sobota, 15 czerwca 2013

Opowiadanie 1. Część 60.

Wszystko było dokładnie tak, jak Piotr przewidział.
Kobieta siedziała w łazience całe trzydzieści minut, a mężczyzna niecałe pięć. Zawsze zastanawiał się, co ona tak długo może tam robić, no, ale nie wnikał.
Wyszli i tak piętnaście minut później, ponieważ nieustający spór o buty na obcasie nie został zakończony.
Hana chciała ubrać szpilki. Oczywiście nie takie jak z reguły, bo sama nie była głupia i wiedziała czym to grozi. Ale nie zmieniając faktu, szpilki to szpilki. Poza ty nie były one też bardzo niskie. Ośmio centymetrowe.
Piotr nie chciał się na to zgodzić. Uważał, że to stanowczo za wiele w jej stanie, tym bardziej, że nie wiadomo do końca czy wszystko jest ok.
Po pewnym czasie Hana ustąpiła.
Wynikało to tylko i wyłącznie z tego, że spojrzała na zegarek. Czas im się coraz bardziej kurczył, a przecież musieli zdążyć na wizytę Tosi.
- Dobra Piotr. Chodź wychodzimy. - mówiła, zakładając już baleriny na stopy.
- No nareszcie. - odparł, uśmiechając się pogodnie.
Wyszli z mieszkania.
Piotr kierował się do swojego auta, tak jak to wcześniej ustalił z Haną. Jadą jego samochodem.
Hana pamiętała rozmowę z Piotrem, jednak szła w stronę swojego pojazdu.
- Co ty robisz Hana? - zareagował mężczyzna, który przyglądał się jej. - Nie pamiętasz o czym rozmawialiśmy?
- Pamiętam, ale ja się zgodziłam co o butów, to ty musisz mi ustąpić w samochodach. - powiedziała, podchodząc do drzwi wozu.
- No ok, już się nie będę kłócił. - mówił, kierując się w jej stronę. Wolał odpuścić i już jechać na te zakupy.
Nie jechali długo. Korków nie było.
Po dwudziestu minutach dojechali do sklepu.
Spędzili w nim dużo czasu. Hana naładowała całe trzy wielkie koszyki zakupów.
Oczywiście ... większość tych rzeczy nie była potrzebna. No, ale Tosi może się spodobać to lub tamto.
Piotr twierdził, że były to dość duże zapasy jedzenia dla nich, a Hana natomiast, że jest to tylko na kilka najbliższych dni.
To właśnie o tym rozmawiali przez większość drogi powrotnej do domu, która zleciała im bardzo szybko.
W mgnieniu oka znaleźli się znów pod swoim blokiem i weszli do mieszkania.
- To co? Ile nam zostało czasu? - zapytała Hana, zamykając drzwi.
- Hm, jakieś trzydzieści minut. - odpowiedział jej Piotr, patrząc na swój zegarek.
- Oo, tak mało? - spytała nagle ożyła.
- No, a co myślałaś? W tym sklepie nam zleciało, jak wybierałaś sok pół godziny. - mówił, śmiejąc się.
- No, a jak jest na jakiś uczulona? To nie śmieszne. - mówiła, sama śmiejąc się pod nosem.
- Nie jest, poza tym wzięłaś pięć rodzai. Na pewno nie na wszystkie jest uczulona. - odpowiedział jej pogodnie.
Resztę czasu spędzili na wspólnym rozpakowywaniu zakupów i sprzątaniu po sobie lekkiego bałaganu, który zostawili.
Hana na szybko ugotowała spaghetti. Piotr kochał jej kuchnię.
Zdążyli nałożyć jedynie jedzenie na talerz i usłyszeli dzwonek do drzwi.

13 komentarzy: