niedziela, 28 kwietnia 2013

Opowiadanie 1. Część 18.

Hana poszła do domu, nie dlatego, że James tak jej powiedział. Po prostu uznała, że stanie w środku jakiegoś lasu, samotnie, nie jest dość dobrym pomysłem, a do tego było jej jeszcze zimno.
Weszła, więc do mieszkania. Było ono urządzone skromnie, ale bardzo ciepło i tak przytulnie. Kobieta od razu poczuła się jak w domu, ale nie, nie może się tak czuć. Od razu wybiła sobie tę myśl z głowy.
W sumie mogła uciec, ale nie miała gdzie, wszędzie były tylko drzewa, a zasięgu w telefonie nie miała. James wiedział, że nie będzie próbowała uciekać, wiedział, że nie jest taka głupia, dlatego nawet, nie troszczył się o to, aby ktoś jej pilnował.
Hana podeszła do okna i oparła się o nie. Spoglądała przez szybę. Nawet nie wiedziała, kiedy zaczęła płakać. Samo tak wyszło, w jej życiu za dużo się ostatnio wydarzyło. Tyle chwili, chciała być z Piotrem. To był jedyny mężczyzna, przy którym, tak naprawdę czuła się bezpieczna. Pragnęła się do niego przytulić i poczuć jego zapach.
Zarówno jej myśli, względem Piotra, jak i płacz, były bardzo długie. Zauważyła w oddali Jamesa, widziała, że wraca już. Nie chciała mu pokazać bólu, rozpaczy, strachu. Szybko przetarła łzy rękawem. Chciała, żeby nie było widać śladu, po tym, że płakała.
Po pięciu minutach mężczyzna otwierał już drzwi do mieszkania.
- Już jestem kochanie. - powiedział.
- I co, namyśliłeś się? - powiedziała od razu kobieta, nawet nie poprawiając go, że użył do niej słowa kochanie, starała się być dla niego, jak najbardziej miła, oczywiście, na tyle, na ile to możliwe w tej sytuacji. Chciała, żeby on też był dla niej wyrozumiały, więc musiała grać.
Nastała chwilowa cisza, Hanie łzy napłynęły do oczu. Zawsze wiedziała, że kocha Piotra, ale dopiero teraz, uświadomiła sobie, jak bardzo, że nie może bez niego żyć.
- James, proszę ... zawieź mnie do niego. - odpowiedziała smutna po chwili.
* * *
Piotr cały czas krążył wszędzie. Jeździł, aż wreszcie postanowił pojechać w miejsce, gdzie ostatnio widział ten samochód, ze swoją ukochaną. Wiedział, że prędzej znajdzie ją sam, niż policja.
Mężczyzna zupełnie stracił rachubę czasu, jeździł we wszelkich możliwych kombinacjach. 
Z otumanienia wyrwał go dopiero dzwoniący telefon.
- Cześć Piotr, i co z Haną? - w telefonie odezwał się głos Leny.
- Niestety, nadal nic nie wiadomo. - odpowiedział, zdołowany mężczyzna.
- Przykro mi, ale jestem pewna, że się znajdzie. - powiedziała smutno. - A tak właściwie to gdzie jesteś? 
- Ja, ... szukam jej. 
- Piotr, miałeś to zostawić policji, a nie szukać jej na własną rękę! - krzyknęła Lena.
- Tak? Gdyby Witek zaginął, też byś pozwoliła szukać go policji, a sama nic nie robiła?! - powiedział zbulwersowany Piotr.
- Masz rację, przepraszam. Szukaj jej, a tak właściwie, to dzwonię trochę w innej sprawie. 
- Tak?
- Felek jest chory, a ja jestem u was prawie cały dzień. Muszę iść do domu. - powiedziała przepraszająco.
- Jasne, rozumiem. Tylko, z kim ja teraz zostawię Kubę? - zapytał głośno.
- Źle mnie zrozumiałeś, wezmę go ze sobą, nasz dom jest duży, na pewno znajdę dla niego na razie miejsce. Nie martw się o niego, będzie bezpieczny.
- Dziękuję Lena, jesteś wielka. 
- Nie ma za co dziękować, już ci mówiłam. Na pewno zachowałbyś się tak samo, na moim miejscu. A teraz nie zadręczaj się niczym innym, oprócz szukaniem Hany. - już miała się rozłączyć, gdy nagle dodała. - Pamiętaj, jeżeli coś będziesz wiedział, natychmiast masz do mnie dzwonić.
- Ok, w takim razie pa.
- Pa. - powiedziała i rozłączyła się.
* * *
- Hana, ja podjąłem decyzję. - powiedział James i usiadł na krześle, które znajdowało się niedaleko kobiety.

4 komentarze: