbowała zatrzymać go przez chwilę kobieta, ale on nic nie odpowiedział. Już dawno go nie było.
Załamała się.
Ogólnie nigdy nie była taka miękka, ale tu chodziło o jej dziecko. O jej własne dziecko. To była sprawa życia i śmierci, a ona była strasznie przerażona. Wynikało to z faktu, że nie wiedziała co dalej. Co jeżeli coś pójdzie nie w porządku? Będzie się o to obwiniać do końca swojego życia.
- Kochanie. Spokojnie. - powiedział cicho Gawryło, całując ją w czoło. Był równie przerażony, co jego dziewczyna, ale wiedział, że nie może popaść w paranoje. Chociaż jedno z nich musiało zachować spokój. Było to konieczne.
- Piotr, o co ty mnie prosisz?! Jak ja mam być spokojna? Teraz?! - pochlipywała cicho sama do siebie.
W tym momencie na sale wbiegło dwóch zestresowanych lekarzy - Wójcik i Latoszek.
- Co jest? - Piotr od razu wstał i próbował dowiedzieć się o co chodzi.
- Idę porozmawiać z Piotrem na zewnątrz, a ty powiedz wszystko Hanie. - powiedział Witek i zaczął iść w kierunku drzwi, pokazując równocześnie swojemu przyjacielowi, aby uczynił to samo za nim.
Po kilku chwilach oboje stali już przed salą i wgapiali się przez szpitalną szybę w Hanę, która z uwagą słuchała Wójcika.
- Co jest? Tylko nie owijaj bezsensownie. Powiedz mi prawdę. - ciszę przerwał Gawryło.
- Prawda jest taka, że nie jest za dobrze. Szczerze mówiąc jest źle... bardzo źle. - powiedział.
- Jak bardzo źle? - Piotr bał się spytać, ale wiedział, że musi zadać to pytanie.
- Pobierzemy już tyko krew, bo jest niezbędna. Potem damy jej leki na podtrzymanie ciąży i zrobimy wszystko, co w naszej mocy, żeby dziecko przeżyło tę dobę. - Piotr się załamał. Ukrył twarz między dłońmi. - Jak sytuacja się polepszy to bierzemy ją na stół.
- Co?! - tego chirurg się nie spodziewał.
- Operacja jest konieczna. Mówię ci, że czkamy tylko, aż stan dziecka się trochę poprawi. Potem trzeba będzie operować. Dziecko ma wadę. - słychać było skruchę w jego głosie.
- Mój Boże. - Piotr nie dawał sobie rady z takim natłokiem informacji.
- Stary, jest ciężko, ale damy radę. - wsparł go przyjaciel.
- Oby... - powiedział bez przekonania Piotr. Chciał w to wierzyć, ale wiedział jak wyglądają realia. W skrócie - nie są zbyt optymistyczne. Dziecko nie ma za dużych szans na przeżycie.
Powiem wam tyle - nie zapowiada się najlepiej. Niestety....
Komentujcie i promujcie bloga. Będę wdzięczna kochani. < 3
Wszelkie pytania i niepewności dotyczące tej historii i nie tylko zadawajcie na moim asku. Odpowiem szczerze i jak najlepiej na wszystko. http://ask.fm/Kukakaa
Ginekolog zaczął przygotowywać kobietę do badania, a Piotr usiadł obok niej i mocno ścisnął jedną z jej dłoni w objęcie. Martwił się o nią. Ona sama również była przerażona. Chyba tak, jak jeszcze nigdy wcześniej. Świadomość, że jej ukochany jest obok podtrzymywała ją jednak w pewien sposób na duchu. On był taki opiekuńczy. Nie wiedziała, jakby sobie bez niego poradziła.
- No to co? Zróbmy to. - powiedział lekarz i zaczął wgapiać się w ekran monitora.
- Mhm. - Hana chociaż była teraz w roli pacjentki i tak nie przestawała być w pewien sposób lekarzem. Również patrzała się na monitor i doszukiwała tam jakichkolwiek nieprawidłowości. Jednak już po kilku minutach zauważył to Wójcik i kazał jej przestać, tłumacząc się tym, że go rozprasza i nie może się skupić. Powód jednak tak naprawdę był zupełnie inny. Wójcik wiedział, że nie jest dobrze i nie chciał, żeby Hana widziała w jakim stopniu. Mogłaby się załamać, a jeszcze tylko to byłoby teraz potrzebne...
Badanie było bardzo krótkie. Nie potrzeba było więcej czasu dla ginekologa z doświadczeniem, aby stwierdzić, że nie jest za dobrze.
- Czekajcie tu, a ja lecę po Witka! - krzyknął Wójcik i w mgnieniu oka wybiegł z sali.
- Co?! Ale co z dzieckiem?! Czekaj! - próbowała zatrzymać go przez chwilę kobieta, ale on nic nie odpowiedział. Już dawno go nie było.
Załamała się.
Ogólnie nigdy nie była taka miękka, ale tu chodziło o jej dziecko. O jej własne dziecko. To była sprawa życia i śmierci, a ona była strasznie przerażona. Wynikało to z faktu, że nie wiedziała co dalej. Co jeżeli coś pójdzie nie w porządku? Będzie się o to obwiniać do końca swojego życia.
- Kochanie. Spokojnie. - powiedział cicho Gawryło, całując ją w czoło. Był równie przerażony, co jego dziewczyna, ale wiedział, że nie może popaść w paranoje. Chociaż jedno z nich musiało zachować spokój. Było to konieczne.
- Piotr, o co ty mnie prosisz?! Jak ja mam być spokojna? Teraz?! - pochlipywała cicho sama do siebie.
W tym momencie na sale wbiegło dwóch zestresowanych lekarzy - Wójcik i Latoszek.
- Co jest? - Piotr od razu wstał i próbował dowiedzieć się o co chodzi.
- Idę porozmawiać z Piotrem na zewnątrz, a ty powiedz wszystko Hanie. - powiedział Witek i zaczął iść w kierunku drzwi, pokazując równocześnie swojemu przyjacielowi, aby uczynił to samo za nim.
Po kilku chwilach oboje stali już przed salą i wgapiali się przez szpitalną szybę w Hanę, która z uwagą słuchała Wójcika.
- Co jest? Tylko nie owijaj bezsensownie. Powiedz mi prawdę. - ciszę przerwał Gawryło.
- Prawda jest taka, że nie jest za dobrze. Szczerze mówiąc jest źle... bardzo źle. - powiedział.
- Jak bardzo źle? - Piotr bał się spytać, ale wiedział, że musi zadać to pytanie.
- Pobierzemy już tyko krew, bo jest niezbędna. Potem damy jej leki na podtrzymanie ciąży i zrobimy wszystko, co w naszej mocy, żeby dziecko przeżyło tę dobę. - Piotr się załamał. Ukrył twarz między dłońmi. - Jak sytuacja się polepszy to bierzemy ją na stół.
- Co?! - tego chirurg się nie spodziewał.
- Operacja jest konieczna. Mówię ci, że czkamy tylko, aż stan dziecka się trochę poprawi. Potem trzeba będzie operować. Dziecko ma wadę. - słychać było skruchę w jego głosie.
- Mój Boże. - Piotr nie dawał sobie rady z takim natłokiem informacji.
- Stary, jest ciężko, ale damy radę. - wsparł go przyjaciel.
- Oby... - powiedział bez przekonania Piotr. Chciał w to wierzyć, ale wiedział jak wyglądają realia. W skrócie - nie są zbyt optymistyczne. Dziecko nie ma za dużych szans na przeżycie.
Powiem wam tyle - nie zapowiada się najlepiej. Niestety....
Komentujcie i promujcie bloga. Będę wdzięczna kochani. < 3
Wszelkie pytania i niepewności dotyczące tej historii i nie tylko zadawajcie na moim asku. Odpowiem szczerze i jak najlepiej na wszystko. http://ask.fm/Kukakaa
niedziela, 15 września 2013
Opowiadanie 1. Część 83.
Pierwsze co musieli wykonać przyszłej mamie to USG. I to bardzo pilne.
- Pani Aniu. - skierował słowa ginekolog do pielęgniarki. Ona po chwili pojawiła się już w pomieszczeniu z wózkiem dla pacjentki.
- Nie jestem inwalidką. Poradzę sobie sama. - powiedziała, a Piotr od razu spojrzał na nią surowo. Wiedziała, że przed chwilą sama obiecywała mu zupełnie co innego, ale chciała chociaż spróbować trochę samodzielności.
Podparła się obiema dłońmi o krawędzie łóżka i delikatnie się podniosła. Nie trwało to jednak długo, ponieważ zawroty głowy szybko dały jej o sobie znać i z powrotem lekko opadła na łóżko.
- Może jednak potrzebujesz pomocy. - powiedział Gawryło, który podsunął jej wózek pod sam nos i podał ukochanej rękę, chcąc jej pomóc usiąść.
Chwilę potem kobieta znalazła się na swoim tymczasowym środku transportu. Nie podobało jej się to za bardzo, ale stwierdziła, że musi się zmienić, że w ogóle nie patrzy na nic obiektywnie i tak już dłużej nie może być. Musi być inaczej.
- Spokojnie Hana. Wszystko jest ok. - powiedział miłym głosem Wójcik i poklepał ją po ramieniu w geście wsparcia.
- Ej, tylko mam nadzieję, że mi jej nie podrywasz. - zauważył od razu Piotr. Oczywiście tak nie myślał. Chciał po prostu rozładować trochę niezbyt przyjemną atmosferę i wprowadzić w nią trochę koloru. Tak chciał, ale naprawdę, w głębi duszy sam był przerażony tym jakie mogą być konsekwencje takiego działania.
- Dobra, ja lecę do moich pacjentów, ale zajrzę potem do ciebie Hana. Trzymaj się. - powiedziała Lena już wychodząc i pokazując kciuka w górę swojej przyjaciółce.
- No pa. - Hana uśmiechnęła się do niej serdecznie. Właśnie dzięki tej sytuacji utwierdziła się w przekonaniu, że zawsze może na nią liczyć i będzie przy niej kiedy jest to potrzebne. Taki przyjaciel to największy skarb.
- No to idziemy. - powiedział Latoszek i wszyscy zaczęli wychodzić. Pielęgniarka podeszła do wózka, na którym znajdowała się Goldberg i chciała zacząć go prowadzić do wskazanej przez swojego szefa sali, jednak ktoś ją w tym wyręczył.
- Dziękuję, ale pozwoli pani, że to ja będę prowadził. - uśmiechnął się do niej szczerze Piotrek i przejął od niej wózek. Pielęgniarka spojrzała na niego miło i oddaliła się do innego pacjenta. Natomiast Hana była dumna z tego, że ma przy swoim boku takiego mężczyznę jakim jest Gawryło. Że zawsze jest przy niej i tak bardzo się o nią troszczy. Zrobiło się jej aż ciepło na sercu.
Podczas drogi do sali z USG już niewiele rozmawiali. Zażartowali jedynie tylko, że i tak mieli dzisiaj umówioną wizytę, więc są na czas, ale tak naprawdę nie było im wcale do śmiechu, tylko po prostu nie chcieli tego pokazywać wszystkim na około.
- Dobra jesteśmy. - ogłosił Wójcik. - Witek, nie jesteś na razie potrzebny, ale jakby co jesteśmy w kontakcie.
- No jasne. Ale jakby coś się działo to dzwoń jak najszybciej. - powiedział Latoszek i się oddalił.
- Jakby co?! - zapytała niepewna Hana.
- Nie martw się. - Wójcik próbował nie zamartwiać na marne swojej koleżanki, ale sam się trochę tym wszystkim przejmował i bał co pokaże wynik USG.
- Zaczynam się coraz bardziej denerwować... - mówiła.
- Kochanie, błagam nie to strasznie wpływa na dziecko. - odpowiedział jej ukochany.
- Wiem, ale nie mogę nic poradzić. Boję się..
- Ja też. - mówił mało pewny.
- Nie zamartwiajcie się na zapas. Zrobimy badanie i wtedy zobaczymy, a teraz wejdźmy. - powiedział i otworzył im drzwi, a po chwili wszyscy zniknęli w pomieszczeniu.
Kolejnej części opo możecie się spodziewać w piątek lub sobotę. Wcześniej raczej na pewno nie dam rady. Nauka i wgl szkoła i jeszcze bierzmowanie i trochę tego jest, więc bądźcie wyrozumiali. Dziękuję wam za czytanie. Proszę reklamujcie bloga i komentujcie. To dla mnie bardzo ważne. < 3
sobota, 14 września 2013
Opowiadanie 1. Część 82.
Siedzieli w bezruchu i kompletniej ciszy, chociaż każdy z nich myślał o tym samym.
Co teraz będzie? - zastanawiali się z osobna.
Minuty mijały jedna za drugą, a sytuacja wciąż pozostawała niezmienna.
Hanie coś chyba nie bardzo śpieszyło się do przerwania tego długiego "snu"...
- Podajemy coś jeszcze? - cisze przerwała pielęgniarka, która właśnie weszła na salę. Nawet ona od razu zauważyła, że atmosfera jest jakaś mętna.
- Nie, nie. Na razie nie. - odpowiedział Latoszek. - Poczekamy. Już i tak dostała sporo leków.
- Witek, a może jednak... - zaczął Piotr. Chciał po prostu, aby jak najszybciej się wybudziła. Chciał, żeby to się w ogóle nie zdarzyło. Tak bardzo chciał cofnąć cały czas i temu zapobiec. Obwiniał się za to co się stało, chociaż nie miał ku temu najmniejszej winy.
- Piotr. Ja jestem jej lekarzem. Już starczy. Nic jej nie podamy. Wybudzenie się może chwile potrwać. - starał się mówić tak, aby nie urazić kolegi po fachu.
- Przecież wiem to. Sam jestem lekarzem. - zbulwersował się. - Chcę, żeby się obudziła.
- Wszyscy tego chcemy. Nie przejmuj się, będzie dobrze... już niedługo. - wtrąciła Lena. Chciała mu okazać swoje wsparcie i dodać trochę nadziej do jego bardzo negatywnego podejścia.
Pielęgniarka wyszła, a oni znów ucichli.
Czas mijał i mijał, wciąż bez zmian tak długo wyczekiwanych. Jednak coś wreszcie zaczęło się dziać. Pierwszy zauważył to Piotr, który w ogóle nie spuszczał wzroku ze swojej ukochanej. Tak, widział to... zaczęła się budzić, otwierać oczy.
- Witek. - poruszył kolegę łokciem. Od razu się obrócił w kierunku swojej pacjentki. Lena też zareagowała.
- Co się stało? - spytała cichutko Goldberg. Widać było na pierwszy rzut oka, że jest osłabiona i potrzebuje wypoczynku i to tym razem nie przelewki.
- To może ja pójdę po Wójcika... - powiedział Latoszek i szybkim krokiem wyszedł z sali.
- A ja dam wam chwilę. - dopowiedziała Starska i poszła dołączyć do swojego partnera.
- Piotr?
- Zasłabłaś. Mówiłem ci, że to za duże obciążenie... mówiłem, że powinnaś iść na urlop i się nie przemęczać. Nie teraz, nie w twoim stanie. - mówił trochę z wyrzutem.
- Przepraszam. - powiedziała, a łzy napłynęły jej do oczu. Wiedziała, że ma racje. Wiedziała, że robi źle i szkodzi wszystkim.
- Nie, to ja przepraszam. Nie powinienem tak na ciebie naskakiwać. - odpowiedział od razu i zrobiło mu się nieco głupio, za to co wcześniej powiedział.
- Co z dzieckiem? - zapytała od razu bardziej oprzytomniona.
- Cały czas czekaliśmy aż się obudzisz, dopiero teraz poszli po Wójcika.
- Boże, Piotr... co ja narobiłam?! - pytała bardziej sama siebie. - Jaka ja byłam głupia! Tak cholernie głupia! Przecież przeze mnie nasze dziecko może być chore! Może...
- Nie kończ, błagam. - od razu przerwał jej. Nie chciał słyszeć tego co miała zamiar powiedzieć. Wiedział, co chodziło jej teraz po głowie. Bał się, że się załamie, gdy to usłyszy.
- Przepraszam. - powiedziała ponownie i zaczęła płakać. On podszedł do niej, chciał ją pocieszyć. Hana od razu wtuliła się w jego męski tors. Było jej tego trzeba.
- Ci, nie płacz. Wszystko będzie dobrze. Musi być. - pocieszał ją tak, jak na korytarzu pocieszała go Lena. Wiedział, że wsparcie jest teraz najważniejsze.
Tymczasem Latoszkowie i Wójcik stali już przed ich salą. Wiedzieli ich i chcieli dać im chociażby chwilkę. Im również serca się krajały na ten widok. Byli tak w sobie zakochani i zawsze tak wspierali się nawzajem.
- Kocham cię. - powiedział jej, ocierając przy okazji łzę kapiącą jej po policzku.
- Ja ciebie też. - odpowiedziała i delikatnie musnęła jego usta.
- Nie chcemy przeszkadzać, ale musimy zrobić badania Hana. - odpowiedział Wójcik, który wszedł do nich razem z Witkiem.
- Oczywiście. Róbcie jak najszybciej. - odpowiedziała pełna strachu w głosie kobieta.
Co teraz będzie? - zastanawiali się z osobna.
Minuty mijały jedna za drugą, a sytuacja wciąż pozostawała niezmienna.
Hanie coś chyba nie bardzo śpieszyło się do przerwania tego długiego "snu"...
- Podajemy coś jeszcze? - cisze przerwała pielęgniarka, która właśnie weszła na salę. Nawet ona od razu zauważyła, że atmosfera jest jakaś mętna.
- Nie, nie. Na razie nie. - odpowiedział Latoszek. - Poczekamy. Już i tak dostała sporo leków.
- Witek, a może jednak... - zaczął Piotr. Chciał po prostu, aby jak najszybciej się wybudziła. Chciał, żeby to się w ogóle nie zdarzyło. Tak bardzo chciał cofnąć cały czas i temu zapobiec. Obwiniał się za to co się stało, chociaż nie miał ku temu najmniejszej winy.
- Piotr. Ja jestem jej lekarzem. Już starczy. Nic jej nie podamy. Wybudzenie się może chwile potrwać. - starał się mówić tak, aby nie urazić kolegi po fachu.
- Przecież wiem to. Sam jestem lekarzem. - zbulwersował się. - Chcę, żeby się obudziła.
- Wszyscy tego chcemy. Nie przejmuj się, będzie dobrze... już niedługo. - wtrąciła Lena. Chciała mu okazać swoje wsparcie i dodać trochę nadziej do jego bardzo negatywnego podejścia.
Pielęgniarka wyszła, a oni znów ucichli.
Czas mijał i mijał, wciąż bez zmian tak długo wyczekiwanych. Jednak coś wreszcie zaczęło się dziać. Pierwszy zauważył to Piotr, który w ogóle nie spuszczał wzroku ze swojej ukochanej. Tak, widział to... zaczęła się budzić, otwierać oczy.
- Witek. - poruszył kolegę łokciem. Od razu się obrócił w kierunku swojej pacjentki. Lena też zareagowała.
- Co się stało? - spytała cichutko Goldberg. Widać było na pierwszy rzut oka, że jest osłabiona i potrzebuje wypoczynku i to tym razem nie przelewki.
- To może ja pójdę po Wójcika... - powiedział Latoszek i szybkim krokiem wyszedł z sali.
- A ja dam wam chwilę. - dopowiedziała Starska i poszła dołączyć do swojego partnera.
- Piotr?
- Zasłabłaś. Mówiłem ci, że to za duże obciążenie... mówiłem, że powinnaś iść na urlop i się nie przemęczać. Nie teraz, nie w twoim stanie. - mówił trochę z wyrzutem.
- Przepraszam. - powiedziała, a łzy napłynęły jej do oczu. Wiedziała, że ma racje. Wiedziała, że robi źle i szkodzi wszystkim.
- Nie, to ja przepraszam. Nie powinienem tak na ciebie naskakiwać. - odpowiedział od razu i zrobiło mu się nieco głupio, za to co wcześniej powiedział.
- Co z dzieckiem? - zapytała od razu bardziej oprzytomniona.
- Cały czas czekaliśmy aż się obudzisz, dopiero teraz poszli po Wójcika.
- Boże, Piotr... co ja narobiłam?! - pytała bardziej sama siebie. - Jaka ja byłam głupia! Tak cholernie głupia! Przecież przeze mnie nasze dziecko może być chore! Może...
- Nie kończ, błagam. - od razu przerwał jej. Nie chciał słyszeć tego co miała zamiar powiedzieć. Wiedział, co chodziło jej teraz po głowie. Bał się, że się załamie, gdy to usłyszy.
- Przepraszam. - powiedziała ponownie i zaczęła płakać. On podszedł do niej, chciał ją pocieszyć. Hana od razu wtuliła się w jego męski tors. Było jej tego trzeba.
- Ci, nie płacz. Wszystko będzie dobrze. Musi być. - pocieszał ją tak, jak na korytarzu pocieszała go Lena. Wiedział, że wsparcie jest teraz najważniejsze.
Tymczasem Latoszkowie i Wójcik stali już przed ich salą. Wiedzieli ich i chcieli dać im chociażby chwilkę. Im również serca się krajały na ten widok. Byli tak w sobie zakochani i zawsze tak wspierali się nawzajem.
- Kocham cię. - powiedział jej, ocierając przy okazji łzę kapiącą jej po policzku.
- Ja ciebie też. - odpowiedziała i delikatnie musnęła jego usta.
- Nie chcemy przeszkadzać, ale musimy zrobić badania Hana. - odpowiedział Wójcik, który wszedł do nich razem z Witkiem.
- Oczywiście. Róbcie jak najszybciej. - odpowiedziała pełna strachu w głosie kobieta.
piątek, 6 września 2013
Opowiadanie 1. Część 81.
Piotr stał tak przybity na środku korytarza.
W tej chwili był odcięty od całego świata, który go otaczał. Nic nie miało dla niego teraz znaczenia... oczywiście z wyjątkiem Hany.
Postanowił nie zastosować się do zalecenia Latoszka. Nie mógł tego zrobić. Nie był w stanie. Wiedział, że musi być teraz przy kobiecie, którą kocha. Ona nigdy by go nie zostawiła w takiej sytuacji. To w ogóle nie wchodziło w grę. Wiedział o tym.
Skierował się tam, gdzie kilka minut temu poszli lekarze z jego partnerką.
- Hej. A ty co taki smutny? - zapytała, przechodząca właśnie Lena. Była kompletnie nieświadoma, co wprawiło go w taki stan.
- Jeszcze nie wiesz? - odparł zrezygnowany.
- Co mam wiedzieć? - zapytała zaciekawiona.
- Z Haną źle. Jest na badaniach i nie ma z nią kontaktu. Właśnie do niej idę.
- Co?! Hana?! - zareagowała szybko. - Idę z tobą! - dokończyła od razu. Kobiety przyjaźniły się, więc Lena nie wyobrażała sobie postąpić inaczej.
Przyspieszyli tempa. Szli równo i zgranie. Oboje chcieli zobaczyć jak z Goldberg. Martwili się, jak wszyscy, dla których coś znaczyła... nic dziwnego.
- A co z ręką? - zagadał ją, podczas drogi.
- Chyba ok. - powiedziała, spoglądając na swoją rękę, która była w gipsie. - Jeszcze jakieś dwa tygodnie i zdejmą mi to... ale nie o tym rozmawiajmy.
- Przepraszam. Masz racje. - powiedział, a Starska uśmiechnęła się miło, ale widać, że wymuszenie. To nie było szczere, ponieważ targały nią teraz inne emocje. Te złe. Martwiła się tak cholernie mocno o Hanę, żeby tylko nic jej nie było i żeby z dzieckiem było wszystko w porządku. Traktowała ją zupełnie jak siostrę...
Piotr przeżywał to i tak dużo bardziej od Leny. Jego głowa prawie wybuchała ze zmartwień, a ból brzucha, jaki wywołany był stresem nie dawał mu nawet chwili wytchnienia. Wszystko się w nim kotłowało. Chyba nigdy dotąd nie odczuwał takiego czegoś. Bał się. Strasznie się bał co może się zdarzyć.
Do głowy przychodziły mu naprawdę przeróżne i straszne zakończenia.
Chwilę jeszcze szli obok siebie.
Tym razem każdy był cicho i nie odzywał się. Było cicho. Myśleli o tym, ale nie wymawiali ani słowa.
Podeszli do pielęgniarki oddziałowej, a ta powiedziała im, gdzie została zabrana lekarka z Leśnej Góry.
W dalszym milczeniu skierowali się w wyznaczonym kierunku.
Weszli na jedną z sal.
W środku znajdowała się Goldberg leżąca na szpitalnym łóżku i podłączona do kroplówki. Wciąż była nieprzytomna.
Obok niej siedział Witek. I spoglądał na to jak schodzi kroplówka. Widać było, że myślał i współczuł jednocześnie. Do tego wszystkiego był również bardzo skupiony.
- Co z nią? - zapytał od razu opiekuńczy Gawryło, podbiegając do jej łóżka i delikatnie chwytając jej dłoń.
- Mówiłem, żebyś tu nie przychodził. - odparł Latoszek.
- Daj spokój. Ma prawo, a nawet obowiązek teraz przy niej być. - wtrąciła się Lena, a Witek nie odezwał się już w tej kwestii.
- Co z nią? - ponaglił pytanie Piotr, nie słysząc do tej pory jakiejkolwiek odpowiedzi na ten temat.
- Czekamy aż odzyska przytomność. Wtedy zrobimy wszystkie konieczne badania. Podałem leki i powinno pomóc. - odpowiedział i znów dało się wyczuć współczucie. Przykro mu było, że to właśnie ich to spotkało. Nawet on zauważył, że im zawsze dzieją się jakieś przykre incydenty. Pechowce...
- I co do tego czasu?
- Czekamy. Możemy tylko czekać. - odpowiedział Latoszek i było mu głupio, że nie może zrobić nic więcej.
- Dobra, no to czekamy. - Gawryło wziął sobie krzesło i ponownie usiadł w tym samym miejscu. Chwycił znów dłoń kobiety i pocałował. Czuł jej ciepło.
Lena się wzruszyła patrząc na to wszystko z boku, a Witek nic nie mówił, tylko się przyglądał. Bardzo żałował kolegi w tym momencie...
W tej chwili był odcięty od całego świata, który go otaczał. Nic nie miało dla niego teraz znaczenia... oczywiście z wyjątkiem Hany.
Postanowił nie zastosować się do zalecenia Latoszka. Nie mógł tego zrobić. Nie był w stanie. Wiedział, że musi być teraz przy kobiecie, którą kocha. Ona nigdy by go nie zostawiła w takiej sytuacji. To w ogóle nie wchodziło w grę. Wiedział o tym.
Skierował się tam, gdzie kilka minut temu poszli lekarze z jego partnerką.
- Hej. A ty co taki smutny? - zapytała, przechodząca właśnie Lena. Była kompletnie nieświadoma, co wprawiło go w taki stan.
- Jeszcze nie wiesz? - odparł zrezygnowany.
- Co mam wiedzieć? - zapytała zaciekawiona.
- Z Haną źle. Jest na badaniach i nie ma z nią kontaktu. Właśnie do niej idę.
- Co?! Hana?! - zareagowała szybko. - Idę z tobą! - dokończyła od razu. Kobiety przyjaźniły się, więc Lena nie wyobrażała sobie postąpić inaczej.
Przyspieszyli tempa. Szli równo i zgranie. Oboje chcieli zobaczyć jak z Goldberg. Martwili się, jak wszyscy, dla których coś znaczyła... nic dziwnego.
- A co z ręką? - zagadał ją, podczas drogi.
- Chyba ok. - powiedziała, spoglądając na swoją rękę, która była w gipsie. - Jeszcze jakieś dwa tygodnie i zdejmą mi to... ale nie o tym rozmawiajmy.
- Przepraszam. Masz racje. - powiedział, a Starska uśmiechnęła się miło, ale widać, że wymuszenie. To nie było szczere, ponieważ targały nią teraz inne emocje. Te złe. Martwiła się tak cholernie mocno o Hanę, żeby tylko nic jej nie było i żeby z dzieckiem było wszystko w porządku. Traktowała ją zupełnie jak siostrę...
Piotr przeżywał to i tak dużo bardziej od Leny. Jego głowa prawie wybuchała ze zmartwień, a ból brzucha, jaki wywołany był stresem nie dawał mu nawet chwili wytchnienia. Wszystko się w nim kotłowało. Chyba nigdy dotąd nie odczuwał takiego czegoś. Bał się. Strasznie się bał co może się zdarzyć.
Do głowy przychodziły mu naprawdę przeróżne i straszne zakończenia.
Chwilę jeszcze szli obok siebie.
Tym razem każdy był cicho i nie odzywał się. Było cicho. Myśleli o tym, ale nie wymawiali ani słowa.
Podeszli do pielęgniarki oddziałowej, a ta powiedziała im, gdzie została zabrana lekarka z Leśnej Góry.
W dalszym milczeniu skierowali się w wyznaczonym kierunku.
Weszli na jedną z sal.
W środku znajdowała się Goldberg leżąca na szpitalnym łóżku i podłączona do kroplówki. Wciąż była nieprzytomna.
Obok niej siedział Witek. I spoglądał na to jak schodzi kroplówka. Widać było, że myślał i współczuł jednocześnie. Do tego wszystkiego był również bardzo skupiony.
- Co z nią? - zapytał od razu opiekuńczy Gawryło, podbiegając do jej łóżka i delikatnie chwytając jej dłoń.
- Mówiłem, żebyś tu nie przychodził. - odparł Latoszek.
- Daj spokój. Ma prawo, a nawet obowiązek teraz przy niej być. - wtrąciła się Lena, a Witek nie odezwał się już w tej kwestii.
- Co z nią? - ponaglił pytanie Piotr, nie słysząc do tej pory jakiejkolwiek odpowiedzi na ten temat.
- Czekamy aż odzyska przytomność. Wtedy zrobimy wszystkie konieczne badania. Podałem leki i powinno pomóc. - odpowiedział i znów dało się wyczuć współczucie. Przykro mu było, że to właśnie ich to spotkało. Nawet on zauważył, że im zawsze dzieją się jakieś przykre incydenty. Pechowce...
- I co do tego czasu?
- Czekamy. Możemy tylko czekać. - odpowiedział Latoszek i było mu głupio, że nie może zrobić nic więcej.
- Dobra, no to czekamy. - Gawryło wziął sobie krzesło i ponownie usiadł w tym samym miejscu. Chwycił znów dłoń kobiety i pocałował. Czuł jej ciepło.
Lena się wzruszyła patrząc na to wszystko z boku, a Witek nic nie mówił, tylko się przyglądał. Bardzo żałował kolegi w tym momencie...
środa, 4 września 2013
Opowiadanie 1. Część 80.
Goldberg nie zmniejszyła swojej prędkości ani trochę. Wciąż gnała przez szpital, nie zważając na nic co otacza ją wokół. Chciała po prostu jak najszybciej znaleźć się przy pani Basi i udzielić jej fachowej pomocy.
Ogólnie rzezcz biorąc to jak zachowywała się Hana było bardzo prawidłowe, jednak w jej przypadku wychodziło dość samolubnie. Nie myślała w ogóle o dziecku... jej dziecku, a właściwie jej i Piotra, które właśnie nosiła pod swoim sercem. Nie myślała o tym co ono teraz czuje i przeżywa. Powinna przystopować. To wyszłoby na dobre wszystkim. Wiedziała, że postępuje wedle każdej zasady, a przcież sama jest ginekologiem. Wiedziała, że przez cały czas robi coś co na pewno nie pomaga tej ciąży, ale nie mogła inaczej. Nie przy swoim zawodzie. Musi ratować życie ludzi, ponieważ to jej praca, chociaż co do tego jednego miała absolutną pewność.
Sale, w której leżała chora miała na wyciągnięcie ręki. Już chciała wbiec, kiedy nagle zaczęło dziać się z nią coś dziwnego. Pojawiły jej się mroczki przed oczyma i czuła się słabo. Słyszała w oddali głos Piotra, który odbijał się od niej coraz ciszej echem...
Trwało to zaledwie kilka sekund, a potem było już tylko gorzej.
Przewróciła się bezwładnie na szpitalną podłogę, a jedyny obraz, który jej się ukazał to ciemność, a właściwie nicość...
Zemdlała.
Gawryło lada chwila przy niej był, ponieważ od samego początku biegł tuż za nią. Od razu wiedział, że nie skończy się to dobrze. Jego ukochana za bardzo się przemęczała, każdego dnia coraz bardziej i bardziej. Wiedział, że wkońcu dadzą im znać jakieś efekty. Zdaniem Piotra już kilka tygodni temu powinna iść na urlop i odpoczywać spokojne w domu od już wstępnego etapu ciąży. Wtedy by się nie denerwował... nie aż tak. Najgorsze było to, że wiedział, że już poroniła i tak cholernie bał się, aby znowu się to nie stało. Nie dał by sobie z tym rady, nie poradziłby. To dla niego dużo za wiele. Wiedział o tym.
- Hana! - krzyknął po chwili, szturchając ją.
Nie reagowała nawet w najmniejszym stopniu.
Gawryło zaczął krzyczeć, ponieważ chciał udzielić jej natychmiastowej pomocy, a w tamtym czasie nie był w stanie, ponieważ nie myślał jak lekarz. Myślał jak partner.
Pielęgniarka od razu pognała po innego lekarza, który właśnie teraz siedział w pokoju lekarskim.
Panią Barbarę przejęła natomiast od razu Nina, która właśnie dyżurowała. W tej sytuacji nie było innego wyjścia, chociaż pacjentka nie była zbytnio zadowolona z tego, że to ktoś inny będzie ją operował.
Nie minęło nawet kilka minut, gdy przy parze zjawił się Witek. Podbiegł od razu, gdy zobaczył lerzącą Hanę i klęczącego przy niej Piotra.
- Co jest?! - zaczął wypytywać, ponieważ nikt go nie powiadomił i nie wiedział o co chodzi.
- Jest w ciąży. Ciągle się przemęcza. Biegła na salę do pacjentki i po prostu chyba zaczęło robić się jej słabo, bi przed salą stanęła, a potem osunęła się na ziemie. - mówił załamany. - Cały czas do niej mówię i potrząsam ją, ale to nic nie daje. Boże...
- Piotr! Jeżeli chcesz pomóc to weź się w garść. Musisz być silny! - krzyknął mu Witek.
Oddychała, to najważniejsze.
- Chłopaki, chodźcie! - krzyknął znów lekarz tym razem w kierunku dwóch mężczyzn z noszami.
Podeszli i wzięli nieprzytomną Hanę na nosze.
- Delikatnie! - krzyknął przerażony Piotr.
Zapieli ją i ruszyli we wskazanym przez Latoszka kierunku, a sam lekarz udał się tuż za nimi.
Zauważył jednak, że idzie za nimi Piotr i się zatrzymał.
- Nie idziesz z nami, bo będziesz tylko przeszkadzał. Zabieramy ją na badania. Jak będzie po wszystkim to dam ci znać. - powiedział.
- Muszę z nią iść. - odpowiedział mu stanowczo.
- Na nic się jej teraz nei przydasz, ale jakby się coś działo to od razu do ciebie dzownię. Ale nie martw się, an pewno wszystko będzie ok. - starał się pocieszyć kumpla.
- Ta, na pewno. - odprał sceptycznie.
- Idź coś zjeść, bo wyglądasz jak trup. - powieedział Latoszek i szybko pobiegł w tę samę stronę, w którą kilka chwil termu udali się ratownicy z Haną.
Jego ukochaną Haną...
Piotr został sam i kompeletnie nie wiedział co ma ze sobą zrobić.
Jednego był jednak pewny. Musi być przy niej w takim momencie. Ona by go nie zostawiła.
Ogólnie rzezcz biorąc to jak zachowywała się Hana było bardzo prawidłowe, jednak w jej przypadku wychodziło dość samolubnie. Nie myślała w ogóle o dziecku... jej dziecku, a właściwie jej i Piotra, które właśnie nosiła pod swoim sercem. Nie myślała o tym co ono teraz czuje i przeżywa. Powinna przystopować. To wyszłoby na dobre wszystkim. Wiedziała, że postępuje wedle każdej zasady, a przcież sama jest ginekologiem. Wiedziała, że przez cały czas robi coś co na pewno nie pomaga tej ciąży, ale nie mogła inaczej. Nie przy swoim zawodzie. Musi ratować życie ludzi, ponieważ to jej praca, chociaż co do tego jednego miała absolutną pewność.
Sale, w której leżała chora miała na wyciągnięcie ręki. Już chciała wbiec, kiedy nagle zaczęło dziać się z nią coś dziwnego. Pojawiły jej się mroczki przed oczyma i czuła się słabo. Słyszała w oddali głos Piotra, który odbijał się od niej coraz ciszej echem...
Trwało to zaledwie kilka sekund, a potem było już tylko gorzej.
Przewróciła się bezwładnie na szpitalną podłogę, a jedyny obraz, który jej się ukazał to ciemność, a właściwie nicość...
Zemdlała.
Gawryło lada chwila przy niej był, ponieważ od samego początku biegł tuż za nią. Od razu wiedział, że nie skończy się to dobrze. Jego ukochana za bardzo się przemęczała, każdego dnia coraz bardziej i bardziej. Wiedział, że wkońcu dadzą im znać jakieś efekty. Zdaniem Piotra już kilka tygodni temu powinna iść na urlop i odpoczywać spokojne w domu od już wstępnego etapu ciąży. Wtedy by się nie denerwował... nie aż tak. Najgorsze było to, że wiedział, że już poroniła i tak cholernie bał się, aby znowu się to nie stało. Nie dał by sobie z tym rady, nie poradziłby. To dla niego dużo za wiele. Wiedział o tym.
- Hana! - krzyknął po chwili, szturchając ją.
Nie reagowała nawet w najmniejszym stopniu.
Gawryło zaczął krzyczeć, ponieważ chciał udzielić jej natychmiastowej pomocy, a w tamtym czasie nie był w stanie, ponieważ nie myślał jak lekarz. Myślał jak partner.
Pielęgniarka od razu pognała po innego lekarza, który właśnie teraz siedział w pokoju lekarskim.
Panią Barbarę przejęła natomiast od razu Nina, która właśnie dyżurowała. W tej sytuacji nie było innego wyjścia, chociaż pacjentka nie była zbytnio zadowolona z tego, że to ktoś inny będzie ją operował.
Nie minęło nawet kilka minut, gdy przy parze zjawił się Witek. Podbiegł od razu, gdy zobaczył lerzącą Hanę i klęczącego przy niej Piotra.
- Co jest?! - zaczął wypytywać, ponieważ nikt go nie powiadomił i nie wiedział o co chodzi.
- Jest w ciąży. Ciągle się przemęcza. Biegła na salę do pacjentki i po prostu chyba zaczęło robić się jej słabo, bi przed salą stanęła, a potem osunęła się na ziemie. - mówił załamany. - Cały czas do niej mówię i potrząsam ją, ale to nic nie daje. Boże...
- Piotr! Jeżeli chcesz pomóc to weź się w garść. Musisz być silny! - krzyknął mu Witek.
Oddychała, to najważniejsze.
- Chłopaki, chodźcie! - krzyknął znów lekarz tym razem w kierunku dwóch mężczyzn z noszami.
Podeszli i wzięli nieprzytomną Hanę na nosze.
- Delikatnie! - krzyknął przerażony Piotr.
Zapieli ją i ruszyli we wskazanym przez Latoszka kierunku, a sam lekarz udał się tuż za nimi.
Zauważył jednak, że idzie za nimi Piotr i się zatrzymał.
- Nie idziesz z nami, bo będziesz tylko przeszkadzał. Zabieramy ją na badania. Jak będzie po wszystkim to dam ci znać. - powiedział.
- Muszę z nią iść. - odpowiedział mu stanowczo.
- Na nic się jej teraz nei przydasz, ale jakby się coś działo to od razu do ciebie dzownię. Ale nie martw się, an pewno wszystko będzie ok. - starał się pocieszyć kumpla.
- Ta, na pewno. - odprał sceptycznie.
- Idź coś zjeść, bo wyglądasz jak trup. - powieedział Latoszek i szybko pobiegł w tę samę stronę, w którą kilka chwil termu udali się ratownicy z Haną.
Jego ukochaną Haną...
Piotr został sam i kompeletnie nie wiedział co ma ze sobą zrobić.
Jednego był jednak pewny. Musi być przy niej w takim momencie. Ona by go nie zostawiła.
poniedziałek, 2 września 2013
Opowiadanie 1. Część 79.
Oboje po chwili znaleźli się przed salą, w której znajdowały się Soszyńskie.
- No więc o co ci chodzi? - spytał od razu Piotr. Nie chciał bezsensownie owijać w bawełnę i tego przedłużać. Chciał po prostu wszystko wyjaśnić sobie z Haną i wrócić do normalnego cyklu ich dnia.
- Serio chcesz o tym rozmawiać tak tutaj? Na środku korytarza? - spytała i spojrzała po wszystkich siedzących niedaleko nich ludziach, którzy również z zaciekawieniem na nich spoglądali.
- Dobra, może masz rację. Chodźmy do lekarskiego. - odpowiedział i ruszył.
- Tam też są ludzie, geniuszu. - mówiła sarkastycznie, nie ruszając się nawet z miejsca, w którym dotychczas stała.
- To gdzie księżniczka sobie życzy? - starał się brzmieć tak jak ona wcześniej, ale w duchu śmiał się z tego wszystkiego.
- Tam gdzie wielki książę mnie zaprowadzi. - kobieta była nieugięta.
- Dobra, to chodźmy na dwór się przejść. - stwierdził tym razem rozsądnie po chwili.
- Dobra. - udawała nadal, że wszystko jej "wisi", chociaż w głębi duszy było zupełnie inaczej.
Nie minęło dziesięć minut, a oni już spacerowali po dworze.
Pogoda tego dnia pozytywnie ich zaskoczyła. Było koło dwadzieścia stopni i jedynie lekki wiatr co na tamte warunki pogodowe było dość niecodziennym zjawiskiem.
- To USG nadal jest w planach czy może zmieniłaś zdanie? - skierował pytanie w stronę kobiety.
- Ja idę, nie wiem jak ty. - odpowiedziała i spojrzała na niego. Udawała obojętność, ale tak naprawdę jego obecność podczas tego badania była dla niej bardzo ważna. Chciała, żeby był z nią podczas takiej chwili, kiedy będą oglądać dziecko, które już za kilka miesięcy przyjdzie na świat.
- Oczywiście, że idę. - odparł bez jakiegokolwiek zastanowienia. Dla niego to było równie oczywiste co i dla niej, że na badaniu powinni być obydwoje.
Hana ledwo widocznie uśmiechnęła się. Cieszyła, że myślą podobnie przynajmniej w tej kwestii.
- Nie chcę się z tobą kłócić... naprawdę. Mamy już tyle spraw na głowie, ten wypadek, Tosia, Lena, Kuba wszystko się pieprzy. -użył przekleństwa, chociaż sam tego nie lubi i tupnął zezłoszczony nogą. - Chcę, żeby chociaż pomiędzy nami wszystko się układało jak najlepiej. - dokończył swoją wypowiedź tym zdaniem.
- Masz racje. Przepraszam. Nie wiem dlaczego się tak upierałam. Po prostu chciałam postawić na swoim, ale na obchodzie o tym myślałam i... jest za słaba na leczenie, o którym myślałam. - odparła szczerze, ale widać było, że jest lekko zrezygnowana. - Trzeba ją leczyć po twojemu. - dodała i uśmiechnęła się zachęcająco w jego stronę.
- Mhm. - udawał mało przejętego, ale widać było, że cieszy się z tego, że miał rację. Hana widząc to zaśmiała się.
- Cieszę się, że pomiędzy nami już wszystko ok. Nie lubię się z tobą kłócić. - powiedziała i przytuliła się w jego tors.
- Myślę tak samo. - odpowiedział i odwzajemnił uścisk.
Trwali tak w uścisku przez pewien czas, aż nie podeszła do nich pielęgniarka.
- Stan państwa pacjentki się znacznie pogorszył. - odpowiedziała i biegiem ruszyła z powrotem do szpitala, a oni co tchu pognali za nią.
Zarówno Hana jak i Piotr wiedzieli od razu, o jaką z pacjentek chodzi. Była to pani Barbara, o którą tak solidnie każdy z nich się wykłócał nawzajem ze sobą. Jej przypadek był bardzo ciekawy i intrygujący.
Biegli do pacjentki i nagle Piotr sobie coś uświadomił, mianowicie to, że jego ukochana znowu się nadwyręża.
- Hana! Zwolnij! Jesteś w ciąży! - krzyknął zły.
- Jeżeli ja zwolnię to ona może nie przeżyć! - odkrzyknęła mu, nie zwalniając tempa.
On pobiegł tylko za nią, bo wiedział, że w tym przypadku akurat jego ukochana ma rację...
Pogoda tego dnia pozytywnie ich zaskoczyła. Było koło dwadzieścia stopni i jedynie lekki wiatr co na tamte warunki pogodowe było dość niecodziennym zjawiskiem.
- To USG nadal jest w planach czy może zmieniłaś zdanie? - skierował pytanie w stronę kobiety.
- Ja idę, nie wiem jak ty. - odpowiedziała i spojrzała na niego. Udawała obojętność, ale tak naprawdę jego obecność podczas tego badania była dla niej bardzo ważna. Chciała, żeby był z nią podczas takiej chwili, kiedy będą oglądać dziecko, które już za kilka miesięcy przyjdzie na świat.
- Oczywiście, że idę. - odparł bez jakiegokolwiek zastanowienia. Dla niego to było równie oczywiste co i dla niej, że na badaniu powinni być obydwoje.
Hana ledwo widocznie uśmiechnęła się. Cieszyła, że myślą podobnie przynajmniej w tej kwestii.
- Nie chcę się z tobą kłócić... naprawdę. Mamy już tyle spraw na głowie, ten wypadek, Tosia, Lena, Kuba wszystko się pieprzy. -użył przekleństwa, chociaż sam tego nie lubi i tupnął zezłoszczony nogą. - Chcę, żeby chociaż pomiędzy nami wszystko się układało jak najlepiej. - dokończył swoją wypowiedź tym zdaniem.
- Masz racje. Przepraszam. Nie wiem dlaczego się tak upierałam. Po prostu chciałam postawić na swoim, ale na obchodzie o tym myślałam i... jest za słaba na leczenie, o którym myślałam. - odparła szczerze, ale widać było, że jest lekko zrezygnowana. - Trzeba ją leczyć po twojemu. - dodała i uśmiechnęła się zachęcająco w jego stronę.
- Mhm. - udawał mało przejętego, ale widać było, że cieszy się z tego, że miał rację. Hana widząc to zaśmiała się.
- Cieszę się, że pomiędzy nami już wszystko ok. Nie lubię się z tobą kłócić. - powiedziała i przytuliła się w jego tors.
- Myślę tak samo. - odpowiedział i odwzajemnił uścisk.
Trwali tak w uścisku przez pewien czas, aż nie podeszła do nich pielęgniarka.
- Stan państwa pacjentki się znacznie pogorszył. - odpowiedziała i biegiem ruszyła z powrotem do szpitala, a oni co tchu pognali za nią.
Zarówno Hana jak i Piotr wiedzieli od razu, o jaką z pacjentek chodzi. Była to pani Barbara, o którą tak solidnie każdy z nich się wykłócał nawzajem ze sobą. Jej przypadek był bardzo ciekawy i intrygujący.
Biegli do pacjentki i nagle Piotr sobie coś uświadomił, mianowicie to, że jego ukochana znowu się nadwyręża.
- Hana! Zwolnij! Jesteś w ciąży! - krzyknął zły.
- Jeżeli ja zwolnię to ona może nie przeżyć! - odkrzyknęła mu, nie zwalniając tempa.
On pobiegł tylko za nią, bo wiedział, że w tym przypadku akurat jego ukochana ma rację...
niedziela, 1 września 2013
Opowiadanie 1. Część 78.
W aucie rozmawiali na przeróżne i nieistotne tematy, takie jakie mieli w zwyczaju podczas jazdy do pracy. Doszło też do małej różnicy zdań między nimi spowodowanej sposobem leczenia pacjenta, co wywołało niewielką kłótnię, ponieważ oboje upierali się przy swoim i żaden z nich nie chciał odpuścić.
- Piotr, ale ja wiem jak ją leczyć. To jej pomoże! - Hana była bardzo pewna siebie i jak zawsze stawiała na ryzykowne, ale przynoszące dużo korzyści metody leczenia.
- To ją może zabić. Lepiej zróbmy tak jak ja mówiłem. - mężczyzna był zupełnie innego zdania niż jego ukochana.
- Nie! - odpowiedziała mu stanowczo. Wciąż stawiała na swoim nie zmieniając poglądów.
Resztę drogi przedyskutowali o tym. Żadne z nich wciąż nie doszło do kompromisu w tej sprawie.
Hana wysiadając z auta skierowała się prosto do szpitala, nawet nie czekając za Piotrem. Była na niego zła.
- Hana, czekaj! - krzyknął lekko zirytowany.
Ona nawet nie zareagowała na jego słowa. Zniknęła w mgnieniu oka w środku budynku.
Gawryło zły na samego siebie silnie zamknął drzwi auta Hany (jego się przecież spaliło, więc mieli teraz tylko jeden taki jakby wspólny samochód). Widać było, że nie jest w dobrym nastroju co od razu zauważył młody Zapała idąc obok niego.
- Co jest? Pierwsza kłótnia? - zapytał, zatrzymując się koło swojego współpracownika.
- Ta... powiedzmy. - odpowiedział mu Piotr. Nie chciał za bardzo o tym rozmawiać, a już na pewno nie w takim miejscu w jakim się znajdowali.
- Przemo, chodźmy, za chwilę mamy zabieg. - odpowiedziała podchodząca do nich Wiktoria. - Hej Piotr, do potem. - dopowiedziała i oboje odeszli pozostawiając chirurga samego.
On nie mając za czym, ani za kim czekać poszedł w ich ślady i również udał się do szpitala.
Postanowił, że pierwsze co zrobi to odwiedzenie Tosi i sprawdzenie jej stanu zdrowia...
W tym samym czasie przebrana już w swój lekarski kitel Hana poszła na obchód.
Następnie miała trochę wolnego czasu, więc stwierdziła, że zajrzy do Tosi i zobaczy czy u niej jest wszystko ok i czy czegoś przypadkiem nie potrzebuje. Wolała to niż iść teraz do lekarskiego i spotkać tam Piotra, na co bardzo teraz nie miała ochoty. Nie chciała się już z nim kłócić i rozmawiać teraz o wszystkim. Właśnie dlatego ta pierwsza myśl przypadła jej do gustu i ruszyła na salę małej.
Piotr zbadał już córkę i widział, że jest dużo lepiej niż było.
Wybudziła się ze śpiączki, ale nadal była senna i dość osłabiona. Mężczyźnie było jej żal. Nie chciał, żeby tak cierpiała. Gdyby mógł wolałby przeżywać teraz to wszystko za nią.
Patrzył się właśnie na jej bladą i niewyraźną teraz twarzyczkę, kiedy na salę, w której się znajdowali ktoś wszedł. Odwrócił się, żeby zobaczyć kto to. Myślał, że jakaś pielęgniarka czy ktoś taki, ale nie spodziewał
się, że zobaczy Hanę.
Zrobiło mu się mimowolnie trochę głupio i niezręcznie w tej sytuacji.
Kobieta również nie spodziewała się jego obecności tutaj.
Weszła pewna siebie i podeszła do jej łóżka. Zauważyła Magdę siedzącą nieopodal na krześle i widziała, że Soszyńska dziwnie patrzy na to jak zachowuje się Goldberg i Gawryło.
- I jak z nią Magda? - zapytała Hana, specjalnie podkreślając jej imię, aby nie odpowiedział jej przypadkiem Piotr.
- Chyba lepiej, ale Piotr jest lekarzem, zapytaj się go. Na pewno powie ci dużo więcej. - Magda wiedziała o co chodzi Hanie, ale postanowiła ją tak trochę celowo wkopać, ponieważ sama była ciekawa co z tego wyniknie.
- Hana, możesz ze mną na chwilę wyjść? - Piotr był niezadowolony tymi wszystkimi podchodami, więc postanowił wyjaśnić z ukochaną całą sytuacje.
- Możesz wszystko powiedzieć tutaj. - Hana nadal udawała, że ją to nie obchodzi i trwała przy swoim.
- Nie, nie mogę. Chodź. - powiedział Piotr i spojrzał na nią poważnie, stojąc już przy drzwiach.
Kobieta nic nie odpowiedziała tylko szybko, słysząc jedynie stukot jej szpilek udała się za nim.
Magdzie z to humor trochę zrzedł, bo myślała, że wszystko rozegra się tutaj i będzie miała z czego się pośmiać.
Para w tym samym czasie zaczęła rozmawiać...
Jeżeli część wam się podoba, to proszę o komentarze, w których wyrażacie swoją opinie. Od ilości komentarzy zależy pojawienie się następnej części. : )
- Piotr, ale ja wiem jak ją leczyć. To jej pomoże! - Hana była bardzo pewna siebie i jak zawsze stawiała na ryzykowne, ale przynoszące dużo korzyści metody leczenia.
- To ją może zabić. Lepiej zróbmy tak jak ja mówiłem. - mężczyzna był zupełnie innego zdania niż jego ukochana.
- Nie! - odpowiedziała mu stanowczo. Wciąż stawiała na swoim nie zmieniając poglądów.
Resztę drogi przedyskutowali o tym. Żadne z nich wciąż nie doszło do kompromisu w tej sprawie.
Hana wysiadając z auta skierowała się prosto do szpitala, nawet nie czekając za Piotrem. Była na niego zła.
- Hana, czekaj! - krzyknął lekko zirytowany.
Ona nawet nie zareagowała na jego słowa. Zniknęła w mgnieniu oka w środku budynku.
Gawryło zły na samego siebie silnie zamknął drzwi auta Hany (jego się przecież spaliło, więc mieli teraz tylko jeden taki jakby wspólny samochód). Widać było, że nie jest w dobrym nastroju co od razu zauważył młody Zapała idąc obok niego.
- Co jest? Pierwsza kłótnia? - zapytał, zatrzymując się koło swojego współpracownika.
- Ta... powiedzmy. - odpowiedział mu Piotr. Nie chciał za bardzo o tym rozmawiać, a już na pewno nie w takim miejscu w jakim się znajdowali.
- Przemo, chodźmy, za chwilę mamy zabieg. - odpowiedziała podchodząca do nich Wiktoria. - Hej Piotr, do potem. - dopowiedziała i oboje odeszli pozostawiając chirurga samego.
On nie mając za czym, ani za kim czekać poszedł w ich ślady i również udał się do szpitala.
Postanowił, że pierwsze co zrobi to odwiedzenie Tosi i sprawdzenie jej stanu zdrowia...
W tym samym czasie przebrana już w swój lekarski kitel Hana poszła na obchód.
Następnie miała trochę wolnego czasu, więc stwierdziła, że zajrzy do Tosi i zobaczy czy u niej jest wszystko ok i czy czegoś przypadkiem nie potrzebuje. Wolała to niż iść teraz do lekarskiego i spotkać tam Piotra, na co bardzo teraz nie miała ochoty. Nie chciała się już z nim kłócić i rozmawiać teraz o wszystkim. Właśnie dlatego ta pierwsza myśl przypadła jej do gustu i ruszyła na salę małej.
Piotr zbadał już córkę i widział, że jest dużo lepiej niż było.
Wybudziła się ze śpiączki, ale nadal była senna i dość osłabiona. Mężczyźnie było jej żal. Nie chciał, żeby tak cierpiała. Gdyby mógł wolałby przeżywać teraz to wszystko za nią.
Patrzył się właśnie na jej bladą i niewyraźną teraz twarzyczkę, kiedy na salę, w której się znajdowali ktoś wszedł. Odwrócił się, żeby zobaczyć kto to. Myślał, że jakaś pielęgniarka czy ktoś taki, ale nie spodziewał
się, że zobaczy Hanę.
Zrobiło mu się mimowolnie trochę głupio i niezręcznie w tej sytuacji.
Kobieta również nie spodziewała się jego obecności tutaj.
Weszła pewna siebie i podeszła do jej łóżka. Zauważyła Magdę siedzącą nieopodal na krześle i widziała, że Soszyńska dziwnie patrzy na to jak zachowuje się Goldberg i Gawryło.
- I jak z nią Magda? - zapytała Hana, specjalnie podkreślając jej imię, aby nie odpowiedział jej przypadkiem Piotr.
- Chyba lepiej, ale Piotr jest lekarzem, zapytaj się go. Na pewno powie ci dużo więcej. - Magda wiedziała o co chodzi Hanie, ale postanowiła ją tak trochę celowo wkopać, ponieważ sama była ciekawa co z tego wyniknie.
- Hana, możesz ze mną na chwilę wyjść? - Piotr był niezadowolony tymi wszystkimi podchodami, więc postanowił wyjaśnić z ukochaną całą sytuacje.
- Możesz wszystko powiedzieć tutaj. - Hana nadal udawała, że ją to nie obchodzi i trwała przy swoim.
- Nie, nie mogę. Chodź. - powiedział Piotr i spojrzał na nią poważnie, stojąc już przy drzwiach.
Kobieta nic nie odpowiedziała tylko szybko, słysząc jedynie stukot jej szpilek udała się za nim.
Magdzie z to humor trochę zrzedł, bo myślała, że wszystko rozegra się tutaj i będzie miała z czego się pośmiać.
Para w tym samym czasie zaczęła rozmawiać...
Jeżeli część wam się podoba, to proszę o komentarze, w których wyrażacie swoją opinie. Od ilości komentarzy zależy pojawienie się następnej części. : )
sobota, 31 sierpnia 2013
Opowiadanie 1. Część 77.
Hana już od kilkunastu minut była w łazience i wciąż się szykowała.
Piotrowi się nudziło i nie miał co robić. Oglądał coś w telewizji, ale zupełnie to do niego nie przemawiało. Może to dlatego, że jego myśli zajmowało zupełnie co innego.
Martwił się o Tosię, ponieważ Magda nie dała im wczoraj żadnego znaku. Nie wiedział co ma o tym myśleć. Miał jednak nadzieję, że wszystko jest lepiej i już się poprawia, bo jak nie to sam nie miał pojęcia co zrobić. Myślał też o czymś innym... o czymś, o czym myślał już od dłuższego czasu.
Oświadczyny ukochanej.
Miał to tak idealnie zaplanowane. Miał zrobić to już tak dawno, ale wtedy pojawił się Kuba i wszystko z nim związane, co ciągnęło się przez bardzo długi czas. Potem inne sprawy, które były ważniejsze i pilniejsze od tej. Porwanie, bomba, wypadek i inne. Ale teraz Hana jest w ciąży i jest pewien, że jest kobietą jego życia. Na co więc czekać? Trzeba to po prostu zrobić, bo nie ma na co dłużej czekać.
Tak, w wolnej chwili nad tym pomyśli, musi.
A tymczasem Hana wreszcie postanowiła wyjść z łazienki.
- Hej. Już jestem. - powiedziała uśmiechnięta.
- Już? Wiesz ile czasu minęło? - udawał srogiego, ale widział jak wspaniale wyglądał i dlatego mógł jej darować, że tyle czasu jej zajęło strojenie się.
- Oj, no przepraszam, ale niby po co miałam się spieszyć? Już wszystko jest gotowe. Wystarczy tylko poczekać trochę i iść do pracy.
- A nie pomyślałaś może, że chciałem z tobą spędzić trochę czasu przed pracą?
Mhm. - uśmiechnęła się i usiadła koło niego na kanapie.
On objął ją od razu ciepło ramieniem.
- To co.. ile nam jeszcze czasu zostało? - zapytał uwodzicielsko Gawryło.
- Haha. - Hana od razu się zaśmiała. - Wiem o czym myślisz.
- Cieszę się. - odpowiedział i zaczął delikatnie całować ją po szyi.
Ona nie opierała się. Kochała jego pocałunki.
Następnie delikatnie i z uczuciem całował jej usta, a ona oddawała jego pocałunki.
Zaczął lekko zsuwać z niej koszulkę. Widać liczył na coś więcej, niestety się chyba tylko przeliczył.
Hana nagle przerwała i spojrzała się na niego ledwo udając złość.
- Nie po to przed chwilą się ubierałam, żeby już się rozbierać. - dopowiedziała i wtuliła się w jego silne ramie.
- Jak możesz. - udawał smutnego.
- Na mnie to nie działa. - kobieta od razu zareagowała. - Ale na naszym dziecku tym spojrzeniem na pewno coś wymusisz.
- Nie wątpię... - powiedział i zaczął myśleć nad czymś co chciał powiedzieć. - O, przypomniało mi się! - wyskoczył nagle.
- Co się stało?
- No, bo myślałem nad tym imieniem... - postanowił trzymać kobietę w niepewności.
- I? - pytała zaintrygowana.
- I wymyśliłem. - zaśmiał się, ponieważ wiedział, że robi jej na przekór.
- Piotr, nie żartuj sobie ze mnie! Mów, bo jestem ciekawa.
- Co ty na... Bruno. - zapytał.
- Hmmm... - zaczęła się zastanawiać. - Ładne i mało popularne, więc w sumie... bardzo mi się podoba. - odpowiedziała, a jemu od razu ulżyło. - No, a co jak pomyliłeś płci?
- To coś wymyślimy, ale mam przeczucie, że to chłopiec. - powiedział i wypiął się dumny, że prawdopodobnie będzie miał syna.
Rozmawiali jeszcze chwilę zmieniając tematy co jakiś czas.
Właśnie tym sposobem reszta ich wolnego czasu przed pracą zleciała. Nawet nie spostrzegli kiedy to wszystko przegadali...
- Piotr, musimy się już zbierać. - powiedziała Hana, spojrzawszy na zegarek.
- Już?
- No i to szybko. - powiedziała już zakładając buty.
- No dobra, doba... - odpowiedział jej ukochany i mozolnie podniósł się.
Po pięciu minutach stali już przy samochodzie. Weszli do niego i pojechali do pracy...
Piotrowi się nudziło i nie miał co robić. Oglądał coś w telewizji, ale zupełnie to do niego nie przemawiało. Może to dlatego, że jego myśli zajmowało zupełnie co innego.
Martwił się o Tosię, ponieważ Magda nie dała im wczoraj żadnego znaku. Nie wiedział co ma o tym myśleć. Miał jednak nadzieję, że wszystko jest lepiej i już się poprawia, bo jak nie to sam nie miał pojęcia co zrobić. Myślał też o czymś innym... o czymś, o czym myślał już od dłuższego czasu.
Oświadczyny ukochanej.
Miał to tak idealnie zaplanowane. Miał zrobić to już tak dawno, ale wtedy pojawił się Kuba i wszystko z nim związane, co ciągnęło się przez bardzo długi czas. Potem inne sprawy, które były ważniejsze i pilniejsze od tej. Porwanie, bomba, wypadek i inne. Ale teraz Hana jest w ciąży i jest pewien, że jest kobietą jego życia. Na co więc czekać? Trzeba to po prostu zrobić, bo nie ma na co dłużej czekać.
Tak, w wolnej chwili nad tym pomyśli, musi.
A tymczasem Hana wreszcie postanowiła wyjść z łazienki.
- Hej. Już jestem. - powiedziała uśmiechnięta.
- Już? Wiesz ile czasu minęło? - udawał srogiego, ale widział jak wspaniale wyglądał i dlatego mógł jej darować, że tyle czasu jej zajęło strojenie się.
- Oj, no przepraszam, ale niby po co miałam się spieszyć? Już wszystko jest gotowe. Wystarczy tylko poczekać trochę i iść do pracy.
- A nie pomyślałaś może, że chciałem z tobą spędzić trochę czasu przed pracą?
Mhm. - uśmiechnęła się i usiadła koło niego na kanapie.
On objął ją od razu ciepło ramieniem.
- To co.. ile nam jeszcze czasu zostało? - zapytał uwodzicielsko Gawryło.
- Haha. - Hana od razu się zaśmiała. - Wiem o czym myślisz.
- Cieszę się. - odpowiedział i zaczął delikatnie całować ją po szyi.
Ona nie opierała się. Kochała jego pocałunki.
Następnie delikatnie i z uczuciem całował jej usta, a ona oddawała jego pocałunki.
Zaczął lekko zsuwać z niej koszulkę. Widać liczył na coś więcej, niestety się chyba tylko przeliczył.
Hana nagle przerwała i spojrzała się na niego ledwo udając złość.
- Nie po to przed chwilą się ubierałam, żeby już się rozbierać. - dopowiedziała i wtuliła się w jego silne ramie.
- Jak możesz. - udawał smutnego.
- Na mnie to nie działa. - kobieta od razu zareagowała. - Ale na naszym dziecku tym spojrzeniem na pewno coś wymusisz.
- Nie wątpię... - powiedział i zaczął myśleć nad czymś co chciał powiedzieć. - O, przypomniało mi się! - wyskoczył nagle.
- Co się stało?
- No, bo myślałem nad tym imieniem... - postanowił trzymać kobietę w niepewności.
- I? - pytała zaintrygowana.
- I wymyśliłem. - zaśmiał się, ponieważ wiedział, że robi jej na przekór.
- Piotr, nie żartuj sobie ze mnie! Mów, bo jestem ciekawa.
- Co ty na... Bruno. - zapytał.
- Hmmm... - zaczęła się zastanawiać. - Ładne i mało popularne, więc w sumie... bardzo mi się podoba. - odpowiedziała, a jemu od razu ulżyło. - No, a co jak pomyliłeś płci?
- To coś wymyślimy, ale mam przeczucie, że to chłopiec. - powiedział i wypiął się dumny, że prawdopodobnie będzie miał syna.
Rozmawiali jeszcze chwilę zmieniając tematy co jakiś czas.
Właśnie tym sposobem reszta ich wolnego czasu przed pracą zleciała. Nawet nie spostrzegli kiedy to wszystko przegadali...
- Piotr, musimy się już zbierać. - powiedziała Hana, spojrzawszy na zegarek.
- Już?
- No i to szybko. - powiedziała już zakładając buty.
- No dobra, doba... - odpowiedział jej ukochany i mozolnie podniósł się.
Po pięciu minutach stali już przy samochodzie. Weszli do niego i pojechali do pracy...
niedziela, 25 sierpnia 2013
Opowiadanie 1. Część 76.
Kobiecie zrobiło się od razu cieplej na sercu.
Cieszyła się, że Piotr tak docenił jej działanie, chociaż w sumie nie ma mu się co dziwić, ponieważ to normalne, że martwił się o swoją córkę i chciał jej jak najszybciej pomóc.
Z tych rozmyślań wyrwał ją głos Piotra...
- Idziesz? - zapytał, stojąc już przed klatką i pokazując, że na nią czeka.
- Tak, tak, już. - odpowiedziała i pognała szybko do niego.
W ciągu kilku minut znaleźli się w mieszkaniu.
Były już późne godziny wieczorne i oboje byli zmęczeni.
Rozsiedli się wygodnie na kanapie z ciepłymi kubkami herbaty, które zdążyła przygotować kobieta w rękach i zaczęli rozmawiać.
- Nigdy bym nie pomyślał, że chodzi o coś tak banalnego. - mówił Piotr. W głębi duszy był nawet trochę zły na siebie samego, że to nie on odkrył co dolega Tosi.
- No widzisz. - powiedziała, starając się wesprzeć go.
- Ale co jeżeli...
- Oj, przestań. - nie chciała, aby dopuszczał do siebie chociaż jakąkolwiek złą myśl. - Wszystko się ułoży. Zawsze wychodzimy na końcu z kłopotów i jest ok. Zapomniałeś? - starała się go pocieszyć i chyba nawet trochę jej się to udało.
- No tak w sumie masz rację... - odpowiedział, choć nadal do końca nie był przekonany.
Rozmawiali jeszcze jakiś czas, pijąc ciepły napój.
Nie wspominali już więcej o Tosi i tym całym wypadku, ponieważ potrzebowali od tego chociaż chwili wytchnienia, a drugim aspektem jest to, że ten temat wywoływał u nich wyłącznie te negatywne emocje.
Zeszło więc na te luźniejsze i dużo bardziej radosne tematy.
- Jutro idę na USG do Wójcika. Idziesz ze mną?
- No oczywiście, że tak. Nie mógłbym przegapić takiego momentu. - powiedział i czule pocałował ukochaną w czoło. Mimo tych wszystkich wydarzeń wciąż pozostawał niezmiennie troskliwy, a czasem nawet nadto.
- No ja myślę. - uśmiechnęła się zadowolona.
Rozmowa nie trwała już długo, ponieważ dwójka młodych lekarzy była padnięta.
Oglądając jakiś nudny film, nawet nie wiadomo kiedy zapadli w sen.
Zasnęli tak wtuleni w siebie na tej małej i niewygodnej kanapie.
Cieszyła się, że Piotr tak docenił jej działanie, chociaż w sumie nie ma mu się co dziwić, ponieważ to normalne, że martwił się o swoją córkę i chciał jej jak najszybciej pomóc.
Z tych rozmyślań wyrwał ją głos Piotra...
- Idziesz? - zapytał, stojąc już przed klatką i pokazując, że na nią czeka.
- Tak, tak, już. - odpowiedziała i pognała szybko do niego.
W ciągu kilku minut znaleźli się w mieszkaniu.
Były już późne godziny wieczorne i oboje byli zmęczeni.
Rozsiedli się wygodnie na kanapie z ciepłymi kubkami herbaty, które zdążyła przygotować kobieta w rękach i zaczęli rozmawiać.
- Nigdy bym nie pomyślał, że chodzi o coś tak banalnego. - mówił Piotr. W głębi duszy był nawet trochę zły na siebie samego, że to nie on odkrył co dolega Tosi.
- No widzisz. - powiedziała, starając się wesprzeć go.
- Ale co jeżeli...
- Oj, przestań. - nie chciała, aby dopuszczał do siebie chociaż jakąkolwiek złą myśl. - Wszystko się ułoży. Zawsze wychodzimy na końcu z kłopotów i jest ok. Zapomniałeś? - starała się go pocieszyć i chyba nawet trochę jej się to udało.
- No tak w sumie masz rację... - odpowiedział, choć nadal do końca nie był przekonany.
Rozmawiali jeszcze jakiś czas, pijąc ciepły napój.
Nie wspominali już więcej o Tosi i tym całym wypadku, ponieważ potrzebowali od tego chociaż chwili wytchnienia, a drugim aspektem jest to, że ten temat wywoływał u nich wyłącznie te negatywne emocje.
Zeszło więc na te luźniejsze i dużo bardziej radosne tematy.
- Jutro idę na USG do Wójcika. Idziesz ze mną?
- No oczywiście, że tak. Nie mógłbym przegapić takiego momentu. - powiedział i czule pocałował ukochaną w czoło. Mimo tych wszystkich wydarzeń wciąż pozostawał niezmiennie troskliwy, a czasem nawet nadto.
- No ja myślę. - uśmiechnęła się zadowolona.
Rozmowa nie trwała już długo, ponieważ dwójka młodych lekarzy była padnięta.
Oglądając jakiś nudny film, nawet nie wiadomo kiedy zapadli w sen.
Zasnęli tak wtuleni w siebie na tej małej i niewygodnej kanapie.
* * *
Następnego dnia obudził ich dźwięk budzika.
Oboje mieli dyżur na siódmą, więc już o piątej trzydzieści zostali wybudzeni ze snu.
- Boże, daj żyć. - powiedział nadal zmarnowany Piotr, przykrywając się poduszką.
- Oj, daj spokój. Nie jest źle. - odpowiedziała mu już wstająca z łóżka i przeciągająca się kobieta. - Ty masz się szybko ogarnąć, a ja idę zrobić nam śniadanie. - dokończyła i już po chwili zniknęła w kuchni.
Gawryło podniósł się wolno i niechętnie i powolnym krokiem poszedł w stronę łazienki.
Hana zaśmiała się w duchu, ponieważ jedzenie od razu sprawiło, że się podniósł z łóżka.
Pół godziny później siedzieli razem kończąc jeść jajecznicę.
- No to ja szybko pozmywam, a ty leć do łazienki. - mówił, zbierając już wszystko ze stołu.
- Hmmm, dziwnie miłe i sprawiedliwe. - powiedziała, zastanawiając się.
- No właśnie, bo zaraz się rozmyślę ... - poganiał ją, bo chciał z nią jeszcze trochę czasu spędzić przed pracą.
- No ok, ok. Już idę. - odpowiedziała mu i udała się w kierunku łazienki.
poniedziałek, 19 sierpnia 2013
Opowiadanie 1. Część 75.
Hana delikatnie i tak, aby przypadkiem nie zrobić krzywdy małej, zaczęła starannie oglądać jej plecy.
Nic tam nie było. Zupełnie czysto ... nie poddawała się. Szukała dalej.
Te słowa wypowiedziane z ust Magdy zaciekawiły ją ...
"Jakby coś ją ugryzło" ...
- Ok, możesz ją położyć z powrotem. Tylko delikatnie. - powiedziała Goldberg, wciąż wierząc w swoją teorię.
- Ale o co właściwie ci chodzi? - zapytała już trochę zła Soszyńska. Jej zdaniem Hana zachowywała się teraz trochę jak świruska i matka dziewczynki nie wiedziała co ma myśleć.
Goldberg natomiast zaczęła dokładnie badać ciało dziewczynki od przodu. Szukała jakiegoś śladu po ugryzieniu lub czegoś takiego co mogłoby naprowadzić ją na pewien trop.
Zauważyła, że prawa noga dziewczynki w udzie jest znacznie napuchnięta. Szybko sprawdzała milimetr po milimetrze.
Nie myliła się, jak zawsze miała tą swoją kobiecą intuicję.
- Mam znalazłam! - krzyknęła.
- O co ci chodzi?! - wykrzyczała z przerażeniem Soszyńska.
- Tosia jest uczulona na pszczoły, prawda? - pytała tylko, aby się upewnić. W rzeczywistości już prawie na sto procent była pewna, że odpowiedź brzmi tak.
- Nic mi o tym nie wiadomo. Nigdy nie ugryzła ją pszczoła. - powiedziała już nieco spokojniejsza Magda, zastanawiając się.
- Użądliła ją już jakiś czas temu. Jeżeli chcemy, żeby z tego wyszła to musimy się spieszyć, bo skoro jest już w śpiączce to wszystko postępuje szybko. - mówiła najszybciej jak się da. Chciała, żeby Magda była choć mniej więcej świadoma sytuacji w jakiej znalazła się jej córka.
- O Boże! - krzyknęła przerażona. - I co teraz? - pytała zaniepokoja, z czułością i matczyną troską, głaskając swoją córeczkę po głowie.
- Lecę po Piotra! - krzyknęła już u progu Hana, szybko gnając do lekarskiego.
W nadzwyczaj ekspresowym tempie znalazła się już pod drzwiami lekarskiego.
Ktoś właśnie stamtąd wychodził i nieuważna i myśląca zupełnie o czym innym kobieta wpadła na niego.
- Przepraszam, spieszę się. - powiedziała szybko wymijając go i idąc dalej w swoim wyznaczonym kierunku.
- Hana, co jest?! - zapytał mocno zaniepokojony mężczyzna.
Okazało się, że wpadła na Piotra ...
- Boże, Piotr, to ty, przepraszam. - mówiła zaniepokojona.
- Nieważne. Ważne co się stało? - zapytał, ponieważ idealnie ją znał. Każdą emocję potrafił wyczytać z jej twarzy i czasem bardzo mu pomagała ta drobna umiejętność.
- Wiem co jest Tosi. - oznajmiła mu dumna z siebie.
- Co?! - zapytał mężczyzna, chociaż szczerze wątpił, że Hana tak naprawdę wiedziała.
- Pszczoła ją użądliła, a mała jest uczulona.
- O cholera, szybko postępuje ... pielęgniarko!
Od tego momentu wszystko przebiegało bardzo szybko.
Natychmiast zostały wprowadzone nowe leki do leczenia ( tym razem dobre ) i jedyne co teraz było potrzebne to tylko czas i cierpliwość.
Wszyscy byli wdzięczni Goldberg, ponieważ to dzięki niej tak naprawdę okazało się co dolega Soszyńskiej.
Gawryle i Hanie nie pozostało już nic innego, jak wrócenie do domu.
Hana była już dość zmęczona, a nie powinna się przemęczać i Piotr postanowił o nią zadbać.
Oczywiście telefony cały czas mieli przy sobie, ponieważ mieli być na bieżąco informowani o stanie zdrowia Tosi.
- Jeszcze raz dziękuję. - skierowała słowa w stronę Hany Magda, ściskając ją przy tym serdecznie.
Kobieta odpowiedziała jej pogodnym uśmiechem, a Piotr w duchu był zadowolony z całej tej sytuacji, bo dobrze jeżeli matka jego dziecka i kobieta z którą spędzi życie będą się jako tako dobrze dogadywały.
Wsiedli do samochodu. Hana prowadziła.
- Dziękuję. - powiedział, kiedy już dojechali na miejsce.
- Za co? - zapytała, trochę zdziwiona jego podziękowaniem.
- Za wszystko. - odpowiedział i delikatnie, a zarazem czule musnął jej wargi.
Przepraszam za to, że tak długo nie dodawałam, ale po prostu nie miałam weny. ; c
Od razu mówię, że nie wiem, kiedy będzie kolejna część i nic wam nie obiecuję.
Wszystko zależy od czasu i mojego nastawienia.
Komentujcie i trzymajcie kciuki za szybkiego nexta.
Kocham was, za to, że jesteście tacy wierni. < 3
Nic tam nie było. Zupełnie czysto ... nie poddawała się. Szukała dalej.
Te słowa wypowiedziane z ust Magdy zaciekawiły ją ...
"Jakby coś ją ugryzło" ...
- Ok, możesz ją położyć z powrotem. Tylko delikatnie. - powiedziała Goldberg, wciąż wierząc w swoją teorię.
- Ale o co właściwie ci chodzi? - zapytała już trochę zła Soszyńska. Jej zdaniem Hana zachowywała się teraz trochę jak świruska i matka dziewczynki nie wiedziała co ma myśleć.
Goldberg natomiast zaczęła dokładnie badać ciało dziewczynki od przodu. Szukała jakiegoś śladu po ugryzieniu lub czegoś takiego co mogłoby naprowadzić ją na pewien trop.
Zauważyła, że prawa noga dziewczynki w udzie jest znacznie napuchnięta. Szybko sprawdzała milimetr po milimetrze.
Nie myliła się, jak zawsze miała tą swoją kobiecą intuicję.
- Mam znalazłam! - krzyknęła.
- O co ci chodzi?! - wykrzyczała z przerażeniem Soszyńska.
- Tosia jest uczulona na pszczoły, prawda? - pytała tylko, aby się upewnić. W rzeczywistości już prawie na sto procent była pewna, że odpowiedź brzmi tak.
- Nic mi o tym nie wiadomo. Nigdy nie ugryzła ją pszczoła. - powiedziała już nieco spokojniejsza Magda, zastanawiając się.
- Użądliła ją już jakiś czas temu. Jeżeli chcemy, żeby z tego wyszła to musimy się spieszyć, bo skoro jest już w śpiączce to wszystko postępuje szybko. - mówiła najszybciej jak się da. Chciała, żeby Magda była choć mniej więcej świadoma sytuacji w jakiej znalazła się jej córka.
- O Boże! - krzyknęła przerażona. - I co teraz? - pytała zaniepokoja, z czułością i matczyną troską, głaskając swoją córeczkę po głowie.
- Lecę po Piotra! - krzyknęła już u progu Hana, szybko gnając do lekarskiego.
W nadzwyczaj ekspresowym tempie znalazła się już pod drzwiami lekarskiego.
Ktoś właśnie stamtąd wychodził i nieuważna i myśląca zupełnie o czym innym kobieta wpadła na niego.
- Przepraszam, spieszę się. - powiedziała szybko wymijając go i idąc dalej w swoim wyznaczonym kierunku.
- Hana, co jest?! - zapytał mocno zaniepokojony mężczyzna.
Okazało się, że wpadła na Piotra ...
- Boże, Piotr, to ty, przepraszam. - mówiła zaniepokojona.
- Nieważne. Ważne co się stało? - zapytał, ponieważ idealnie ją znał. Każdą emocję potrafił wyczytać z jej twarzy i czasem bardzo mu pomagała ta drobna umiejętność.
- Wiem co jest Tosi. - oznajmiła mu dumna z siebie.
- Co?! - zapytał mężczyzna, chociaż szczerze wątpił, że Hana tak naprawdę wiedziała.
- Pszczoła ją użądliła, a mała jest uczulona.
- O cholera, szybko postępuje ... pielęgniarko!
Od tego momentu wszystko przebiegało bardzo szybko.
Natychmiast zostały wprowadzone nowe leki do leczenia ( tym razem dobre ) i jedyne co teraz było potrzebne to tylko czas i cierpliwość.
Wszyscy byli wdzięczni Goldberg, ponieważ to dzięki niej tak naprawdę okazało się co dolega Soszyńskiej.
Gawryle i Hanie nie pozostało już nic innego, jak wrócenie do domu.
Hana była już dość zmęczona, a nie powinna się przemęczać i Piotr postanowił o nią zadbać.
Oczywiście telefony cały czas mieli przy sobie, ponieważ mieli być na bieżąco informowani o stanie zdrowia Tosi.
- Jeszcze raz dziękuję. - skierowała słowa w stronę Hany Magda, ściskając ją przy tym serdecznie.
Kobieta odpowiedziała jej pogodnym uśmiechem, a Piotr w duchu był zadowolony z całej tej sytuacji, bo dobrze jeżeli matka jego dziecka i kobieta z którą spędzi życie będą się jako tako dobrze dogadywały.
Wsiedli do samochodu. Hana prowadziła.
- Dziękuję. - powiedział, kiedy już dojechali na miejsce.
- Za co? - zapytała, trochę zdziwiona jego podziękowaniem.
- Za wszystko. - odpowiedział i delikatnie, a zarazem czule musnął jej wargi.
Przepraszam za to, że tak długo nie dodawałam, ale po prostu nie miałam weny. ; c
Od razu mówię, że nie wiem, kiedy będzie kolejna część i nic wam nie obiecuję.
Wszystko zależy od czasu i mojego nastawienia.
Komentujcie i trzymajcie kciuki za szybkiego nexta.
Kocham was, za to, że jesteście tacy wierni. < 3
wtorek, 16 lipca 2013
Opowiadanie 1. Część 74.
Szybko wyszli z bloku i w mgnieniu oka znaleźli się już w samochodzie.
Ten cały pośpiech oczywiście nie był na próżno, tylko z wiadomych przyczyn, ponieważ zarówno Hanie, jak i Piotrowi zależało, żeby jak najszybciej znaleźć się w szpitalu, przy łóżku, na którym leży Tosia.
- Hana zwolnij trochę, bo zaraz nas policja zatrzyma! - prawie wykrzyczał Piotr, patrząc na licznik, który ciągle rósł w górę.
- Chcesz szybko dojechać?! Ja też, więc nie marudź. - mówiła, wcale nie zmieniając prędkości.
- Tak, ale nie chcę się zabić! - krzyknął Piotr i Hana nieco zwolniła.
Ten cały pośpiech oczywiście nie był na próżno, tylko z wiadomych przyczyn, ponieważ zarówno Hanie, jak i Piotrowi zależało, żeby jak najszybciej znaleźć się w szpitalu, przy łóżku, na którym leży Tosia.
- Hana zwolnij trochę, bo zaraz nas policja zatrzyma! - prawie wykrzyczał Piotr, patrząc na licznik, który ciągle rósł w górę.
- Chcesz szybko dojechać?! Ja też, więc nie marudź. - mówiła, wcale nie zmieniając prędkości.
- Tak, ale nie chcę się zabić! - krzyknął Piotr i Hana nieco zwolniła.
* * *
- Mamo, tatuś jest lekarzem i mnie wyleczy? - zapytała Tośka, chwytając się za brzuch.
- Oczywiście kochanie. Jak tatuś przyjedzie będziesz zdrowa. - odpowiedziała, starając się wesprzeć córkę Soszyńska.
- A kiedy przyjedzie? - zapytała pełna nadziei mała.
- Już jedzie. - uśmiechnęła się pogodnie jej matka.
- Mamo! Coraz mocniej boli! - krzyknęła nagle.
- Zaraz wracam Tosiu, idę po lekarza! - powiedziała i równie szybko wybiegła z sali.
- Ała! - wykrzyczała jedynie mała i straciła przytomność.
* * *
Po ekspresowej jeździe w około kwadrans później znaleźli się przed szpitalem.
Na szczęście nie mieli problemów ze znalezieniem miejsca na parkingu, ponieważ był wieczór.
Szybko wysiedli i weszli do budynku ...
Oczywiście od razu skierowali się w stronę sali Tosi.
Widok dziewczynki nieco przeraził zakochanych. Była podłączona do aparatury. Wyglądało to strasznie.
- Biedna mała. - westchnęła cicho Hana, której aż się serce krajało na ten widok.
- Tosia?! - patrzył na nią, chwytając ją za dłoń.
Ona nie mogła mu odpowiedzieć ... wciąż była nieprzytomna.
- Co się stało? Przecież było dobrze. - skierował słowa w stronę matki dziewczynki.
- Sama nie wiem. Nagle wszystko się pogorszyło, narzekała na coraz silniejsze bóle brzucha ... potem zemdlała i nadal z tego co widzisz jest nieprzytomna. Musieli podłączyć ją do tych wszystkich kabelków, bo mówili, że jej narządy same nie dają rady. Piotr, jesteś lekarzem, co jej jest? - opowiedziała wszystko przez łzy i potem zadała pytanie, patrząc mu prosto w oczy. Tak bardzo martwiła się o swoją małą córeczkę, a mimo to nie miała pojęcia jak jej pomóc.
- Nie wiem, ale dowiem się. Idę do lekarskiego. - powiedział i pocałował Hanę w polik, przekraczając następnie próg drzwi.
- Nie idziesz z nim? - zapytała Magda, spoglądając na Goldberg.
- Nie, na nic się mu nie przydam. Posiedzę tu z tobą przy Tosi, dobrze? Oczywiście jeżeli ci to nie przeszkadza. - patrzyła na nią oczyma pełnymi nadziei. Naprawdę chciała jej pomóc choć w jakiś sposób.
- Zostań ... dziękuję.
- Nie ma za co. - odpowiedziała i uśmiechnęła się pocieszająco.
To był przełom w relacjach pomiędzy kobietami. Odnalazły w sobie nieco wsparcia ...
- Stało się coś szczególnego, jakieś objawy? Może w ten sposób pomogę ... - mówiła Hana, patrząc współczującym wzrokiem zarówno na Magdę jak i na jej córkę.
- Nie, nic takiego. Było dobrze, a nagle ... nagle znacznie się pogorszyło. Strasznie bolał ją brzuch. Krzyknęła tak, jak nagle coś by ją ugryzło ... - mówiła przygnębiona.
- Hmm ... - Hana układała sobie wszystko w głowie. - To by się zgadzało, chwila ... trzeba ją podnieść, tylko delikatnie.
- Co?! Ale po co?! Czemu?! - zapytała, nie wiedząc za bardzo o co chodzi Soszyńska.
- Po prostu ją podnieś. Tylko delikatnie. Muszę coś sprawdzić, a potem ci powiem. - odpowiedziała, zbliżając się do dziewczynki.
- Mogę ci ufać? - spytała, ostatni raz na nią spoglądając.
- Oczywiście ...
Chcę wam tylko powiedzieć, że jadę nad morze, więc najbliższe opowiadanie może być dopiero w niedziele i to nie dlatego, że mi się nie chcę czy coś.
Od razu jak będę miała czas i dostęp do netu to biorę się za kolejną część. ; )
Trzymajcie kciuki za małą Tosię. ; c
Proszę, komentujcie.
sobota, 13 lipca 2013
Opowiadanie 1. Część 73.
Kobietę zdziwiło to, że Piotr tak chętnie i bez żadnego zaciągania od razu poszedł do kuchni i zaczął przygotowanie dla nich posiłku.
-"Przecież nie przepada za gotowaniem. Dlaczego teraz to robi?" - myślała Hana, siadając na kanapie.
- Piotr, coś się stało, że tak chętnie gotujesz? - postanowiła nie zostawiać swoich pytań bez odpowiedzi z jego strony. Skierowała się do kuchni i spojrzała prosto w jego obłędne oczy, bo była bardzo ciekawa odpowiedzi.
- Robię to, żebyś odpoczęła ty i dziecko. - wskazał palcem na jej coraz bardziej zaokrąglający się już ciążowy brzuszek. - Dlatego wracaj na kanapę i się relaksuj póki możesz.
- Póki możesz? Co to niby ma znaczyć? - zapytała, śmiejąc się.
- To, że jak już będziesz po porodzie to wszystko wróci do normy. - odpowiedział, kontynuując przygotowanie posiłku.
- Haha, jasne. - mówiła, kierując się do tej kanapy. - Ale dzisiaj naprawdę było trochę nerwów, nie obrazisz się jak chwilę sobie pośpię?
- O, właśnie o to mi chodziło. Odpocznij, to dobrze zrobi naszemu dziecku. - powiedział, a ona pogodnie uśmiechnęła się w jego stronę, a następnie zamknęła zmęczone dniem oczy.
Hana kochała i zawsze mimowolnie od sytuacji się uśmiechała, kiedy mówił "nasze dziecko". To od razu wprawiało ją w lepszy nastrój i dawało pewność, że Piotr będzie znakomitym ojcem.
Niezmiernie się cieszyła, że to właśnie z nim założyła rodzinę.
Po kilkunastu minutach mężczyzna wyszedł z kuchni i chciał zawołać swoją partnerkę na kolację.
Wszedł jednak do salonu i zobaczył, że Hana dalej smacznie śpi i po prostu nawet nie miał serca jej budzić. Widział przecież, że była wykończona i doskonale wiedział, że najbardziej jest jej teraz potrzebny odpoczynek.
-"Kolację zawsze można zjeść później" - pomyślał, biorąc ją delikatnie na ręce, tak aby nie została obudzona.
Nie chciał, żeby spała na tej ciasnej i mało wygodnej kanapie. Dużo bardziej wyspałaby się na ich łóżku, które znajduje się w sypialni, dlatego właśnie tam została przeniesiona.
Piotr położył ją i przykrył kołdrą. Następnie zasłonił rolety, aby w pokoju było ciemno i uchylił lekko okno, by lepiej się jej oddychało. Na sam koniec zostawił lekko uchylone drzwi na wypadek, gdyby czegoś od niego potrzebowała i go wołała, a potem wyszedł z pokoju.
Nie był tak głodny, aby teraz jeść.
Tymbardziej, że jedznie przygotował w głównej myśli dla Hany, dlatego postanowił je zjeść wspólnie z nią, gdy się obudzi bardziej wypoczęta.
Sam też był trochę zmęczony, więc postanowił odpocząć na kanpaie, na której dokładnie to samo wcześniej robiła jego ukochana.
Włączył telewizor i wziął zimne piwo z lodówki i zaczął oglądać mecz siatkówki, który właśnie leciał.
Minęło sporo czasu, nagle relaks przerwał dzwoniący telefon.
- Słucham? - zapytał, odbierając.
- Piotr, musisz natychmiast przyjechać. Stan Tosi znacznie się pogorszył. - poinformowała go Soszyńska, w której głosie słychać było, że silnie to przeżywa.
Rozmawiali jeszcze chwilę.
- Tak, tak oczywiście już jadę. - mówił, rozłączając się i jednocześnie zakładają buty. - Cholera, przecież piłem, muszę jechać autobusem! - krzyknął zły na siebie.
- Zawiązę cię. - odpowiedziała Hana, która właśnie wyszła z sypialni.
Była cała gotowa do wyjścia, ponieważ słyszała rozmowę Piotra i wiedziała, że nie zostawi go w takiej sytuacji.
- Ale ty musisz odpoczywać. - mówił, zły sam na siebie, że dopuścił do sytuacji, w której nie może prowadzić.
- Już odpoczęłam. - powiedziała pewna siebie i otworzyła drzwi. - To co, wychodzimy?
Jemu nie pozostało nic innego jak tylko się zgodzić.
Tak właściwie to kobieta ratowała mu życie, ponieważ gdyby jechał autobusem znalazłby się na miejscu dużo później niż autem.
- Dziękuję. - szepnął jej na ucho, kiedy zamykała mieszkanie.
-"Przecież nie przepada za gotowaniem. Dlaczego teraz to robi?" - myślała Hana, siadając na kanapie.
- Piotr, coś się stało, że tak chętnie gotujesz? - postanowiła nie zostawiać swoich pytań bez odpowiedzi z jego strony. Skierowała się do kuchni i spojrzała prosto w jego obłędne oczy, bo była bardzo ciekawa odpowiedzi.
- Robię to, żebyś odpoczęła ty i dziecko. - wskazał palcem na jej coraz bardziej zaokrąglający się już ciążowy brzuszek. - Dlatego wracaj na kanapę i się relaksuj póki możesz.
- Póki możesz? Co to niby ma znaczyć? - zapytała, śmiejąc się.
- To, że jak już będziesz po porodzie to wszystko wróci do normy. - odpowiedział, kontynuując przygotowanie posiłku.
- Haha, jasne. - mówiła, kierując się do tej kanapy. - Ale dzisiaj naprawdę było trochę nerwów, nie obrazisz się jak chwilę sobie pośpię?
- O, właśnie o to mi chodziło. Odpocznij, to dobrze zrobi naszemu dziecku. - powiedział, a ona pogodnie uśmiechnęła się w jego stronę, a następnie zamknęła zmęczone dniem oczy.
Hana kochała i zawsze mimowolnie od sytuacji się uśmiechała, kiedy mówił "nasze dziecko". To od razu wprawiało ją w lepszy nastrój i dawało pewność, że Piotr będzie znakomitym ojcem.
Niezmiernie się cieszyła, że to właśnie z nim założyła rodzinę.
Po kilkunastu minutach mężczyzna wyszedł z kuchni i chciał zawołać swoją partnerkę na kolację.
Wszedł jednak do salonu i zobaczył, że Hana dalej smacznie śpi i po prostu nawet nie miał serca jej budzić. Widział przecież, że była wykończona i doskonale wiedział, że najbardziej jest jej teraz potrzebny odpoczynek.
-"Kolację zawsze można zjeść później" - pomyślał, biorąc ją delikatnie na ręce, tak aby nie została obudzona.
Nie chciał, żeby spała na tej ciasnej i mało wygodnej kanapie. Dużo bardziej wyspałaby się na ich łóżku, które znajduje się w sypialni, dlatego właśnie tam została przeniesiona.
Piotr położył ją i przykrył kołdrą. Następnie zasłonił rolety, aby w pokoju było ciemno i uchylił lekko okno, by lepiej się jej oddychało. Na sam koniec zostawił lekko uchylone drzwi na wypadek, gdyby czegoś od niego potrzebowała i go wołała, a potem wyszedł z pokoju.
Nie był tak głodny, aby teraz jeść.
Tymbardziej, że jedznie przygotował w głównej myśli dla Hany, dlatego postanowił je zjeść wspólnie z nią, gdy się obudzi bardziej wypoczęta.
Sam też był trochę zmęczony, więc postanowił odpocząć na kanpaie, na której dokładnie to samo wcześniej robiła jego ukochana.
Włączył telewizor i wziął zimne piwo z lodówki i zaczął oglądać mecz siatkówki, który właśnie leciał.
Minęło sporo czasu, nagle relaks przerwał dzwoniący telefon.
- Słucham? - zapytał, odbierając.
- Piotr, musisz natychmiast przyjechać. Stan Tosi znacznie się pogorszył. - poinformowała go Soszyńska, w której głosie słychać było, że silnie to przeżywa.
Rozmawiali jeszcze chwilę.
- Tak, tak oczywiście już jadę. - mówił, rozłączając się i jednocześnie zakładają buty. - Cholera, przecież piłem, muszę jechać autobusem! - krzyknął zły na siebie.
- Zawiązę cię. - odpowiedziała Hana, która właśnie wyszła z sypialni.
Była cała gotowa do wyjścia, ponieważ słyszała rozmowę Piotra i wiedziała, że nie zostawi go w takiej sytuacji.
- Ale ty musisz odpoczywać. - mówił, zły sam na siebie, że dopuścił do sytuacji, w której nie może prowadzić.
- Już odpoczęłam. - powiedziała pewna siebie i otworzyła drzwi. - To co, wychodzimy?
Jemu nie pozostało nic innego jak tylko się zgodzić.
Tak właściwie to kobieta ratowała mu życie, ponieważ gdyby jechał autobusem znalazłby się na miejscu dużo później niż autem.
- Dziękuję. - szepnął jej na ucho, kiedy zamykała mieszkanie.
czwartek, 11 lipca 2013
Opowiadanie 1. Część 72.
Para spojrzała się na siebie i od razu udała się szybkim krokiem w pogoni za Wiktorią.
Nim się obejrzeli, znaleźli się już pod salę, w której przebywała mała Soszyńska.
Magda już siedziała przy jej łóżku, trzymając ją za rękę. Widać było zarówno to, że się martwi o dziewczynkę, jak i to, że wykłóca się o coś z jej lekarką prowadzącą - Consalidą.
Hana wraz z Piotrem postanowili dać matce i córce choć trochę czasu na osobności, dlatego nie weszli od razu tylko usiedli przed salą i zaczęli rozmowę.
- Ona serio jest taka problemowa? O co ona się tam kłóci z Wiki? - pytała Hana bacznie obserwując szklaną szybę, jaka ich dzieliła.
- No jest, jest. - odparł smutno Piotr.
Romawiali jeszcze chwilę, po czym szybkim krokiem wyszła z sali Wiktoria i usiadła na krześlę obok nich.
- Boże, Piotr. Ona jest straszna, dostarczyła mi rozrywki na cały dzień. - mówiła, przecierając zmęczone już pracą oczy.
- A co jest? - pytał zdziwiony, ponieważ Magda co sytauację go czymś zaskakiwała ... i to niekoniecznie w dobrą stronę.
- Wszystko jej nie pasuje. Mówi, że Tosia jest źle leczona i chce mnie pozwać za niedopilnowanie jakiś obowiązków, choć nie wiem dokładnie o co chodzi, bo nie miałam siły jej słuchać i po prostu wyszłam.
- Pogadam z nią. - powiedział Gawryło i już zaczął wstawać miejsca, ale powstrzymała go ręka ukochanej.
- Daj spokój i tak zrobi to co będzie chciała. - odpowiedziała pewna siebie Goldberg.
- No właśnie i tak jak mnie pozwie to wygram, bo nie było żadnych niedopatrzeń. - poparła ją koleżanka z pracy.
Para postanowiła, że w międzyczacie zobaczy co u Leny, przecież to jej w głównej mierze zawdzięczali to, że Tosia doznała tylko lekkich obrażeń.
Weszli na jej salę i okazało się, że ze Starską też nie jest źle.
Przy jej łóżku czuwał już oczywiście Witek z Felkiem na rękach.
Dowiedzieli się, że bóle jej ustąpiły,a ręka jest złamana i wsadzona na dwa tygodnie w gips. Zostaje na jeden dzień obowiązkowej obserwacji i tyle.
Hanie i Piotrowi wyraźnie ulżyło, gdy dowiedzieli się, że z lekarką wszystko w porządku, bo wyraźnie czuli ciągle poczucie winy.
- Dobrze, że Lenie nic nie jest. - powiedziała Hana, kiedy tylko wyszli z jej sali.
Poczucie winy, które nie dawało jej spokoju nieco się zmniejszyło, jednak wciąż ją dręczyło ...
- Mi też ulżyło. - odpowiedział jej ukochany i odetchnął głęboko.
- To co, teraz idziemy do Tosi, a potem dom?
- Dokładnie tak. - mówił Gawryło, łapiąc ją za rękę i ruszając przez szpitalny korytarz.
Tak jak powiedzieli, tak zrobili.
Kilka minut później weszli na salę dziewczynki.
Magda cały czas była na nich wściekła i posądzała ich o ten cały wypadek, dlatego nie chciała zostać z nimi w jednej sali i od razu postanowiła pójść się przewietrzyć i zostawić ich.
Nie chciała spędzać chociaż drobnej chwili w ich obecności ...
U małej też długo nie zawitali, ponieważ spała i nie chcieli jej budzić.
Postanowili więc udać się jak najprędzej do domu i odpocząć, po tym jak zwykle pełnym przeżyć dniu.
- Zajrzymy do niej jutro przed pracą, ok? - zapytał Piotr, odpalając silnik auta.
- No oczywiście, że tak. - Hana uśmiechnęła się do niego.
Na drodze było cicho i spokojnie.
Korków nie było, więc dotarli do domu w dość krótkim czasie.
- Muszę coś zjeść. - powiedziała już na wstępie Hana, gdy tylko zdążyli wejść do mieszkania.
- Ja się tym zajmę. - odpowiedział Piotr i ruszył w stronę kuchni.
Nim się obejrzeli, znaleźli się już pod salę, w której przebywała mała Soszyńska.
Magda już siedziała przy jej łóżku, trzymając ją za rękę. Widać było zarówno to, że się martwi o dziewczynkę, jak i to, że wykłóca się o coś z jej lekarką prowadzącą - Consalidą.
Hana wraz z Piotrem postanowili dać matce i córce choć trochę czasu na osobności, dlatego nie weszli od razu tylko usiedli przed salą i zaczęli rozmowę.
- Ona serio jest taka problemowa? O co ona się tam kłóci z Wiki? - pytała Hana bacznie obserwując szklaną szybę, jaka ich dzieliła.
- No jest, jest. - odparł smutno Piotr.
Romawiali jeszcze chwilę, po czym szybkim krokiem wyszła z sali Wiktoria i usiadła na krześlę obok nich.
- Boże, Piotr. Ona jest straszna, dostarczyła mi rozrywki na cały dzień. - mówiła, przecierając zmęczone już pracą oczy.
- A co jest? - pytał zdziwiony, ponieważ Magda co sytauację go czymś zaskakiwała ... i to niekoniecznie w dobrą stronę.
- Wszystko jej nie pasuje. Mówi, że Tosia jest źle leczona i chce mnie pozwać za niedopilnowanie jakiś obowiązków, choć nie wiem dokładnie o co chodzi, bo nie miałam siły jej słuchać i po prostu wyszłam.
- Pogadam z nią. - powiedział Gawryło i już zaczął wstawać miejsca, ale powstrzymała go ręka ukochanej.
- Daj spokój i tak zrobi to co będzie chciała. - odpowiedziała pewna siebie Goldberg.
- No właśnie i tak jak mnie pozwie to wygram, bo nie było żadnych niedopatrzeń. - poparła ją koleżanka z pracy.
Para postanowiła, że w międzyczacie zobaczy co u Leny, przecież to jej w głównej mierze zawdzięczali to, że Tosia doznała tylko lekkich obrażeń.
Weszli na jej salę i okazało się, że ze Starską też nie jest źle.
Przy jej łóżku czuwał już oczywiście Witek z Felkiem na rękach.
Dowiedzieli się, że bóle jej ustąpiły,a ręka jest złamana i wsadzona na dwa tygodnie w gips. Zostaje na jeden dzień obowiązkowej obserwacji i tyle.
Hanie i Piotrowi wyraźnie ulżyło, gdy dowiedzieli się, że z lekarką wszystko w porządku, bo wyraźnie czuli ciągle poczucie winy.
- Dobrze, że Lenie nic nie jest. - powiedziała Hana, kiedy tylko wyszli z jej sali.
Poczucie winy, które nie dawało jej spokoju nieco się zmniejszyło, jednak wciąż ją dręczyło ...
- Mi też ulżyło. - odpowiedział jej ukochany i odetchnął głęboko.
- To co, teraz idziemy do Tosi, a potem dom?
- Dokładnie tak. - mówił Gawryło, łapiąc ją za rękę i ruszając przez szpitalny korytarz.
Tak jak powiedzieli, tak zrobili.
Kilka minut później weszli na salę dziewczynki.
Magda cały czas była na nich wściekła i posądzała ich o ten cały wypadek, dlatego nie chciała zostać z nimi w jednej sali i od razu postanowiła pójść się przewietrzyć i zostawić ich.
Nie chciała spędzać chociaż drobnej chwili w ich obecności ...
U małej też długo nie zawitali, ponieważ spała i nie chcieli jej budzić.
Postanowili więc udać się jak najprędzej do domu i odpocząć, po tym jak zwykle pełnym przeżyć dniu.
- Zajrzymy do niej jutro przed pracą, ok? - zapytał Piotr, odpalając silnik auta.
- No oczywiście, że tak. - Hana uśmiechnęła się do niego.
Na drodze było cicho i spokojnie.
Korków nie było, więc dotarli do domu w dość krótkim czasie.
- Muszę coś zjeść. - powiedziała już na wstępie Hana, gdy tylko zdążyli wejść do mieszkania.
- Ja się tym zajmę. - odpowiedział Piotr i ruszył w stronę kuchni.
piątek, 5 lipca 2013
Opowiadanie 1. Część 71.
Hana siedziała na krześle w poczekalni i myślała o tym całym bardzo przykrym i smutnym incydencie.
"Jak to się stało? Jak do tego doszło?" - w głowie cały czas kłębił się jej mętlik pytań.
Z tego amoku wyrwał ją dopiero głos Piotr, który do niej podszedł, chowając już telefon do kieszeni.
- Już coś wiadomo? - pytał, choć tak naprawdę był pewien odpowiedzi.
- Nie, jeszcze nie. - odparła, spoglądając na niego. - A jak z Magdą?
- Strasznie. Jest na mnie okropnie zła i chyba już nigdy nie pozwoli mi pilnować Tosi.
- Nie może ci tego zabronić, ty też jesteś jej ojcem i masz do niej prawa.
- Tak, wiem ... ale się jej nie dziwię. Jak mogłem zapomnieć jej powiadomić?
- Mieliśmy ważniejsze rzeczy do zrobienia, dużo ważniejsze. - powiedziała spokojnie.
- Tak, wiem, ale wytłumacz to jej. - odparł bez jakiegokolwiek entuzjazmu w głosie.
Na tym skończyła się ich rozmowa.
Siedzieli na małych i wąskich krzesełkach podparci o siebie nawzajem i milczeli.
Obserwowali otoczenie wokół ...
Widzieli jak ludzie wchodzą i wychodzą. Jak zmieniają się pielęgniarki i wolnym krokiem chodzą pacjenci po szpitalnych korytarzach.
Wszystko naokoło nich się nieustannie zmieniało i nie dało się tego uniknąć.
Tylko oni pozostawali wciąż na tych samych, niewygodnych miejscach i w tych samych, już dość zdrętwiałych pozycjach.
Ich ciszę przerwał stukot szpilek i oboje od razu spojrzeli się w kierunku wydobywanego dźwięku.
Brunetka zmierzała prosto w ich stronę i po jej minie wnioskować można było, że nie jest szczęśliwa, a wręcz przeciwnie, agresja rodziła się jej na twarzy.
- Gdzie ona jest? - zapytała od razu bez zbędnych szczegółów Magda.
- Spokojnie. Cały czas czekamy, zabrali ją na badania. - mówił, starając się ją pocieszyć.
- Jakie spokojnie?! - wybuchła. - Przez ciebie moja córka omal nie zginęła, a ty mi każesz być spokojną?
- Przeze mnie?! Przecież to do cholery nie była moja wina! - Piotr zareagował w dość emocjonalny sposób. Nie ukrywał, że zabolało go to, co usłyszał przed chwilą z ust Soszyńskiej.
Widać było, że za chwilę będzie duża afera, ponieważ już wkoło nich pojedyncze osoby zaczęły się odwracać i nasłuchiwać, słysząc wysoko podniesione głosy.
Hana postanowiła wkroczyć.
Do tego czasu nie chciała za bardzo ingerować, ponieważ uznała, że to sprawa pomiędzy rodzicami dziewczynki.
Jednak teraz zmieniła zdanie, ponieważ nie chciała, aby zaczęli na siebie wrzeszczeć i popadać sobie do gardeł na środku szpitalnego korytarza.
Musiała więc temu zaradzić.
- Magda, wszystko będzie dobrze. - jej słowa były szczere i całkowicie od serca. Żal jej było kobiety, bo zdawała sobie sprawę z tego co czuje.
- Nie wtrącaj się! - odpowiedziała podle.
Goldberg chciała już jej coś odpowiedzieć i dopiec, ale stwierdziła, że nie będzie taka wredna i złośliwa jak ona.
"Taka nie jestem" - powiedziała sobie cicho i zrezygnowana odwróciła się do niej plecami.
- I co, nic mi nie odpowiesz? - zapytała zdziwiona Soszyńska.
- Nie jestem taka jak ty.
- Zostaw ją. - odpowiedział Piotr i czule objął Goldberg ramieniem.
Magda nie zdążyła już nic więcej odpowiedzieć, ponieważ podeszła do niej Wiktoria.
- Niech pani tak nie krzyczy, bo pacjenci się skarzą. - powiedziała ozięble w stronę Magdy.
Ta tylko parsknęła.
- Córka jest po badaniach, jeżeli chce ją pani zobaczyć zapraszam za mną. - powiedziała i ruszyła.
Magda niepewnym ruchem udała się za nią.
- Hana, Piotr! Wy też chodźcie! - zdążyła jeszcze wykrzyczeć Consalida.
"Jak to się stało? Jak do tego doszło?" - w głowie cały czas kłębił się jej mętlik pytań.
Z tego amoku wyrwał ją dopiero głos Piotr, który do niej podszedł, chowając już telefon do kieszeni.
- Już coś wiadomo? - pytał, choć tak naprawdę był pewien odpowiedzi.
- Nie, jeszcze nie. - odparła, spoglądając na niego. - A jak z Magdą?
- Strasznie. Jest na mnie okropnie zła i chyba już nigdy nie pozwoli mi pilnować Tosi.
- Nie może ci tego zabronić, ty też jesteś jej ojcem i masz do niej prawa.
- Tak, wiem ... ale się jej nie dziwię. Jak mogłem zapomnieć jej powiadomić?
- Mieliśmy ważniejsze rzeczy do zrobienia, dużo ważniejsze. - powiedziała spokojnie.
- Tak, wiem, ale wytłumacz to jej. - odparł bez jakiegokolwiek entuzjazmu w głosie.
Na tym skończyła się ich rozmowa.
Siedzieli na małych i wąskich krzesełkach podparci o siebie nawzajem i milczeli.
Obserwowali otoczenie wokół ...
Widzieli jak ludzie wchodzą i wychodzą. Jak zmieniają się pielęgniarki i wolnym krokiem chodzą pacjenci po szpitalnych korytarzach.
Wszystko naokoło nich się nieustannie zmieniało i nie dało się tego uniknąć.
Tylko oni pozostawali wciąż na tych samych, niewygodnych miejscach i w tych samych, już dość zdrętwiałych pozycjach.
Ich ciszę przerwał stukot szpilek i oboje od razu spojrzeli się w kierunku wydobywanego dźwięku.
Brunetka zmierzała prosto w ich stronę i po jej minie wnioskować można było, że nie jest szczęśliwa, a wręcz przeciwnie, agresja rodziła się jej na twarzy.
- Gdzie ona jest? - zapytała od razu bez zbędnych szczegółów Magda.
- Spokojnie. Cały czas czekamy, zabrali ją na badania. - mówił, starając się ją pocieszyć.
- Jakie spokojnie?! - wybuchła. - Przez ciebie moja córka omal nie zginęła, a ty mi każesz być spokojną?
- Przeze mnie?! Przecież to do cholery nie była moja wina! - Piotr zareagował w dość emocjonalny sposób. Nie ukrywał, że zabolało go to, co usłyszał przed chwilą z ust Soszyńskiej.
Widać było, że za chwilę będzie duża afera, ponieważ już wkoło nich pojedyncze osoby zaczęły się odwracać i nasłuchiwać, słysząc wysoko podniesione głosy.
Hana postanowiła wkroczyć.
Do tego czasu nie chciała za bardzo ingerować, ponieważ uznała, że to sprawa pomiędzy rodzicami dziewczynki.
Jednak teraz zmieniła zdanie, ponieważ nie chciała, aby zaczęli na siebie wrzeszczeć i popadać sobie do gardeł na środku szpitalnego korytarza.
Musiała więc temu zaradzić.
- Magda, wszystko będzie dobrze. - jej słowa były szczere i całkowicie od serca. Żal jej było kobiety, bo zdawała sobie sprawę z tego co czuje.
- Nie wtrącaj się! - odpowiedziała podle.
Goldberg chciała już jej coś odpowiedzieć i dopiec, ale stwierdziła, że nie będzie taka wredna i złośliwa jak ona.
"Taka nie jestem" - powiedziała sobie cicho i zrezygnowana odwróciła się do niej plecami.
- I co, nic mi nie odpowiesz? - zapytała zdziwiona Soszyńska.
- Nie jestem taka jak ty.
- Zostaw ją. - odpowiedział Piotr i czule objął Goldberg ramieniem.
Magda nie zdążyła już nic więcej odpowiedzieć, ponieważ podeszła do niej Wiktoria.
- Niech pani tak nie krzyczy, bo pacjenci się skarzą. - powiedziała ozięble w stronę Magdy.
Ta tylko parsknęła.
- Córka jest po badaniach, jeżeli chce ją pani zobaczyć zapraszam za mną. - powiedziała i ruszyła.
Magda niepewnym ruchem udała się za nią.
- Hana, Piotr! Wy też chodźcie! - zdążyła jeszcze wykrzyczeć Consalida.
wtorek, 2 lipca 2013
Opowiadanie 1. Część 70.
W ambulansie było dość ciasno i starano się maksymalnie powiększyć jego powierzchnie. Wynikało to przede wszystkim z faktu, że jechało nim więcej osób niż powinno.
Była to ważna reguła, która została złamana, ale nie można odmówić kolegą po fachu. Trzeba się trzymać razem i w miarę możliwości pomagać sobie, jeżeli zdarzą się właśnie takie skrajne sytuacje.
Para siedziała pomiędzy Leną i Tosią, obejmując się wzajemnie.
Chcieli siebie nawzajem wesprzeć i odciążyć, ponieważ kochali się.
Już tyle rzeczy razem przeszli i teraz ten wypadek ... kolejna sytuacja do ich smutnej listy.
Tosia zaczęła się pomału wybudzać. Nie miała siły się podnieś, więc jedyne co zrobiła to tylko delikatne uchylenie powiek.
- Tato. - cichutko wymruczała.
- Ciii, jestem przy tobie, a teraz nic nie mów tylko śpi. - mówił, trzymając ją za rączkę.
Ona posłuchała jego prośby i wykonała ją natychmiast. Była wyczerpana, więc nic w tym dziwnego.
Z Leną też nie było tak źle, na szczęście ... ale wspaniale też nie było. To złamanie i ból brzuch z pewnością będzie wymagało chociaż kilkudniowej obserwacji w ich kochanym szpitalu.
Obie spały, więc Hana z Piotrem mogli wymienić kilka słów cicho i dyskretnie sami.
- Piotr, co to było z tym samochodem? - zapytała cicho.
- Sam nie wiem, ale to było jakieś takie dziwne. On tak po prostu wybuchł. - powiedział smutny.
- Wiem, dlatego sądzę, że to nie był zwykły przypadek. - odpowiedziała, głębiej się zamyślając.
- No, ale to chore Hana, co ty w ogóle sugerujesz? - pytał, patrząc w te jej piękne, szklane oczy.
- To, że ktoś chyba chciał wprowadzić w nasze życie jeszcze większe zamieszanie. - mówiła ponuro.
- Ale niby kto ... - Piotr nie był za bardzo przekonany do jej wniosku, chociaż sam wiedział, że samochód w magiczny sposób tak sobie sam nie eksploduje kiedy chce.
Nie zdążyli dokończyć rozmowy, ponieważ karetka zaparkowała już pod Leśno Górskim szpitalem.
Ich podróż dobiegła końca i mieli wysiąść.
Cały czas utrzymywali kontakt z rannymi Tosią i Leną.
Nie chcieli ich chociaż na moment zostawić samych, ponieważ po jakiejś małej części czuli się winni.
Zarówno Hana jak i Piotr twierdzili, że w dużym stopniu wina leży po ich stronie.
Bo czemu one biedne ucierpiały?
Ktoś chciał zrujnować życie im, a nie niewinnym ludziom.
To jedynie straszny i okropny pech, że one akurat wtedy znalazły się w tym miejscu.
Chyba ...
Od razu po wejściu do budynku zabrano je na odpowiednie badania i zostawiono parę samą sobie.
Jedyne co oni mogli robić to tylko iść do poczekalni i czekać jakie będą ich wyniki.
Oczywiście nie obyło się bez rozmów, które były prowadzone na oczywiste tematy.
- I co teraz? - padło jasne pytanie z ust Goldberg.
- Ja nie wiem Hana, naprawdę nie wiem. - mówił załamany Piotr.
Słychać było, że głos mu się łamał, bo tak naprawdę ciężko sobie wyobrazić, żeby znaleźć się w tak trudnej i ciężkiej do przebrnięcie sytuacji.
- Trzeba to zgłosić na policję. - odpowiedziała mu po chwili namysłu.
- I niby co zrobi polska policja? Poza tym dowody znikły razem z autem. - podparł się bezradnie.
Hana mimowolnie posmutniała, ponieważ wiedziała, że Piotr miał rację.
Nagle rozmowę przerwał im telefon.
Gawryło spojrzał na telefon, a potem błagalny spojrzeniem na Hanę, ponieważ zupełnie o kimś zapomniał ... Magda.
Przecież musi ją natychmiast o tym poinformować.
Ona ... powinna tu być jako jej matka.
Rozmawiali przez ponad dziesięć minut, a Hana jedynie się przysłuchiwała i kilkakrotnie słyszała krzyki Magdy do słuchawki i podniesiony głos Piotra.
"Jeszcze więcej problemów, super ..." - pomyślała od razu.
Była to ważna reguła, która została złamana, ale nie można odmówić kolegą po fachu. Trzeba się trzymać razem i w miarę możliwości pomagać sobie, jeżeli zdarzą się właśnie takie skrajne sytuacje.
Para siedziała pomiędzy Leną i Tosią, obejmując się wzajemnie.
Chcieli siebie nawzajem wesprzeć i odciążyć, ponieważ kochali się.
Już tyle rzeczy razem przeszli i teraz ten wypadek ... kolejna sytuacja do ich smutnej listy.
Tosia zaczęła się pomału wybudzać. Nie miała siły się podnieś, więc jedyne co zrobiła to tylko delikatne uchylenie powiek.
- Tato. - cichutko wymruczała.
- Ciii, jestem przy tobie, a teraz nic nie mów tylko śpi. - mówił, trzymając ją za rączkę.
Ona posłuchała jego prośby i wykonała ją natychmiast. Była wyczerpana, więc nic w tym dziwnego.
Z Leną też nie było tak źle, na szczęście ... ale wspaniale też nie było. To złamanie i ból brzuch z pewnością będzie wymagało chociaż kilkudniowej obserwacji w ich kochanym szpitalu.
Obie spały, więc Hana z Piotrem mogli wymienić kilka słów cicho i dyskretnie sami.
- Piotr, co to było z tym samochodem? - zapytała cicho.
- Sam nie wiem, ale to było jakieś takie dziwne. On tak po prostu wybuchł. - powiedział smutny.
- Wiem, dlatego sądzę, że to nie był zwykły przypadek. - odpowiedziała, głębiej się zamyślając.
- No, ale to chore Hana, co ty w ogóle sugerujesz? - pytał, patrząc w te jej piękne, szklane oczy.
- To, że ktoś chyba chciał wprowadzić w nasze życie jeszcze większe zamieszanie. - mówiła ponuro.
- Ale niby kto ... - Piotr nie był za bardzo przekonany do jej wniosku, chociaż sam wiedział, że samochód w magiczny sposób tak sobie sam nie eksploduje kiedy chce.
Nie zdążyli dokończyć rozmowy, ponieważ karetka zaparkowała już pod Leśno Górskim szpitalem.
Ich podróż dobiegła końca i mieli wysiąść.
Cały czas utrzymywali kontakt z rannymi Tosią i Leną.
Nie chcieli ich chociaż na moment zostawić samych, ponieważ po jakiejś małej części czuli się winni.
Zarówno Hana jak i Piotr twierdzili, że w dużym stopniu wina leży po ich stronie.
Bo czemu one biedne ucierpiały?
Ktoś chciał zrujnować życie im, a nie niewinnym ludziom.
To jedynie straszny i okropny pech, że one akurat wtedy znalazły się w tym miejscu.
Chyba ...
Od razu po wejściu do budynku zabrano je na odpowiednie badania i zostawiono parę samą sobie.
Jedyne co oni mogli robić to tylko iść do poczekalni i czekać jakie będą ich wyniki.
Oczywiście nie obyło się bez rozmów, które były prowadzone na oczywiste tematy.
- I co teraz? - padło jasne pytanie z ust Goldberg.
- Ja nie wiem Hana, naprawdę nie wiem. - mówił załamany Piotr.
Słychać było, że głos mu się łamał, bo tak naprawdę ciężko sobie wyobrazić, żeby znaleźć się w tak trudnej i ciężkiej do przebrnięcie sytuacji.
- Trzeba to zgłosić na policję. - odpowiedziała mu po chwili namysłu.
- I niby co zrobi polska policja? Poza tym dowody znikły razem z autem. - podparł się bezradnie.
Hana mimowolnie posmutniała, ponieważ wiedziała, że Piotr miał rację.
Nagle rozmowę przerwał im telefon.
Gawryło spojrzał na telefon, a potem błagalny spojrzeniem na Hanę, ponieważ zupełnie o kimś zapomniał ... Magda.
Przecież musi ją natychmiast o tym poinformować.
Ona ... powinna tu być jako jej matka.
Rozmawiali przez ponad dziesięć minut, a Hana jedynie się przysłuchiwała i kilkakrotnie słyszała krzyki Magdy do słuchawki i podniesiony głos Piotra.
"Jeszcze więcej problemów, super ..." - pomyślała od razu.
niedziela, 30 czerwca 2013
Opowiadanie 1. Część 69.
- Co to było? - zapytała Hana Piotra, przekraczając już próg balkonowy.
- Nie wiem! - krzyknął, patrząc się skąd dochodził ten hałas.
Nie musiał bardzo się rozglądać i wyraźniej szukać. Wystarczyło jedynie, że spojrzał w stronę parkingu samochodowego, stojącego pod ich domem i już widział.
- Cholera Hana, patrz! - krzyknął ponownie i pokazał palcem miejsce eksplozji.
- O Boże! Piotr ... to chyba jest nasz samochód. - powiedziała załamana.
- Domyśliłem się! - wykrzyczał w złości mężczyzna.
- Nie musisz się na mnie wydzierać, to nie moja wina! - odkrzyknęła mu załamana.
Piotr spojrzał na nią i oparł się o balustradę. Był przygnębiony i nie było ku temu najmniejszych wątpliwości.
Hana nie miała się o co gniewać, szczególnie w takiej sytuacji.
Piotr po chwili się ogarnął i oprzytomniał ...
Przecież nie mógł tak tu stać bezczynnie. To był jego wóz. Trzeba szybko dzwonić na straż pożarną i do ubezpieczyciela i tam zejść.
- Hana, musimy tam iść. - powiedział szybko, kiedy już wchodził z powrotem do mieszkania.
- Wiem. - odpowiedziała i ostatni raz przed wyjściem z balkonu spojrzała na ten widok.
Zauważyła drobny szczegół, ale bardzo ważny. Serce jej od razu stanęło w miejscu i zrobiła się cała blada.
Stała w miejscu, czerpiąc powietrze i nie mogła się ruszyć z miejsca.
- Idziesz? - mówił ukochany, odwracając się na chwile w jej kierunku. - O mój Boże! Hana! Co ci jest? - od razu wykrzyczał, przybliżając się do niej, ponieważ zauważył jak momentalnie jej stan się zmienił.
- Piotr. - spojrzała mu w oczy. - Tam leży Lena i Tosia. - dokończyła wypowiedź i pokazała palcem miejsce.
Miała rację.
Hana miała szczęście, że je zobaczyła, ponieważ było to trudne, tym bardziej przez dym i całą sytuacje, która właśnie teraz miała tam miejsce.
- Co?!! - wykrzyczał i spojrzał się dla upewnienia we wskazany punkt.
To co tam zobaczył również go zszokowało, ponieważ jego kobieta nie myliła się.
- Jezu ... Tośka! - wydarł się przerażony i popędził w kierunku drzwi.
Hana nie zastanawiała się ani chwili dłużej. Zrobiła dokładnie to samo co on. Nie mogła postąpić inaczej i nawet nie dopuszczała do siebie innej możliwości, przecież była tam córka mężczyzny jej życia oraz najlepsza przyjaciółka.
Piotr znalazł się na miejscu już dwie minuty po pokazaniu mu go przez Hanę, ponieważ wybrał schody i zbiegł na jednym tchu, aby jak najszybciej znaleźć się przy swojej biednej córeczce.
Hana też biegła po schodach, ale była nieco wolniejsza. Wynikało to z różnych przyczyn, mianowicie chodziło o to, że jednak wciąż musi pamiętać, że jest w ciąży.
Piotr pierwsze co zrobił to podbiegł do niej.
- Tośka, Tośka! - krzyczał w kółko, jednak ona nie reagowała.
Hana natomiast starała się zachować zimną krew, aby jak najszybciej udzieloną im fachowej pomocy, ponieważ Piotr był tak omotany tą całą sytuacją, że chyba nie był w stanie.
- Pogotowie już jedzie. - odpowiedział na jej wezwanie telefoniczne jeden z ratowników.
- Tylko szybko! - krzyknęła i rozłączyła się.
Oni w ogóle nie przejmowali się autem, które wyglądało fatalnie.
Dla nich teraz liczyła się tylko Tosia i Lena, które nie wiadomo tak naprawdę bez dokładniejszych badań w jakim znajdowały się stanie.
Tośka była cały czas nie przytomna, ale Piotr zmierzył jej puls i sprawdził oddech, wszystko było prawidłowe.
Lena natomiast była przytomna, jednak tylko w pewnym stopniu.
- Ja ją zasłoniła. - wymruczała ledwo co słyszalnym głosem.
- Ciii, nic nie mów. - powiedział Piotr, zamykając jej przy tym usta.
Wokół nich zdążył się zebrać już spory tłum ciekawskim gapiów.
Oni jednak nic sobie z tego nie robili.
Troszczyli się tylko o dobro i zdrowie bliskich siebie osób.
Zrobili wszystko co w ich mocy bez specjalistycznego sprzętu i wywnioskowali, że stan ogólny nie jest zły tylko drobne stłuczenia i złamana ręka Leny.
- Proszę się odsunąć. - powiedział podchodzący do nich ratownik medyczny z dwójką swoich pomocników.
- Jesteśmy lekarzami. Jedziemy z wami, do Leśnej Góry. - powiedział Piotr, pomagając z noszami.
Weszli oboje do ambulansu i odjechali, żegnając się z tłumem gapiów, który już pomału się rozchodził ...
- Nie wiem! - krzyknął, patrząc się skąd dochodził ten hałas.
Nie musiał bardzo się rozglądać i wyraźniej szukać. Wystarczyło jedynie, że spojrzał w stronę parkingu samochodowego, stojącego pod ich domem i już widział.
- Cholera Hana, patrz! - krzyknął ponownie i pokazał palcem miejsce eksplozji.
- O Boże! Piotr ... to chyba jest nasz samochód. - powiedziała załamana.
- Domyśliłem się! - wykrzyczał w złości mężczyzna.
- Nie musisz się na mnie wydzierać, to nie moja wina! - odkrzyknęła mu załamana.
Piotr spojrzał na nią i oparł się o balustradę. Był przygnębiony i nie było ku temu najmniejszych wątpliwości.
Hana nie miała się o co gniewać, szczególnie w takiej sytuacji.
Piotr po chwili się ogarnął i oprzytomniał ...
Przecież nie mógł tak tu stać bezczynnie. To był jego wóz. Trzeba szybko dzwonić na straż pożarną i do ubezpieczyciela i tam zejść.
- Hana, musimy tam iść. - powiedział szybko, kiedy już wchodził z powrotem do mieszkania.
- Wiem. - odpowiedziała i ostatni raz przed wyjściem z balkonu spojrzała na ten widok.
Zauważyła drobny szczegół, ale bardzo ważny. Serce jej od razu stanęło w miejscu i zrobiła się cała blada.
Stała w miejscu, czerpiąc powietrze i nie mogła się ruszyć z miejsca.
- Idziesz? - mówił ukochany, odwracając się na chwile w jej kierunku. - O mój Boże! Hana! Co ci jest? - od razu wykrzyczał, przybliżając się do niej, ponieważ zauważył jak momentalnie jej stan się zmienił.
- Piotr. - spojrzała mu w oczy. - Tam leży Lena i Tosia. - dokończyła wypowiedź i pokazała palcem miejsce.
Miała rację.
Hana miała szczęście, że je zobaczyła, ponieważ było to trudne, tym bardziej przez dym i całą sytuacje, która właśnie teraz miała tam miejsce.
- Co?!! - wykrzyczał i spojrzał się dla upewnienia we wskazany punkt.
To co tam zobaczył również go zszokowało, ponieważ jego kobieta nie myliła się.
- Jezu ... Tośka! - wydarł się przerażony i popędził w kierunku drzwi.
Hana nie zastanawiała się ani chwili dłużej. Zrobiła dokładnie to samo co on. Nie mogła postąpić inaczej i nawet nie dopuszczała do siebie innej możliwości, przecież była tam córka mężczyzny jej życia oraz najlepsza przyjaciółka.
Piotr znalazł się na miejscu już dwie minuty po pokazaniu mu go przez Hanę, ponieważ wybrał schody i zbiegł na jednym tchu, aby jak najszybciej znaleźć się przy swojej biednej córeczce.
Hana też biegła po schodach, ale była nieco wolniejsza. Wynikało to z różnych przyczyn, mianowicie chodziło o to, że jednak wciąż musi pamiętać, że jest w ciąży.
Piotr pierwsze co zrobił to podbiegł do niej.
- Tośka, Tośka! - krzyczał w kółko, jednak ona nie reagowała.
Hana natomiast starała się zachować zimną krew, aby jak najszybciej udzieloną im fachowej pomocy, ponieważ Piotr był tak omotany tą całą sytuacją, że chyba nie był w stanie.
- Pogotowie już jedzie. - odpowiedział na jej wezwanie telefoniczne jeden z ratowników.
- Tylko szybko! - krzyknęła i rozłączyła się.
Oni w ogóle nie przejmowali się autem, które wyglądało fatalnie.
Dla nich teraz liczyła się tylko Tosia i Lena, które nie wiadomo tak naprawdę bez dokładniejszych badań w jakim znajdowały się stanie.
Tośka była cały czas nie przytomna, ale Piotr zmierzył jej puls i sprawdził oddech, wszystko było prawidłowe.
Lena natomiast była przytomna, jednak tylko w pewnym stopniu.
- Ja ją zasłoniła. - wymruczała ledwo co słyszalnym głosem.
- Ciii, nic nie mów. - powiedział Piotr, zamykając jej przy tym usta.
Wokół nich zdążył się zebrać już spory tłum ciekawskim gapiów.
Oni jednak nic sobie z tego nie robili.
Troszczyli się tylko o dobro i zdrowie bliskich siebie osób.
Zrobili wszystko co w ich mocy bez specjalistycznego sprzętu i wywnioskowali, że stan ogólny nie jest zły tylko drobne stłuczenia i złamana ręka Leny.
- Proszę się odsunąć. - powiedział podchodzący do nich ratownik medyczny z dwójką swoich pomocników.
- Jesteśmy lekarzami. Jedziemy z wami, do Leśnej Góry. - powiedział Piotr, pomagając z noszami.
Weszli oboje do ambulansu i odjechali, żegnając się z tłumem gapiów, który już pomału się rozchodził ...
Subskrybuj:
Posty (Atom)